Dziewięć osób usłyszało zarzuty czynnej napaści na funkcjonariuszy oraz udziału w zbiegowisku po wtorkowych zamieszkach w Sosnowcu. O trzech nieletnich zadecyduje sąd rodzinny - podaje TVN 24.
Zatrzymanym grozi do 10 lat więzienia. Dwóch, spośród zatrzymanych trzech, nieletnich zostało przekazanych pod opiekę rodziców, a jeden wrócił do ośrodka szkolno-wychowawczego.
Policja nie wyklucza, że nastąpią kolejne zatrzymania w sprawie.
We wtorek przed komendą policji w Sosnowcu zebrała się demonstracja w związku ze śmiercią 23-latka podczas interwencji policji.
Demonstracja rozpoczęła się o godzinie 20. Organizatorzy zapalili znicze. Po chwili zebrani zaczęli wznosić okrzyki. Sytuacja zaostrzyła się tuż przed godziną 21. W stronę komendy poleciały kamienie i petardy. Do akcji wkroczyli policjanci. Dwie grupy szturmowe przepchnęły grupę kilkudziesięciu osób na drugą stronę ulicy.
Do śmierci 23-latka doszło kilka dni temu. Policjanci zostali wezwani przez pogotowie, które miało problem z agresywnym mężczyzną, który źle się poczuł. Jeden ze świadków interwencji powiedział w rozmowie z RMF FM, że policjanci mieli skakać po 23-latku i dociskać go do ziemi. Funkcjonariusze mieli nie reagować na krzyki mężczyzny. 23-latek zmarł po przewiezieniu do szpitala.
Lekarz Dariusz Kozub powiedział, że w organizmie mężczyzny wykryto m.in. mieszaninę glikolu i leków uspokajających. Gdy trafił do szpitala jego stan był skrajnie ciężki. - Praktycznie jako neurolog mogę powiedzieć, że był to stan śmierci mózgu. Wspomnę tylko o wynikach badań toksykologicznych, które wskazują na zatrucie egzogennymi substancjami - dodał. Jak wykazała sekcja zwłok, mężczyzna zmarł z powodu obrzęku mózgu spowodowanego prawdopodobnie zażyciem dopalaczy. Na jego ciele nie znaleziono śladów złamań bądź uderzeń.
TVN 24, RMF FM
Policja nie wyklucza, że nastąpią kolejne zatrzymania w sprawie.
We wtorek przed komendą policji w Sosnowcu zebrała się demonstracja w związku ze śmiercią 23-latka podczas interwencji policji.
Demonstracja rozpoczęła się o godzinie 20. Organizatorzy zapalili znicze. Po chwili zebrani zaczęli wznosić okrzyki. Sytuacja zaostrzyła się tuż przed godziną 21. W stronę komendy poleciały kamienie i petardy. Do akcji wkroczyli policjanci. Dwie grupy szturmowe przepchnęły grupę kilkudziesięciu osób na drugą stronę ulicy.
Do śmierci 23-latka doszło kilka dni temu. Policjanci zostali wezwani przez pogotowie, które miało problem z agresywnym mężczyzną, który źle się poczuł. Jeden ze świadków interwencji powiedział w rozmowie z RMF FM, że policjanci mieli skakać po 23-latku i dociskać go do ziemi. Funkcjonariusze mieli nie reagować na krzyki mężczyzny. 23-latek zmarł po przewiezieniu do szpitala.
Lekarz Dariusz Kozub powiedział, że w organizmie mężczyzny wykryto m.in. mieszaninę glikolu i leków uspokajających. Gdy trafił do szpitala jego stan był skrajnie ciężki. - Praktycznie jako neurolog mogę powiedzieć, że był to stan śmierci mózgu. Wspomnę tylko o wynikach badań toksykologicznych, które wskazują na zatrucie egzogennymi substancjami - dodał. Jak wykazała sekcja zwłok, mężczyzna zmarł z powodu obrzęku mózgu spowodowanego prawdopodobnie zażyciem dopalaczy. Na jego ciele nie znaleziono śladów złamań bądź uderzeń.
TVN 24, RMF FM