W tym roku wydamy na obronność 38 mld zł, z czego 13 mld zł na uzbrojenie. To wciąż dużo mniej niż wydatki na biurokrację sięgające 48 mld zł. Jej redukcja o 1/3 przyniosłaby podwojenie pieniędzy na uzbrojenie armii. Aby dofinansować wojsko, nie trzeba więc podwyżki podatków.
Wywołane agresją Rosji patriotyczne wzmożenie znajduje wyraz w coraz bardziej kuriozalnych z ekonomicznego punktu widzenia propozycjach. Wydatki zbrojeniowe nie są „smarem” dla gospodarki, ale polisą ubezpieczeniową, którą należy płacić, zwłaszcza mając taką historię jak Polska. Możliwość zastosowania technologii militarnych komercyjnie, w sektorze cywilnym, jest sztuką, którą opanowało niewiele krajów (USA, Izrael, częściowo Francja). Inne muszą pilnować kosztów, by nie skończyć jak ZSRR, którego wyścig zbrojeń doprowadził do klęski ekonomicznej, a potem implozji politycznej. Oczekiwanie, że polskie państwowe firmy zbrojeniowe dzięki mitycznemu offsetowi i polonizacji uzbrojenia będą konkurować na rynkach eksportowych z firmami, które sprzedadzą nam swoje produkty, jest naiwnością. Polski eksport uzbrojenia wyniósł 30-40 mln euro w 2013 r., a podobno najlepszy w armiach NATO polski KTO Rosomak jest dostarczany tylko polskiemu wojsku na koszt polskiego podatnika. Dlatego należy zweryfikować plany produkcji w Polsce ciężkiego uzbrojenia.
Strategia obronna Polski i plany ewentualnościowe NATO w wariancie podstawowym nie powinny zakładać prowadzenia konfliktu zbrojnego w naszym kraju. Rozmieszczenie i wyposażenie jednostek wojskowych wskazują, że nasza generalicja wciąż akceptuje rolę państwa buforowego – obecnie dla Niemiec, w czasach Układu Warszawskiego – dla ZSRR. Pochodną takiej strategii są pomysły rozwoju obrony terytorialnej, tj. wojny partyzanckiej. Polska nie jest tak górzysta jak Szwajcaria czy Afganistan ani pokryta dżunglą jak Wietnam, więc koszty miejskiej partyzantki można analizować na przykładzie miast w Iraku albo Warszawy, która dopiero odrabia straty ludnościowe i ekonomiczne z drugiej wojny.
Uwagę polityków chętnych do brania cywilów w kamasze obrony terytorialnej, a wojskowych do zabawy w partyzantkę, skierowałbym raczej na strukturę wydatków na wojsko. Polska dokonała głębokiej redukcji stanu osobowego wojska – o ponad 90 proc. w latach 2000-2013 w porównaniu ze średnią redukcją dla europejskich państw NATO na poziomie 65 proc. Przy czym, w 100-tysięcznej polskiej armii liczba oficerów i żołnierzy faktycznie liniowych nie jest imponująca, choć dominuje udział wydatków osobowych. Według NATO Polska z udziałem wydatków majątkowych na uzbrojenie (średnio 16 proc. w latach 2009-2013) jest zbliżona do Niemiec, gdy we Francji, Anglii, Norwegii czy Turcji jest to ponad 20 proc. Zakupy uzbrojenia pozwolą ten udział zwiększyć i zastąpić wreszcie sowiecką technikę sprzętem zachodnim. �
*Członek zarządu Deloitte Consulting
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.