Jaką władzę ma premier?
- Premier Jerzy Buzek od początku ustawił się w roli mediatora. I gdyby tego mediatora zastąpić decydentem czy dyktatorem, obecna koalicja już by nie istniała - uważa poseł Piotr Żak, rzecznik Akcji Wyborczej Solidarność. - Premier powinien mieć większą zdolność podejmowania trudnych decyzji i mniej ulegać partykularnym interesom różnych grup koalicji - mówi poseł Paweł Piskorski, wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego Unii Wolności. - O zachowaniu Jerzego Buzka decyduje "biuro polityczne" złożone z liderów koalicji - twierdzi natomiast poseł Andrzej Urbańczyk, rzecznik Klubu Parlamentarnego SLD.
Ponad dziesięć dni premier zwlekał z ogłoszeniem decyzji dotyczącej przyszłości Ryszarda Czarneckiego, przewodniczącego Komitetu Integracji Europejskiej. W tym czasie przedstawiciele wszystkich sił politycznych zarzucali mu brak twardej ręki, uleganie wpływom, a nawet szantażowi kolejnych grup interesów istniejących wewnątrz koalicji. Ogłoszona decyzja - Czarnecki nadal w rządzie, choć premier na czele KIE - nikogo do końca nie satysfakcjonuje, lecz pozwala wszystkim stronom wyjść z twarzą z konfliktu, który groził nie tylko kryzysem koalicji, ale również upadkiem rządu. Z drugiej strony, posunięcie premiera nie kończy dyskusji o tym, kto i w jaki sposób ma wprowadzać Polskę do Unii Europejskiej. Stojący na czele komitetu premier nie będzie przecież osobiście kierował działaniami urzędu. Decyzja szefa rządu nie daje też odpowiedzi na pytanie o zakres realnej władzy premiera.
- Po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, kiedy kluby koalicyjne są "właścicielami" premiera, który czując słabość układu, nie chce swymi decyzjami ryzykować pogorszenia stosunków z politycznym zapleczem - twierdzi Andrzej Urbańczyk. Podpisana umowa koalicyjna zmusza premiera, będącego "spoza pierwszej linii politycznej", do stałego konsultowania swoich decyzji z liderami AWS i UW. - Do tego dochodzą konsultacje w samej AWS, która jest koalicją. W takiej sytuacji pozostaje tylko godzenie i słuchanie wszystkich racji - uważa Piotr Żak.
- Mówiliśmy, że premierem powinien być Marian Krzaklewski. Jego pozycja w AWS była i jest na tyle silna, że mógłby zmuszać swój klub do akceptowania rządowych decyzji - twierdzi Paweł Piskorski. - Nic by to nie zmieniło. Krzaklewski byłby w tej samej sytuacji - ripostuje Żak.
Mimo wysiłków negocjacyjnych, premier nie może dziś mieć poczucia oparcia w silnym politycznym zapleczu. - Byłoby ono tym bardziej potrzebne, że w przeciwieństwie do gabinetów SLD-PSL rząd Buzka od początku nie tylko zarządza państwem, ale wprowadza istotne reformy. Główny problem premiera to zdolność wymuszania poparcia dla reformy na parlamentarnej większości - twierdzi Piskorski. Posłowie koalicji, miast wspierać inicjatywy rządu, zgłaszają projekty sprzeczne z jego założeniami - jak choćby projekty ustaw o prokuratorii generalnej czy powszechnym uwłaszczeniu. Nagminne stało się podnoszenie rąk przeciwko własnemu gabinetowi. Opór koalicyjnych posłów zmusił rząd do rezygnacji z podziału kraju na 12 województw. Wyrzucenie kilku posłów akcji za niesubordynację nie zmieniło sytuacji. Szantażowanie wyjściem z klubu AWS ziściło się - w zeszłym tygodniu sześciu posłów Rodziny Polskiej opuściło szeregi akcji. Tym samym w AWS pozostało 186 posłów, a w koalicji 246, czyli tylko 15 ponad wymaganą zwykłą większość. Secesja 30 posłów ZChN równałaby się utracie większości i upadkowi rządu, dla którego w tym parlamencie nie ma politycznej alternatywy. Choć - zdaniem większości obserwatorów - politycy ZChN nie poważyliby się zagrozić bytowi solidarnościowego gabinetu, Jerzy Buzek nie zdecydował się na radykalne posunięcie w sprawie KIE, czyli zwolnienie ministra Ryszarda Czarneckiego i wiceministra Piotra Nowiny-Konopki. - Cała ta sprawa jest przykładem złego wykorzystania uprawnień kanclerskich premiera. Najpierw premier niepotrzebnie deklarował chęć odwołania szefa KIE przed rekonstrukcją rządu, potem musiał się z tego ze szkodą dla siebie częściowo wycofać. A o sile premiera decyduje przecież nie tylko prawo, ale i układ polityczny - twierdzi Kazimierz Michał Ujazdowski, poseł AWS.
Tymczasem premier musi mieć świadomość, że przy podejmowaniu niepopularnych decyzji może mu zabraknąć (jak w wypadku reformy terytorialnej) wsparcia nawet samego Mariana Krzaklewskiego. - I to nie jest wina premiera Buzka. W AWS mamy do czynienia z dwiema różnymi perspektywami oglądania spraw politycznych. Jedna to sukces rządu i wygrana w wyborach parlamentarnych za trzy lata. Druga to wybory prezydenckie za dwa lata. Niepopularne decyzje rządu zmniejszają zaś szanse kandydata AWS w wyścigu o fotel prezydencki - twierdzi Paweł Piskorski.
Ponad dziesięć dni premier zwlekał z ogłoszeniem decyzji dotyczącej przyszłości Ryszarda Czarneckiego, przewodniczącego Komitetu Integracji Europejskiej. W tym czasie przedstawiciele wszystkich sił politycznych zarzucali mu brak twardej ręki, uleganie wpływom, a nawet szantażowi kolejnych grup interesów istniejących wewnątrz koalicji. Ogłoszona decyzja - Czarnecki nadal w rządzie, choć premier na czele KIE - nikogo do końca nie satysfakcjonuje, lecz pozwala wszystkim stronom wyjść z twarzą z konfliktu, który groził nie tylko kryzysem koalicji, ale również upadkiem rządu. Z drugiej strony, posunięcie premiera nie kończy dyskusji o tym, kto i w jaki sposób ma wprowadzać Polskę do Unii Europejskiej. Stojący na czele komitetu premier nie będzie przecież osobiście kierował działaniami urzędu. Decyzja szefa rządu nie daje też odpowiedzi na pytanie o zakres realnej władzy premiera.
- Po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, kiedy kluby koalicyjne są "właścicielami" premiera, który czując słabość układu, nie chce swymi decyzjami ryzykować pogorszenia stosunków z politycznym zapleczem - twierdzi Andrzej Urbańczyk. Podpisana umowa koalicyjna zmusza premiera, będącego "spoza pierwszej linii politycznej", do stałego konsultowania swoich decyzji z liderami AWS i UW. - Do tego dochodzą konsultacje w samej AWS, która jest koalicją. W takiej sytuacji pozostaje tylko godzenie i słuchanie wszystkich racji - uważa Piotr Żak.
- Mówiliśmy, że premierem powinien być Marian Krzaklewski. Jego pozycja w AWS była i jest na tyle silna, że mógłby zmuszać swój klub do akceptowania rządowych decyzji - twierdzi Paweł Piskorski. - Nic by to nie zmieniło. Krzaklewski byłby w tej samej sytuacji - ripostuje Żak.
Mimo wysiłków negocjacyjnych, premier nie może dziś mieć poczucia oparcia w silnym politycznym zapleczu. - Byłoby ono tym bardziej potrzebne, że w przeciwieństwie do gabinetów SLD-PSL rząd Buzka od początku nie tylko zarządza państwem, ale wprowadza istotne reformy. Główny problem premiera to zdolność wymuszania poparcia dla reformy na parlamentarnej większości - twierdzi Piskorski. Posłowie koalicji, miast wspierać inicjatywy rządu, zgłaszają projekty sprzeczne z jego założeniami - jak choćby projekty ustaw o prokuratorii generalnej czy powszechnym uwłaszczeniu. Nagminne stało się podnoszenie rąk przeciwko własnemu gabinetowi. Opór koalicyjnych posłów zmusił rząd do rezygnacji z podziału kraju na 12 województw. Wyrzucenie kilku posłów akcji za niesubordynację nie zmieniło sytuacji. Szantażowanie wyjściem z klubu AWS ziściło się - w zeszłym tygodniu sześciu posłów Rodziny Polskiej opuściło szeregi akcji. Tym samym w AWS pozostało 186 posłów, a w koalicji 246, czyli tylko 15 ponad wymaganą zwykłą większość. Secesja 30 posłów ZChN równałaby się utracie większości i upadkowi rządu, dla którego w tym parlamencie nie ma politycznej alternatywy. Choć - zdaniem większości obserwatorów - politycy ZChN nie poważyliby się zagrozić bytowi solidarnościowego gabinetu, Jerzy Buzek nie zdecydował się na radykalne posunięcie w sprawie KIE, czyli zwolnienie ministra Ryszarda Czarneckiego i wiceministra Piotra Nowiny-Konopki. - Cała ta sprawa jest przykładem złego wykorzystania uprawnień kanclerskich premiera. Najpierw premier niepotrzebnie deklarował chęć odwołania szefa KIE przed rekonstrukcją rządu, potem musiał się z tego ze szkodą dla siebie częściowo wycofać. A o sile premiera decyduje przecież nie tylko prawo, ale i układ polityczny - twierdzi Kazimierz Michał Ujazdowski, poseł AWS.
Tymczasem premier musi mieć świadomość, że przy podejmowaniu niepopularnych decyzji może mu zabraknąć (jak w wypadku reformy terytorialnej) wsparcia nawet samego Mariana Krzaklewskiego. - I to nie jest wina premiera Buzka. W AWS mamy do czynienia z dwiema różnymi perspektywami oglądania spraw politycznych. Jedna to sukces rządu i wygrana w wyborach parlamentarnych za trzy lata. Druga to wybory prezydenckie za dwa lata. Niepopularne decyzje rządu zmniejszają zaś szanse kandydata AWS w wyścigu o fotel prezydencki - twierdzi Paweł Piskorski.
Więcej możesz przeczytać w 31/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.