Nie ma nic cenniejszego niż ludzie. Z tej perspektywy ostatnie doniesienia o emigracji Polaków nie napawają optymizmem. Zawodowi uspokajacze – zwykle przyjmujący rządową narrację maksymalnie dobrze ułożonego w kraju porządku – twierdzą, że „to przecież normalne, że ludzie wyjeżdżają”, „po to wchodziliśmy do Unii”, „nie da się z tym nic zrobić”. Mimo tego informacja, że Polacy zapuszczają korzenie na innych zielonych wyspach, powinna być jak cios w gębę wymierzony polityce prowadzonej przez nasze państwo. Nie ma chyba bardziej dobitnego dowodu, że się ona nie sprawdza.
Z opublikowanych właśnie przez Narodowy Bank Polski badań wynika, że już dobrze ponad połowa Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii i Irlandii chce tam zostać na stałe. To spory wzrost. Zaledwie przed dwoma laty na Zielonej Wyspie takie deklaracje składało 34 proc. rodaków, a nad Tamizą 45 proc. O tym, że nie są to puste deklaracje, świadczą ich zachowania. Coraz więcej z nich mieszka już z partnerem lub małżonkiem, sprowadzają też do siebie dzieci. Niezwykły jest też wzrost liczby rodaków, którzy za granicą kupują nieruchomości. Na przykład w Niemczech wzrósł on w ciągu ostatnich dwóch lat z 12 do 30 proc., a w Irlandii – z 5 do 13 proc.
Inne badania, przygotowane przez Work Service, mówią, że co piąty Polak, który jest aktywnym lub potencjalnym uczestnikiem rynku pracy, rozważa emigrację zarobkową, a 6,4 proc. z nich, tj. blisko 1,3 mln, planuje wyjazd „zdecydowanie”. Tych pewniaków jest o 250 tys. więcej niż rok wcześniej.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat, nazwanych przez rządzących świetlnymi, staliśmy się dla innych krajów niezwykle hojnym dostarczycielem tego, co najcenniejsze. Ludzi. Oczywiście z perspektywy losów pojedynczych osób, które wybrały dla siebie inne miejsce do życia, jest to często zysk. Zdobywają doświadczenia, uczą się języków, otwierają na inne kultury, mają pracę, zakładają rodziny. Choć czasami pracują poniżej kwalifikacji, działają racjonalnie – trudno mieć do nich pretensje, że szukają dla siebie alternatywy.
Niestety z perspektywy naszych interesów jako wspólnoty jest to niepowetowana strata. Liczba ludności decyduje o sile. Jeśli zamkniecie Państwo oczy i wyobrazicie sobie świat, to dostrzeżecie, że to najludniejsze kraje są najmocniejsze. Na każdym kontynencie powtarza się ta sama reguła – im kraj ma więcej mieszkańców, tym więcej ma do powiedzenia. USA, Brazylia, Niemcy, Chiny, Nigeria, Indonezja – albo rozdają już karty, albo niebawem będą to robić.
Polskie krwawienie ludźmi jest tym bardziej bolesne, że notujemy fatalne dane o liczbie rodzących się nad Wisłą dzieci. Lekka, nieoczekiwana poprawa w ubiegłym roku nie uprawnia nas jeszcze do optymizmu. Wystarczy powiedzieć, że wciąż zajmujemy pod tym względem 212. miejsce na 224 kraje świata. Brakuje też polityki imigracyjnej. Jesteśmy najmniej przyjaznym cudzoziemcom pod względem przyznawania paszportów krajem w UE.
„Biada nam, zbiegi, żeśmy w czas morowy, lękliwe nieśli za granicę głowy!” – pisze w „Epilogu” „Pana Tadeusza” w latach 30. XIX w. Adam Mickiewicz. Podobnie jak Słowacki czy Chopin, musiał uciekać z kraju po klęsce Powstania Listopadowego. Wtedy pierwszy raz nasze ziemie opuszcza tak znacząca i liczna grupa rodaków. Wyjeżdża ich, dając zaczyn Wielkiej Emigracji, ponad 10 tys. Później mamy też jeszcze m.in. sporą emigrację po Postaniu Styczniowym czy z przełomu XIX i XX w. Polska to tradycyjnie kraj emigracji. Nawet nasz hymn zaczyna się od słów związanych z emigracyjnym doświadczeniem. – Jeszcze Polska nie umarła, kiedy my żyjemy – śpiewali legioniści we Włoszech.
Do tej pory jednak zawsze uciekaliśmy przed obcym, nie ze swojego własnego państwa. Teraz jest inaczej. Polacy trzaskają drzwiami, opuszczając własny kraj. Z takim trudem ocalony i wywalczony. Kiedy kolejny raz usłyszymy, że wszystko jest świetnie, mamy wybierać kontynuację, zgodę, przybrać postawę zadowolonego z możliwości grillowania leminga, przypominajmy sobie o tej rzeszy ponad 1,5 mln rodaków, którzy zmuszeni zostali do wyjazdu. Z własnej ojczyzny. �
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.