Nie było żadnego wybuchu ani zamachu, i żeby nie wiem ile razy pan Macierewicz zaklinał rzeczywistość, tego nie udowodni - powiedziała w radiowej Trójce Małgorzata Kidawa-Błońska.
- Na przyczynę katastrofy złożyło się kilka rzeczy, przede wszystkim bardzo złe warunki pogodowe i nieprzestrzeganie procedur na pokładzie samolotu. Nie było żadnego wybuchu ani zamachu, i żeby nie wiem ile razy pan Macierewicz zaklinał rzeczywistość, tego nie udowodni - stwierdziła rzecznik rządu.
Według Kidawy-Błońskiej wbrew temu, co mówi Antoni Macierewicz, nie ma także podstaw prawnych do powoływania na nowo komisji badania wypadków lotniczych lub zabiegania o międzynarodowe śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej.
Kidawa-Błońska podkreśliła, że choć znane są przyczyny katastrofy, nadal należy wyjaśnić, kto jest za nią odpowiedzialny. - Nie jestem od tego, żeby oceniać pracę prokuratury, natomiast chciałabym tę sprawę jak najszybciej zamknąć, bo ona budzi ciągle wiele emocji, ciągle powstają niepotrzebne dyskusje raniące rodziny ofiar - wyjaśniła.
Nowe odczyty z rejestratora kokpitu
RMF FM dotarło do najnowszej opinii biegłych, którzy odczytywali zapis rejestratora rozmów w kokpicie prezydenckiego Tu-154 M. Eksperci zdołali odczytać o 1/3 słów więcej niż przy poprzednim badaniu. Stenogram rzuca zupełnie inne światło na to, co działo się w kokpicie przed katastrofą.
Zgodnie ze stenogramem sporządzonym przez biegłych w kabinie pilotów, do samego końca, przebywała osoba opisana jako DSP, czyli Dowódca Sił Powietrznych. Miała ona pozostać w kokpicie mimo wezwań stewardessy do zajęcia miejsc. To tej osobie biegli przypisują słowa dotyczące prób lądowania: "Faktem jest, że my musimy to robić, do skutku". Po pierwszym komunikacie "TERRAIN AHEAD" miał oczekiwać od załogi "Po-my-słów", zachęcał też pilota "Zmieścisz się śmiało". Sugestie o konieczności lądowania miały paść również z ust dyrektora protokołu dyplomatycznego Mariusza Kazany.
W ostatnich 20 minutach lotu magnetofon w kokpicie zarejestrował 7 prób uciszania innych osób. Na 2,5 minuty przed katastrofą pada "ku(...), przestańcie proszę".
Piwko na pokładzie
Biegli odczytali także rozmowę, która miała miejsce na 30 minut przed katastrofą. Jeden z członków załogi (raczej nie piloci) miał mówić o piciu piwa w czasie lotu. Rozmowa niezidentyfikowanych osób w kokpicie: - Co to jest? - Piwko, a ty nie pijesz?
Po dwóch minutach stewardessa pyta niezidentyfikowaną osobę: "Wypijesz?". W odpowiedzi pada przeciągłe "Taaak".
Nowa kopia
Stenogram opracowano na podstawie kopii zapisu rejestratora dźwięku zarejestrowanej podczas wizyty w Moskwie w lutym 2014. Poprzednie badania wykonywano na kopii zapisu przechowanego w Moskwie rejestratora MARS. Biegli prokuratury wojskowej ujawnili, że w Tu-154M w rejestratorze wykorzystano taśmę niezgodną ze specyfikacją producenta. Spowodowało to, że rozmowy są zaszumione.
Biegli zakwestionowali też wnioski Krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, że rejestrator mógł zarejestrować rozmowy z prezydenckiej salonki, czyli z odległości 5 metrów od wejścia do kokpitu. Eksperci stwierdzili, że przy włączonej awionice wypowiedzi osób znajdujących się w odległości metra od wejścia do kabiny pilotów są już nieczytelne.
Więcej o sprawie w materiale RMF FM
Polskie Radio Program III, RMF FM
Według Kidawy-Błońskiej wbrew temu, co mówi Antoni Macierewicz, nie ma także podstaw prawnych do powoływania na nowo komisji badania wypadków lotniczych lub zabiegania o międzynarodowe śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej.
Kidawa-Błońska podkreśliła, że choć znane są przyczyny katastrofy, nadal należy wyjaśnić, kto jest za nią odpowiedzialny. - Nie jestem od tego, żeby oceniać pracę prokuratury, natomiast chciałabym tę sprawę jak najszybciej zamknąć, bo ona budzi ciągle wiele emocji, ciągle powstają niepotrzebne dyskusje raniące rodziny ofiar - wyjaśniła.
Nowe odczyty z rejestratora kokpitu
RMF FM dotarło do najnowszej opinii biegłych, którzy odczytywali zapis rejestratora rozmów w kokpicie prezydenckiego Tu-154 M. Eksperci zdołali odczytać o 1/3 słów więcej niż przy poprzednim badaniu. Stenogram rzuca zupełnie inne światło na to, co działo się w kokpicie przed katastrofą.
Zgodnie ze stenogramem sporządzonym przez biegłych w kabinie pilotów, do samego końca, przebywała osoba opisana jako DSP, czyli Dowódca Sił Powietrznych. Miała ona pozostać w kokpicie mimo wezwań stewardessy do zajęcia miejsc. To tej osobie biegli przypisują słowa dotyczące prób lądowania: "Faktem jest, że my musimy to robić, do skutku". Po pierwszym komunikacie "TERRAIN AHEAD" miał oczekiwać od załogi "Po-my-słów", zachęcał też pilota "Zmieścisz się śmiało". Sugestie o konieczności lądowania miały paść również z ust dyrektora protokołu dyplomatycznego Mariusza Kazany.
W ostatnich 20 minutach lotu magnetofon w kokpicie zarejestrował 7 prób uciszania innych osób. Na 2,5 minuty przed katastrofą pada "ku(...), przestańcie proszę".
Piwko na pokładzie
Biegli odczytali także rozmowę, która miała miejsce na 30 minut przed katastrofą. Jeden z członków załogi (raczej nie piloci) miał mówić o piciu piwa w czasie lotu. Rozmowa niezidentyfikowanych osób w kokpicie: - Co to jest? - Piwko, a ty nie pijesz?
Po dwóch minutach stewardessa pyta niezidentyfikowaną osobę: "Wypijesz?". W odpowiedzi pada przeciągłe "Taaak".
Nowa kopia
Stenogram opracowano na podstawie kopii zapisu rejestratora dźwięku zarejestrowanej podczas wizyty w Moskwie w lutym 2014. Poprzednie badania wykonywano na kopii zapisu przechowanego w Moskwie rejestratora MARS. Biegli prokuratury wojskowej ujawnili, że w Tu-154M w rejestratorze wykorzystano taśmę niezgodną ze specyfikacją producenta. Spowodowało to, że rozmowy są zaszumione.
Biegli zakwestionowali też wnioski Krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, że rejestrator mógł zarejestrować rozmowy z prezydenckiej salonki, czyli z odległości 5 metrów od wejścia do kokpitu. Eksperci stwierdzili, że przy włączonej awionice wypowiedzi osób znajdujących się w odległości metra od wejścia do kabiny pilotów są już nieczytelne.
Więcej o sprawie w materiale RMF FM
Polskie Radio Program III, RMF FM