Konferencja Wojskowej Prokuratury Okręgowej: płk Ryszard Filipowicz, płk Ireneusz Szeląg i ppłk Janusz Wójcik
KOMENTARZ
Smoleńska logika
Prokuratura wojskowa przedłużyła śledztwo w sprawie katastrofy prezydenckiego Tu-154 pod Smoleńskiem. Przy okazji dowiedzieliśmy się, kto będzie odpowiedzialny za śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego małżonki i kilkudziesięciu najważniejszych osób w państwie. Wojskowi prokuratorzy wskazują, że bezpośrednia wina za doprowadzenie do katastrofy spada na załogę samolotu. Przede wszystkim na dowódcę, który mimo gęstej mgły i braku widoczności zszedł na zbyt niską wysokość. Nie wydał polecenia poderwania maszyny i wykonania kolejnego podejścia do lądowania. To wiemy od dawna, problem w tym, że za katastrofę samolotu, który nie miał prawa się rozbić, odpowiadał cały łańcuszek osób. Wojskowych, urzędników i polityków, którzy bezpośrednio przygotowywali i nadzorowali lot do Smoleńska. Przyjmując punkt widzenia prokuratury, że winni są tylko piloci, trzeba też powiedzieć, że przelotów prezydenta nikt nie chroni, nikt nie pilnuje tras przelotów i lotnisk. Według tej logiki para prezydencka wsiadła do Tu-154 jak do turystycznego samolotu czarterowanego przez tanie linie lotnicze. A za katastrofę odpowiada jakaś spółka z ograniczoną odpowiedzialnością.
Ale to nie był tani przewoźnik, lecz specjalny 36. pułk lotnictwa wojskowego. Miał swojego dowódcę, dowódca zaś – przełożonych i nadzór polityczny ministra obrony. W przypadku lotu do Smoleńska złamane zostały wszystkie procedury. Poczynając od ówczesnego szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego, który nie wystawił formalnego zamówienia na organizację tego lotu, po żołnierza eskadry, który nie przekazał załodze meldunku o fatalnych warunkach meteorologicznych na lotnisku w Smoleńsku. Nie wspominając już o osobach, które wyznaczyły załogę bez ważnych uprawnień do lotu tym typem samolotu. I pozwoliły, żeby nawigator leciał do Rosji, choć nie znał języka rosyjskiego. Na te kilka sekund, które bezpośrednio zdecydowały o tragedii, zapracowało wiele lat tolerancji dla prowizorki, przymykania oczu na nieprawidłowości, błędy w szkoleniach i procedurach bezpieczeństwa. To był system, który skończył się śmiercią 96 osób. Łatwo dziś zwalić winę na pilotów. To zamyka sprawę śledztwa. Trzeba będzie je umorzyć, bo sprawcy nie żyją. W naturalny sposób ustanie potrzeba zadawania trudnych pytań o odpowiedzialność za ten lot.
Według prokuratorów winni są też dwaj rosyjscy kontrolerzy ruchu powietrznego. To oni naprowadzali polski samolot na lotnisko. Odpowiadają przede wszystkim za to, że po prostu nie zamknęli lotniska, na którym nie można było wylądować. Prawdopodobnie prokuratura będzie chciała postawić im zarzuty i przesłuchać. Pytanie tylko jak? Wyda za nimi list gończy, europejski nakaz aresztowania? Mała szansa, żeby udało się jej nawet zablokować im wakacyjne wyjazdy do Unii Europejskiej. Zresztą na reakcję Rosjan nie trzeba było długo czekać. Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej dobitnie poinformował, że w dniu katastrofy na lotnisku wszystko było w porządku, a kontrolerzy działali w ścisłej zgodzie z instrukcjami i międzynarodowymi normami. Rosyjskie riposty specjalnie już nas nie zaskakują. Gorzej, że lista koniecznych zmian w prawie, procedurach i szkoleniach, po czterech latach, pozostaje długa. Bywa, że najważniejsze osoby w państwie dalej podróżują jednym samolotem, wciąż nie ma dla VIP-ów nowych samolotów. I tak jak nie ma wśród żywych winnych, tak trudno dalej wskazać odpowiedzialnych za loty, które nas dopiero czekają. Cezary Bielakowski
USA
Wybory, które zaczęły się na Twitterze
Najpierw był wpis na Twitterze: „Ubiegam się o urząd prezydenta i liczę na wasze wsparcie” – brzmiał. W ten sposób rozpoczął się wielki wyścig o nominację Partii Republikańskiej w kampanii prezydenckiej w 2016 r. Znak czasów? Nowoczesne środki, ale senator Ted Cruz jest jednym z najbardziej zachowawczych kandydatów ubiegających się o nominację do Białego Domu. Nieprzypadkowe wybrano także miejsce rozpoczęcia kampanii – Uniwersytet w Lynchburgu, który jest bastionem konserwatywnych baptystów z Południa. Kampania na dobre rozkręci się pod koniec kwietnia, w miarę jak do wyścigu o fotel prezydencki zaczną przystępować poważniejsi kandydaci. Co nie znaczy, że senatora Cruza można lekceważyć. Jest synem Amerykanki i kubańskiego imigranta. Ale – jak sam mówi – jest „Kubańczykiem, Irlandczykiem i Włochem, a ostatnio także południowym baptystą”. Jest ulubieńcem Tea Party – najbardziej konserwatywnego i populistycznego zarazem skrzydła Partii Republikańskiej. Jak cała jego partia, lubi szokować, chociażby mówiąc, że do wyborów popchnęła go córka Caroline, która chce, aby jej pies mógł biegać po trawniku Białego Domu. Cruz pracował w administracji, wykładał na uczelni, był doradcą w sektorze prywatnym. Za swojego politycznego idola uważa Ronalda Reagana. Szczerze nienawidzi Obamy i jego polityki. W 2013 r. w proteście przeciwko reformie ubezpieczeń zdrowotnych blokował prezydencką mównicę przez ponad 20 godzin i doprowadził do kilkunastodniowego paraliżu prac rządu.
Pochodzenie Cruza, który miałby zostać pierwszym Latynosem na stanowisku prezydenta, niewiele mu pomoże. Jest zagorzałym przeciwnikiem reformy imigracyjnej, która legalizowałaby w USA pobyt 11 mln nieudokumentowanych cudzoziemców. „Jestem przekonany, że wybory w 2016 r. będą przypominały te z roku 1980” – zapewnia senator Cruz. I nawet jeżeli nastroje społeczne zdają się potwierdzać silne przesunięcie Ameryki na prawo, Cruz nie należy do faworytów republikańskich. W tym gronie wymienia się przede wszystkim byłego gubernatora Florydy Jeba Busha i senatorów z Kentucky, Randa Paula, oraz z Florydy, Marco Rubio. Na razie każdy z tych kandydatów przegrywa w sondażach z niekwestionowaną faworytką Partii Demokratycznej do Białego Domu – Hillary Clinton. Logika prawyborów jest zupełnie inna niż w wyborach powszechnych. Podczas debat Cruz będzie atakował konkurentów z prawicowych pozycji i choć trudno mu będzie zdobyć umiarkowany elektorat, to może zostawić ślad na całej kampanii – radykalizacji republikańskiej retoryki. Tomasz Deptuła (Nowy Jork)
PLUS/MINUS
Pseudopolicja
Policjant Kamil Cacek publicznie zrezygnował ze służby. Sprzeciwił się „kreowaniu sztucznych, niepotrzebnych pseudowyników”.
Święty ZSRR
Jedyne w Rosji muzeum upamiętniające represje polityczne z czasów ZSRR, funkcjonujące na terenie byłego łagru Gułagu zostanie zamknięte. Zarzut: przyjmowanie pieniędzy z zagranicy.
LICZBA
474 zł Tyle rekompensaty od państwa za każdy dzień utraconych zarobków może się domagać rezerwista wezwany na ćwiczenia wojskowe.
CYTAT
Absurd i ogłupianie Polaków. To zakłamywanie polskiego sukcesu
JANUSZ LEWANDOWSKI o pomyśle SLD, który chce rekompensat dla ofiar transformacji gospodarczej.
SONDAŻ
Polacy wolą Franciszka
Po dwóch latach pontyfikatu Franciszka Polacy darzą go znacznie większą sympatią niż Benedykta XVI – wynika z badań CBOS. Za autorytet moralny papieża z Argentyny uważa 84 proc. ankietowanych, podczas gdy jego poprzednika w 2013 r. (czyli w momencie abdykacji) 64 proc. Franciszek ma też zdecydowanie mniej przeciwników (13 proc.) niż dwa lata temu Benedykt XVI (29 proc.). Polacy popierają też reformatorskie tendencje w Kościele, które zainspirował obecny papież. W trwającej obecnie dyskusji nad dopuszczeniem do komunii rozwiedzionych aż 80 proc. Polaków jest za. Ogromna większość badanych chce, by Kościół zgodził się na stosowanie środków antykoncepcyjnych (72 proc.) MAD
OŚWIADCZENIE
Agencja Wydawniczo-Reklamowa „Wprost” Sp. z o.o. wyraża ubolewanie, że w artykule pt.: „Kumplowi kontrakt załatwię”, opublikowanym dnia 17 marca 2014 r. w tygodniku „Wprost”, znalazły się nieścisłe informacje dotyczące dr n. med. Piotra Bednarskiego, lekarza chirurga, Dyrektora Instytutu Reumatologii im. prof. dr hab. med. Eleonory Reicher w Warszawie
SPROSTOWANIE
Nieprawdziwe są informacje o rzekomym zainstalowaniu mikrofonów w restauracji Olĕ! zamieszczone w artykule autorstwa: Sylwestra Latkowskiego, Agnieszki Burzyńskiej, Anny Gielewskiej, Izabeli Smolińskiej, Olgi Wasilewskiej, Marcina Dzierżanowskiego, Cezarego Łazarewicza, Grzegorza Sadowskiego zatytułowanym „Czytelnia u wujka”, który został opublikowany w dniu 16 marca 2015 r. W restauracji Olĕ! nie ma i nigdy nie było zainstalowanych jakichkolwiek mikrofonów nagrywających gości restauracji, czy też jej pracowników lub współpracowników.
Jarosław Jan Babiński prezes zarządu Komplementariusza WAW Inwestycje spółka z ograniczoną odpowiedzialnością sp.k.
KONKURS
ZUS: w oczekiwaniu na prezesa
We wtorek z ZUS odchodzi jego dotychczasowy prezes Zbigniew Derdziuk. Trwa konkurs na następcę. Trudno przypuszczać, by osoby, które się do niego zgłosiły – może poza jednym kandydatem – były zdolne do pokierowania instytucją zatrudniającą 46 tys. osób, administrującą budżetem wynoszącym ponad 200 mld zł rocznie. Dlaczego nie ma takich kandydatów? Kalendarz wyborczy podpowiada, że może to być misja na kilka miesięcy, ponadto nad ZUS ciążą wciąż niewyjaśnione sprawy dotyczące jego informatyzacji. Kancelaria premiera utajniła raport na ten temat. Dodatkowo nie wiadomo jakie plany wobec tej instytucji ma Ewa Kopacz. W tej sytuacji w ZUS może pozostać wakat, a będzie nim zarządzał ktoś w funkcji pełniącego obowiązki. Do konkursu przystąpiło 14 kandydatów, pięcioro z nich spełniło wymogi formalne. Są to Katarzyna Kalata, Piotr Kobierski, Adam Niedzielski, Michał Schröder i Edyta Stępień. Troje pierwszych z Warszawy, a pozostali odpowiednio z Gdyni i Częstochowy. Nie ma co ukrywać, że spośród tych osób bardzo trudno będzie wyłonić kandydata na prezesa. Jedynym, który spośród tej piątki mógłby „udźwignąć” prezesurę wydaje się Adam Niedzielski. Obecnie jest dyrektorem Departamentu Strategii i Funduszy Europejskich w Ministerstwie Sprawiedliwości. – Przygotowałem m.in. całościową strategię dla wymiaru sprawiedliwości, która ma być realizowana do 2020 r. – mówi „Wprost” Niedzielski. Nie chce komentować sprawy konkursu na prezesa ZUS. Jest doktorem ekonomii, biegle zna angielski, pracował m.in. w NIK czy Ministerstwie Finansów. Jednak dobre referencje i doświadczenie mogą na nic się nie zdać. Jak wynika z naszych informacji kandydata na prezesa zakładu ma premier Ewa Kopacz. Ale nie wystąpił on w konkursie. Co będzie dalej? Komisja zajmująca się wyborem prezesa na 7 kwietnia zaplanowałatest pisemny. – Później przeprowadzimy jeszcze m.in. rozmowę kwalifikacyjną – mówi nam Marek Bucior, wiceminister pracy odpowiadający za konkurs. Komisja może wyłonić trzech kandydatów, jednego z nich minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz zarekomenduje premier Ewie Kopacz. Może ona powołać go na funkcję, ale nie musi. Może się także okazać, że komisja nie wyłoni żadnego kandydata. Może się też okazać, że premier nie powoła żadnego nominowanego. Wtedy w ZUS będzie zapewne rządził pełniący obowiązki. Kto nim będzie? Wiedzą o tym zapewne pani premier i jej najbliższe otoczenie. Bartosz Marczuk
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.