Czesi: zostawcie nam resztki socjalizmu

Czesi: zostawcie nam resztki socjalizmu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trumnę "z obietnicami przedwyborczymi" złożyli pod siedzibą rządu czescy związkowcy protestujący przeciwko likwidacji osłon socjalnych w związku z reformą finansów publicznych.
Przeciwko rządowej reformie finansów publicznych demonstrowało w centrum Pragi, według różnych szacunków, od 15 do przeszło 20 tys. związkowców z całych Czech.

Pochód wyruszył ze wzgórza Letna. Związkowcy nieśli transparenty z napisami: "Chcemy reform, nie deformacji", "Biednym zabiorą, bogatym dadzą", "Nie głosowaliśmy na prawicową CzSSD" (Czeską Partię Socjaldemokratyczną).

Przed siedzibą Urzędu Rady Ministrów, której pilnowały wzmocnione patrole policji, złożyli symboliczną trumnę z napisami: "Przedwyborcze obietnice premiera Szpidli" i "Program rządu" oraz  żałobne wieńce z szarfami, na których widniały napisy "Nie zapomnimy - ubodzy pracownicy". Przed siedzibą rządu zbudowano także symboliczny nagrobek z napisem: "Reforma z rządem na czele jest do d..." (Reforma s vladou v cele dovede nas do prdele).

Demonstranci skandowali: "Precz z rządem!", "Precz ze Szpidlą!". Krzyczeli: "Hańba!". Figurę przedstawiającą szefa rządu oparli o  uliczną latarnię.

W czasie wiecu na placu Jana Palacha w centrum Pragi, lider ASO, Bohumir Dufek, powiedział, że związkowcy opowiadają się za  reformą, która przyniesie rozwój, a nie taką, która - jak obecnie planowana - oznaczać będzie ubóstwo dla wielu obywateli. Lider CzMKOS Milan Sztiech oskarżył obecny rząd o absolutną arogancję.

W specjalnym oświadczeniu organizatorzy demonstracji stwierdzili, że związki zawodowe nie są zainteresowane destabilizacją społeczną, ale - jak dodali - za rządowy projekt reformy finansów publicznych, który zlikwiduje wiele przywilejów i osłon socjalnych, zapłacą przede wszystkim robotnicy, rodziny z dziećmi, emeryci i bezrobotni. "To nie jest reforma, ale deformacja. Nie  chcemy być zakładnikami politycznych bandytów" - stwierdzono w  dokumencie.

Mówcy zaapelowali do posłów, aby nie wspierali planów rządu. Grozili też, że jeśli rząd nie zareaguje na związkowe protesty, związkowcy będą zmuszeni sięgnąć po broń ostateczną: strajk generalny.

"Niech spróbują" - odpowiedział wiceprzewodniczący Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej, minister pracy i spraw socjalnych Zdeniek Szkromach. Według niego, związkowcy, którzy demonstrowali w sobotę w Pradze, powinni sobie uświadomić, że rząd prawicowy, który zastąpiłby obecną koalicję socjaldemokratów, chadeków i  liberałów, przeforsuje reformy o wiele dotkliwsze.

Sztiech, który jest senatorem z ramienia socjaldemokracji, wezwał lidera swojej partii, premiera Szpidlę, żeby na przyszłą sobotę zwołał w Pradze demonstrację poparcia dla reform ekonomicznych rządu: "Niech nam pokaże, że ludzi, którzy chcą jego reformy, jest więcej niż tych, którzy jej nie chcą".

Sobotni protest w Pradze był największą demonstracją od sześciu lat, nie był jednak tak masowy jak protest związkowców przeciwko polityce gospodarczo-społecznej rządu 8 listopada 1997 roku, kiedy na Rynku Staromiejskim w Pradze przeciwko prawicowemu rządowi Vaclava Klausa demonstrowało według związkowców 120 tys. ludzi (według policji dwa razy mniej). Większe niż sobotnia demonstracja były też protesty w 1995 roku (ok. 90 tys.) i rok później (ok. 40 tys.) - podaje agencja CTK.

em, pap