Gwiazdowski dla "Wprost": Władze mają gdzieś prawa podatnika

Gwiazdowski dla "Wprost": Władze mają gdzieś prawa podatnika

Dodano:   /  Zmieniono: 
Robert Gwiazdowski (TEDI/NEWSPIX.PL) Źródło: Newspix.pl
Rząd Ewy Kopacz rękami posłów koalicji rządowej wysłał właśnie, mówiąc językiem moich dzieci, prezydenta Bronisława Komorowskiego na drzewo.
Sejmowa podkomisja do monitorowania systemu podatkowego wystąpiła do przewodniczącego komisji finansów publicznych, by zwrócił się do marszałka Sejmu, aby ten z kolei wystąpił do Trybunału Konstytucyjnego o dokonanie wykładni wyroku dotyczącego przedawnienia zobowiązań podatkowych. Najpierw jednak Biuro Analiz Sejmowych musi napisać uzasadnienie, a właściwie je wymyślić, bo podkomisja tego nie zrobiła i nie wiadomo, czego nie rozumie.

Wyrok zapadł półtora roku temu i jest w nim wyraźnie sprecyzowane zadanie dla ustawodawcy. Jak posłowie nie zrozumieli, co mają zrobić, to mieli czas, żeby się o to trybunału zapytać. Dziś wygląda to na wyraźną obstrukcję projektu prezydenta. Ale prezydent, po pierwsze, nie wytłumaczył wyborcom, dlaczego jego inicjatywa jest taka ważna, po drugie, źle napisał projekt, a po trzecie, połączył w nim sprawy fundamentalne – czyli in dubio, i zdecydowanie mniej ważne – czyli przedawnienie zobowiązań podatkowych. Dlatego nie można traktować prezydenckiego projektu ustawy w kategoriach Jana Rokity: „Nicea albo śmierć”. Skoro posłowie nie rozumieją wyroku Trybunału Konstytucyjnego, to niech uchwalą to, co ważne w brzmieniu niebudzącym kontrowersji. Problem polega na tym, że rząd w ogóle nad kwestią podniesioną przez prezydenta nie chce dyskutować. A jeszcze większy na tym, że prezydent sam chyba nie wie, jak ważną sprawę poruszył, i nie chce rządu do takiej dyskusji zmusić. Poszedł więc na drzewo, choć ma dużo argumentów, które, jakby chciał, mógłby wykorzystać. Widocznie nie chce.

Podatnik musi wiedzieć, ile ma zapłacić

Zacząć trzeba od wytłumaczenia, że sprawa ma znaczenie zasadnicze, gdyż tak naprawdę Sejm swoim ustawodawstwem, a urzędnicy jego interpretacją, łamią konstytucję! Od lat. Trudno to tak właśnie zaprezentować, bo się można narazić na zarzut, że się w tym procederze uczestniczyło. Więc ja pomogę – zwłaszcza że uczestniczyli w tym wszyscy poprzedni prezydenci i kandydaci na przyszłych prezydentów.

Posłowie właśnie przyznali, że nie rozumieją wyroków wydawanych na podstawie prawa, które sami uchwalają. A podatnicy muszą rozumieć prawo, które posłowie uchwalili. Nie rozumieją go urzędnicy – skoro wydają różne decyzje, które zresztą uchylają potem sądy. Nie rozumieją go sędziowie Wojewódzkich Sądów Administracyjnych, którzy wydają wyroki, które uchyla Naczelny Sąd Administracyjny. Nie rozumieją go niektórzy sędziowie Naczelnego Sądu Administracyjnego, skoro wydają w identycznych sprawach różne wyroki i poszerzony skład siedmiu sędziów musi podejmować uchwały ujednolicające orzecznictwo, które to uchwały różni urzędnicy dalej różnie interpretują!

Prof. Teresa Dębowska-Romanowska podkreśla w przygotowanej dla Sejmu opinii na temat projektu prezydenta, że art. 217 konstytucji stawia przed ustawodawcą „wymaganie kwalifikowanej określoności ustawy podatkowej, to znaczy takiego zdefiniowania podmiotu, przedmiotu i stawek podatkowych w ustawie, by w pełni przewidywalna była dla każdego kwota podatku”. No właśnie! Konstytucja nie ustanawia granic opodatkowania, ale formułuje wysokie wymagania określoności ustaw podatkowych w relacji do przeciętnej świadomości prawnej podatników. Podstawowe prawo podatnika to wiedza, ile ma zapłacić i kiedy. Jeżeli obowiązujące przepisy dają się interpretować na różne sposoby, nie można żądać od podatnika, by zapłacił więcej, ani karać za to, że w przeszłości zapłacił mniej. „Ustawa, która nie spełnia wymagań konstytucyjnych, nie jest ustawą podatkową”.

Owszem, NSA w różnych wyrokach twierdził, że „niejasności lub wątpliwości dotyczące oceny stanu prawnego nie mogą być rozstrzygane na niekorzyść podatnika”, a „prawo podatkowe skutki niekorzystne dla podatnika może wyciągać jedynie wtedy, kiedy tenże podatnik naruszył obowiązki wynikające z normy prawnej o treści jednoznacznej”. To by mogło przemawiać za słusznością tezy zawartej w opinii prof. Gomułowicza, że w zasadzie prezydencki projekt jest bezcelowy. Ale czy na pewno? Już kiedyś pisałem, że inicjatywa prezydenta ma przede wszystkim znaczenie polityczne w wymiarze symboliki i psychologii. Może być odbierana jako wyraz przeświadczenia, że podatnicy to nie „urodzeni przestępcy”, na których trzeba ustanawiać legislacyjne pułapki i przykładnie karać po wpadnięciu w nie. Takie przeświadczenie konstytucyjny organ państwa prezentuje tak zdecydowanie po raz pierwszy. Po drugie, daje nadzieję na przełamanie wyjątkowej niechęci sędziów sądów administracyjnych do sięgania w orzecznictwie bezpośrednio do konstytucyjnej zasady państwa prawa, z której zasadę in dubio pro tributario można wyprowadzić dość łatwo.

Wątpliwości na korzyść podatnika

Zacznijmy od tego, co w ogóle oznacza ta ładna łacińska paremia, ujęta w prezydenckim projekcie w ten sposób, że „niedające się usunąć wątpliwości co do treści przepisów prawa podatkowego rozstrzyga się na korzyść podatnika”. Pomijając fakt, że urzędnicy nie mają nigdy żadnych wątpliwości, opinia publiczna myśli sobie: dlaczego jacyś przedsiębiorcy mają odnosić jakąś korzyść? A jak coś ma być rozstrzygane na korzyść podatnika, to znaczy, że na niekorzyść fiskusa? Nie! To alternatywa nie z tego zbioru! Nie chodzi o korzyść podatnika, tylko o zakaz rozstrzygania wątpliwości na jego niekorzyść. A to jest różnica nie tylko słowna. In dubio pro fisco – czyli na korzyść fiskusa – mógł interpretować przepisy poborca podatkowy za króla Ćwieczka, gdy nie było sądów administracyjnych.

Jak zauważa prof. Dębowska-Romanowska, w świetle polskiej konstytucji nie istnieją sytuacje „niedających się usunąć wątpliwości co do treści przepisów prawa podatkowego, gdyż w takiej sytuacji w ogóle nie można mówić o powstaniu obowiązku podatkowego, ani też tym bardziej zobowiązania podatkowego”.

Obowiązuje zasada samoopodatkowania. Podatnik składa deklarację, ile powinien zapłacić, i płaci. Jak się pomyli, to w cywilizowanych krajach, takich jak Republika Federalna Niemiec czy Wielka Brytania, gdzie coraz częściej Polacy zakładają swoje firmy, urząd skarbowy grzecznie wyjaśni, że się pomylił, zaległość rozłoży na dogodne raty i często zrezygnuje nawet z odsetek. Nikt nie wpada o szóstej rano w kominiarkach do domu podatnika i nie skuwa w kajdanki jego oraz jego żony i dzieci z powodu niewłaściwego stosowania cen transferowych – czyli sprzedawania za drogo lub za tanio. Uf… Rozmarzyłem się… Sankcje stosuje się wobec tych, którzy oszukują – nie rejestrują w ogóle działalności gospodarczej, nie składają deklaracji podatkowych albo składają je po to, by wyłudzić zwrot podatku VAT, który im się w ogóle nie należy.

Można zastosować sankcje wobec podatnika, który pobrał od klienta 23-procentowy VAT i nie odprowadził go do urzędu skarbowego. Ale jak można stosować sankcje wobec podatnika, który pobrał od klienta 8-procentowy VAT i odprowadził go do urzędu skarbowego, za to, że nie pobrał 23 proc. (jak to było w przypadku słynnych szaf wnękowych), skoro ustawodawca napisał, że modernizacja obiektu budowlanego lub jego części w obiektach budowlanych zaliczanych do budownictwa objętego społecznym programem mieszkaniowym objęta jest stawką VAT 8 proc., a posłowie wyjaśniali, że to dla dobra mniej zamożnych ludzi, którzy urządzają swoje mieszkania. Gdyby przedsiębiorcy pobrali od nich 23 proc. VAT, a odprowadzili 8 proc., to byłoby ich za co ścigać. Zresztą sędziowie nie byli jednomyślni – przewodniczący składu, który był w dodatku referentem, przedstawił zdanie odrębne. Na szczęście został przegłosowany. Ale skoro jeden z sędziów mógł zrozumieć ten sam przepis inaczej niż sześciu pozostałych, to jak można domagać się zrozumienia go przez podatnika. A jakby było odwrotnie i tylko jeden sędzia stanąłby w obronie podatników, boby zrozumiał jakiś przepis tak jak oni, to też byłby dowód na niejasność przepisów.

Sprawa szaf fantastycznie ilustruje problem. Tu nie chodzi o przestępców fałszujących faktury, handlujących olejem napędowym przerobionym nielegalnie z opałowego, udających, że sprzedają złom czy stal, tylko o statystycznego obywatela. Bo statystyczny obywatel ma w swojej rodzinie lub wśród znajomych kogoś, kto montował w domu szafę we wnęce. Zapłacili 8-procentowy VAT i nie za bardzo ich obchodzą dalsze losy monterów. Statystyczny obywatel śledzi w telewizji losy jakiejś serialowej rodziny, a nie los uchwał Naczelnego Sądu Administracyjnego. A stwierdził, że „montaż komponentów meblowych niezależnie od stopnia ich przetworzenia, do którego nie zostaną wykorzystane w sposób istotny elementy konstrukcyjne obiektu budowlanego (lokalu), nie korzysta z obniżonej stawki”. Ergo – jak zostaną wykorzystane w sposób istotny, to korzysta. No i się zaczęło. Niektóre urzędy uznały, że z istotnym wykorzystaniem elementów konstrukcyjnych lokalu mielibyśmy do czynienia tylko wówczas, gdyby po rozmontowaniu zabudowy uszkodzeniu uległ budynek. Naprawdę.

I właśnie dlatego nowelizacja prawa podatkowego idąca zdecydowanie za wskazaniami art. 217 konstytucji nie może mieć przeciwników. Bo jest w interesie państwa jako takiego, a nie tylko w interesie podatników.

*Autorem tekstu jest Robert Gwiazdowski, doktor habilitowany nauk prawnych, profesor prawa na Uczelni Łazarskiego, ekspert w dziedzinie podatków w Centrum im. Adama Smitha.

Felieton ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". 

Więcej tekstów w najnowszym wydaniu "Wprost", które będzie dostępne w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay