- Jest tylko jedna osoba, która potrafiła dokonać Mission Impossible i tą osobą jest Tom Cruise. I Misiek (Michał Kamiński - red.) być może nawet jest Tomem Cruisem, tylko zadanie, które ma, jest trudniejsze, niż wyprowadzenie z centrali CIA tajnych danych – mówił Marek Migalski w rozmowie z Wprost.pl komentując zmiany w otoczeniu Ewy Kopacz.
Zuzanna Hyży, Wprost.pl: Co pan sadzi o nowej obsadzie stanowisk najbliższych współpracowników w gabinecie premier Ewy Kopacz?
Marek Migalski: Pana Kierwińskiego nie znam. O doradcy ekonomicznym, czyli Rostowskim, mam wyrobione zdanie, ale ono jest zdaniem laika, gdyż nie znam się na sprawach ekonomicznych. Mogę tylko powiedzieć, że on się politycznie nie sprawdza. Trochę złośliwie powiem, że to co łączy Rostowskiego i Kamińskiego, to to, że nie wzięli mandatów w poprzednich wyborach. Chociaż Rostowski miał o wiele większe szanse. Talentów politycznych nie ma. Być może ma talenty ekonomiczne, ale głęboko skryte. Na tyle skryte, że przez ostatnie lata ich nie ujawniał. Jego największym talentem było systematyczne zadłużanie Polski i to akurat wie taki laik jak ja. To co jest największym dokonaniem pana Rostowskiego, oczywiście na polecenie Donalda Tuska, to niebotyczne zadłużenie kraju.
O czym może świadczyć pojawienie się w otoczeniu premier Kopacz Michała Kamińskiego? Czy to właściwy wybór?
Pomijając kwestie etyczne, ponieważ ja nie jestem etykiem, a politologiem, to nawet nie tyle jest bardzo dobry wybór pani Kopacz – to jest najlepszy wybór. Misiek [Kamiński – przyp.red.] ma wszystko to, czego pani Kopacz brak. Ona systematycznie popełniała wszystkie możliwe błędy. A Misiek jest znany z tego, że na marketingu politycznym i PR się zna. A to jest dzisiaj najbardziej potrzebne Ewie Kopacz, dlatego, że ona jest absolutnie nieporadna w tej materii. Ja bym oceniał ten awans jako zrozumiały. Ale jeszcze raz podkreślam, że nie mam zamiaru się wypowiadać na temat tego, co to mówi o ludziach, dlatego, że w polityce to są drugorzędne rzeczy. Zwłaszcza, że przypomnę, trochę broniąc Miśka, że on drogę do Platformy pokonywał od 2011 roku. Trzy lata mu zajęło do 2014, kiedy to został kandydatem tej partii na europosła. Więc dzisiaj jego akces już formalny jest czymś, co moim zdaniem wynika z jego dotychczasowych wysiłków. Wszyscy gdzieś idą, więc Michał Kamiński tutaj nie jest wyjątkiem. Tego typu nomadyczne zachowania polskich polityków są pewną normą, ale akurat tak jest, że "hejt" skupił się przede wszystkim na Miśku Kamińskim, co w moim przekonaniu jest lekko wobec niego niesprawiedliwe.
Myśli pan, że Michał Kamiński sprawdzi się w tej nowej roli?
Powiem trochę złośliwie wobec Michała – on musi się w tej roli sprawdzić, dlatego że to jest jedyne co on potrafi politycznie. Michał nie jest znany z tego, że przeprowadzał ustawy przez Parlament Europejski czy polski Sejm, nie jest znany z ciężkiej pracy w terenie. Jest znany z tego, że ma genialne pomysły marketingowe i po to został zatrudniony przez Ewę Kopacz. Żeby z takiego polskiego komisarza Clouseau, która potyka się o własne nogi, zrobić poważnego męża stanu. To oczywiście w mojej opinii zadanie niewykonalne. Takiego manewru nie jest w stanie zrobić nawet Misiek, ponieważ to jest po prostu niemożliwe. Udowodnienie, że Ewa Kopacz jest poważnym mężem stanu na ciężkie czasy, które nad Polskę nadciągają - to jest po prostu niewykonalne. Jest tylko jedna osoba, która potrafiła dokonać "Mission Impossible" i tą osobą jest Tom Cruise. I Misiek być może nawet jest Tomem Cruisem, tylko zadanie, które ma, jest trudniejsze, niż wyprowadzenie z centrali CIA tajnych danych. Dlatego, że uczynienie z Ewy Kopacz kogoś, kogo się nazywa mężem stanu, jest po prostu niewykonalne.
Jeśli Ewie Kopacz się nie uda, to Michał Kamiński zostanie okrzyknięty jako ten, który potrafi robić tylko te rzeczy, które były łatwe. A w momencie w którym pojawia się coś trudniejszego, to okazuje się, że tego nie potrafi. Wobec tego, na ile znam Michała, będzie bardzo ciężko pracował na sukces Ewy Kopacz. Po pierwsze, dlatego że chce wziąć srogą pomstę na PiS-ie, a po drugie dlatego, że to jest w jego politycznym i żywotnym interesie, żeby Ewa Kopacz przetrwała i żeby ten rząd był kontynuowany po jesiennych wyborach parlamentarnych.
Na stanowisko rzeczniczki rządu powołano Małgorzatę Kidawę-Błońską, która pełniła już tę rolę w rządzie Donalda Tuska. Czy myśli pan, że to dobra kandydatura?
Kidawa-Błońska nie sprawdzała się jako rzeczniczka Donalda Tuska. Była słabym rzecznikiem, niedoinformowanym, nie potrafiącym zapanować nad przekazem medialnym. Ale to, że była już rzecznikiem rządu działa na jej korzyść. Już mniej więcej wie jak co się robi, albo jak się robić powinno. I to działa na jej korzyść. Na jej niekorzyść działają natomiast dwie rzeczy. Po pierwsze to, że nie sprawdzała się w tej roli wcześniej, a po drugie dziwię się, że Ewa Kopacz obudowuje się innymi kobietami, bo to po prostu źle wygląda. Ona powinna mieć tam pełnokrwistego polityka i np. Sławomir Nitras sprawdziłby się w tej funkcji lepiej. Mądry manager otacza się ludźmi, którzy uzupełniają jego braki, a nie uwypuklają je. Pani Kidawa-Błońska uwypukli problemy i braki Ewy Kopacz, a nie odwrotnie. Ma tutaj też znaczenie czynnik płciowy. W Ewie Kopacz jest coś bardzo słabego i kobiecego, takie rozedrganie, które ona uważa za swoją zaletę, a to po prostu bardzo źle wygląda na zewnątrz. I niestety pani Kidawa-Błońska nie wygląda na taką, która miałaby ją w tym zastąpić. Uzupełnić. Wygląda na to, że ona dołoży swoje wady do wad Ewy Kopacz.
Wspomniał pan Sławomira Nitrasa. W ostatnim czasie spekulowano, że może on zostać rzecznikiem rządu bądź szefem gabinetu Ewy Kopacz. Tak się jednak nie stało. Jak pan myśli, dlaczego?
Nie wiem co się stało i na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć, natomiast mogę potwierdzić, że coś się stało. W ostatnich kilku dniach przetoczyło się przez prasę kilka artykułów o tym, że to jest takie zmartwychwstanie. Że on już był na politycznym zakręcie i nagle się odbił. Tu widać, że coś się musiało zadziać takiego, że on nie wypracował sobie pozycji. Ja mogę tylko spekulować. Być może chciał zbyt dużej władzy. Być może przyblokowały go jakieś frakcje wewnątrz Platformy – wiadomo że on jest w bardzo złych relacjach ze Schetyną, a z kolei Tusk też zachował się wobec niego nielojalnie pod koniec jego kariery w Parlamencie Europejskim. Więc nie jestem w stanie powiedzieć co się stało, natomiast to, że on jest największym przegranym tego rozdania to prawda. To jest wyraźnie zauważalne. To, że zniknął ze sfery publicznej, że w tym rozdaniu nie ma dla niego nawet najmniejszej roli, rzeczywiście świadczy o tym, że ten jego powrót jest średnio udany.
Jak zareagował pan słysząc o deklaracji Jana Tomaszewskiego o tym, że chciałby dołączyć do klubu parlamentarnego PO?
Wzruszeniem ramion. To, że ktoś przechodzi z partii do partii mnie nie wzrusza i nie uważam żeby to było jakoś naganne moralnie. Partiom się nie przyrzeka miłości wiecznej, natomiast to nie ma absolutnie żadnego znaczenia politycznego. To może mieć znaczenie dla pana Tomaszewskiego, chociaż wątpię, żeby on zrobił dobry wynik z innej listy niż poprzednio, bo jednak w ciągu 4 lat będzie startował z konkurencyjnej listy wobec tej poprzedniej i myślę, że on po prostu zrobi nie najlepszy wynik. Ale ewentualnie dla niego to może mieć takie znaczenie, że on się uchowa w polityce, natomiast dla partii, dla Platformy Obywatelskiej, nie ma to żadnego znaczenia. Nie ma to również znaczenia dla PiS-u, ponieważ jego strata jest niewielka, a dla wyborców ma jeszcze mniejsze znaczenie, dlatego że pan Tomaszewski, przez cztery lata obecności w polityce po prostu nic nie zrobił. To jest stracony mandat, stracony głos, nie przeprowadził żadnej ustawy, nie zrobił absolutnie niczego z tego, co obiecywał w kampanii wyborczej. To jest przegrany polityk, który próbuje znaleźć swoje miejsce.
Marek Migalski: Pana Kierwińskiego nie znam. O doradcy ekonomicznym, czyli Rostowskim, mam wyrobione zdanie, ale ono jest zdaniem laika, gdyż nie znam się na sprawach ekonomicznych. Mogę tylko powiedzieć, że on się politycznie nie sprawdza. Trochę złośliwie powiem, że to co łączy Rostowskiego i Kamińskiego, to to, że nie wzięli mandatów w poprzednich wyborach. Chociaż Rostowski miał o wiele większe szanse. Talentów politycznych nie ma. Być może ma talenty ekonomiczne, ale głęboko skryte. Na tyle skryte, że przez ostatnie lata ich nie ujawniał. Jego największym talentem było systematyczne zadłużanie Polski i to akurat wie taki laik jak ja. To co jest największym dokonaniem pana Rostowskiego, oczywiście na polecenie Donalda Tuska, to niebotyczne zadłużenie kraju.
O czym może świadczyć pojawienie się w otoczeniu premier Kopacz Michała Kamińskiego? Czy to właściwy wybór?
Pomijając kwestie etyczne, ponieważ ja nie jestem etykiem, a politologiem, to nawet nie tyle jest bardzo dobry wybór pani Kopacz – to jest najlepszy wybór. Misiek [Kamiński – przyp.red.] ma wszystko to, czego pani Kopacz brak. Ona systematycznie popełniała wszystkie możliwe błędy. A Misiek jest znany z tego, że na marketingu politycznym i PR się zna. A to jest dzisiaj najbardziej potrzebne Ewie Kopacz, dlatego, że ona jest absolutnie nieporadna w tej materii. Ja bym oceniał ten awans jako zrozumiały. Ale jeszcze raz podkreślam, że nie mam zamiaru się wypowiadać na temat tego, co to mówi o ludziach, dlatego, że w polityce to są drugorzędne rzeczy. Zwłaszcza, że przypomnę, trochę broniąc Miśka, że on drogę do Platformy pokonywał od 2011 roku. Trzy lata mu zajęło do 2014, kiedy to został kandydatem tej partii na europosła. Więc dzisiaj jego akces już formalny jest czymś, co moim zdaniem wynika z jego dotychczasowych wysiłków. Wszyscy gdzieś idą, więc Michał Kamiński tutaj nie jest wyjątkiem. Tego typu nomadyczne zachowania polskich polityków są pewną normą, ale akurat tak jest, że "hejt" skupił się przede wszystkim na Miśku Kamińskim, co w moim przekonaniu jest lekko wobec niego niesprawiedliwe.
Myśli pan, że Michał Kamiński sprawdzi się w tej nowej roli?
Powiem trochę złośliwie wobec Michała – on musi się w tej roli sprawdzić, dlatego że to jest jedyne co on potrafi politycznie. Michał nie jest znany z tego, że przeprowadzał ustawy przez Parlament Europejski czy polski Sejm, nie jest znany z ciężkiej pracy w terenie. Jest znany z tego, że ma genialne pomysły marketingowe i po to został zatrudniony przez Ewę Kopacz. Żeby z takiego polskiego komisarza Clouseau, która potyka się o własne nogi, zrobić poważnego męża stanu. To oczywiście w mojej opinii zadanie niewykonalne. Takiego manewru nie jest w stanie zrobić nawet Misiek, ponieważ to jest po prostu niemożliwe. Udowodnienie, że Ewa Kopacz jest poważnym mężem stanu na ciężkie czasy, które nad Polskę nadciągają - to jest po prostu niewykonalne. Jest tylko jedna osoba, która potrafiła dokonać "Mission Impossible" i tą osobą jest Tom Cruise. I Misiek być może nawet jest Tomem Cruisem, tylko zadanie, które ma, jest trudniejsze, niż wyprowadzenie z centrali CIA tajnych danych. Dlatego, że uczynienie z Ewy Kopacz kogoś, kogo się nazywa mężem stanu, jest po prostu niewykonalne.
Jeśli Ewie Kopacz się nie uda, to Michał Kamiński zostanie okrzyknięty jako ten, który potrafi robić tylko te rzeczy, które były łatwe. A w momencie w którym pojawia się coś trudniejszego, to okazuje się, że tego nie potrafi. Wobec tego, na ile znam Michała, będzie bardzo ciężko pracował na sukces Ewy Kopacz. Po pierwsze, dlatego że chce wziąć srogą pomstę na PiS-ie, a po drugie dlatego, że to jest w jego politycznym i żywotnym interesie, żeby Ewa Kopacz przetrwała i żeby ten rząd był kontynuowany po jesiennych wyborach parlamentarnych.
Na stanowisko rzeczniczki rządu powołano Małgorzatę Kidawę-Błońską, która pełniła już tę rolę w rządzie Donalda Tuska. Czy myśli pan, że to dobra kandydatura?
Kidawa-Błońska nie sprawdzała się jako rzeczniczka Donalda Tuska. Była słabym rzecznikiem, niedoinformowanym, nie potrafiącym zapanować nad przekazem medialnym. Ale to, że była już rzecznikiem rządu działa na jej korzyść. Już mniej więcej wie jak co się robi, albo jak się robić powinno. I to działa na jej korzyść. Na jej niekorzyść działają natomiast dwie rzeczy. Po pierwsze to, że nie sprawdzała się w tej roli wcześniej, a po drugie dziwię się, że Ewa Kopacz obudowuje się innymi kobietami, bo to po prostu źle wygląda. Ona powinna mieć tam pełnokrwistego polityka i np. Sławomir Nitras sprawdziłby się w tej funkcji lepiej. Mądry manager otacza się ludźmi, którzy uzupełniają jego braki, a nie uwypuklają je. Pani Kidawa-Błońska uwypukli problemy i braki Ewy Kopacz, a nie odwrotnie. Ma tutaj też znaczenie czynnik płciowy. W Ewie Kopacz jest coś bardzo słabego i kobiecego, takie rozedrganie, które ona uważa za swoją zaletę, a to po prostu bardzo źle wygląda na zewnątrz. I niestety pani Kidawa-Błońska nie wygląda na taką, która miałaby ją w tym zastąpić. Uzupełnić. Wygląda na to, że ona dołoży swoje wady do wad Ewy Kopacz.
Wspomniał pan Sławomira Nitrasa. W ostatnim czasie spekulowano, że może on zostać rzecznikiem rządu bądź szefem gabinetu Ewy Kopacz. Tak się jednak nie stało. Jak pan myśli, dlaczego?
Nie wiem co się stało i na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć, natomiast mogę potwierdzić, że coś się stało. W ostatnich kilku dniach przetoczyło się przez prasę kilka artykułów o tym, że to jest takie zmartwychwstanie. Że on już był na politycznym zakręcie i nagle się odbił. Tu widać, że coś się musiało zadziać takiego, że on nie wypracował sobie pozycji. Ja mogę tylko spekulować. Być może chciał zbyt dużej władzy. Być może przyblokowały go jakieś frakcje wewnątrz Platformy – wiadomo że on jest w bardzo złych relacjach ze Schetyną, a z kolei Tusk też zachował się wobec niego nielojalnie pod koniec jego kariery w Parlamencie Europejskim. Więc nie jestem w stanie powiedzieć co się stało, natomiast to, że on jest największym przegranym tego rozdania to prawda. To jest wyraźnie zauważalne. To, że zniknął ze sfery publicznej, że w tym rozdaniu nie ma dla niego nawet najmniejszej roli, rzeczywiście świadczy o tym, że ten jego powrót jest średnio udany.
Jak zareagował pan słysząc o deklaracji Jana Tomaszewskiego o tym, że chciałby dołączyć do klubu parlamentarnego PO?
Wzruszeniem ramion. To, że ktoś przechodzi z partii do partii mnie nie wzrusza i nie uważam żeby to było jakoś naganne moralnie. Partiom się nie przyrzeka miłości wiecznej, natomiast to nie ma absolutnie żadnego znaczenia politycznego. To może mieć znaczenie dla pana Tomaszewskiego, chociaż wątpię, żeby on zrobił dobry wynik z innej listy niż poprzednio, bo jednak w ciągu 4 lat będzie startował z konkurencyjnej listy wobec tej poprzedniej i myślę, że on po prostu zrobi nie najlepszy wynik. Ale ewentualnie dla niego to może mieć takie znaczenie, że on się uchowa w polityce, natomiast dla partii, dla Platformy Obywatelskiej, nie ma to żadnego znaczenia. Nie ma to również znaczenia dla PiS-u, ponieważ jego strata jest niewielka, a dla wyborców ma jeszcze mniejsze znaczenie, dlatego że pan Tomaszewski, przez cztery lata obecności w polityce po prostu nic nie zrobił. To jest stracony mandat, stracony głos, nie przeprowadził żadnej ustawy, nie zrobił absolutnie niczego z tego, co obiecywał w kampanii wyborczej. To jest przegrany polityk, który próbuje znaleźć swoje miejsce.