Blef zamiast wyborów

Blef zamiast wyborów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Andrzej Duda i Bronisław Komorowski (fot. newspix.pl) Źródło: Newspix.pl
Dwaj najsilniejsi kandydaci w wyścigu prezydenckim nie przedstawili Polakom ani prawdziwej diagnozy sytuacji w kraju, ani sposobu naprawy państwa. Paradoksalnie lepiej pod tym względem zaprezentowali się kandydaci, którzy na drugą turę nie mają szans.

Jaki byłby obraz Polski, gdybyśmy chcieli stworzyć go na podstawie tego, co powiedzieli wyborcom dwaj główni pretendenci do urzędu prezydenta? Bronisław Komorowski próbował utwierdzić nas w przekonaniu, że jesteśmy krajem sukcesu, a on jest gwarantem tego nowego złotego wieku Rzeczypospolitej. Że wszyscy, którzy domagają się zmian, są groźnymi radykałami, przed którymi trzeba Polskę obronić. Według obecnego prezydenta tylko ciągłość obecnej władzy zapewni nam dalsze korzystanie z namiastki dobrobytu wypracowanego przez ostatnie ćwierć wieku. 

Jego główny rywal Andrzej Duda dość trafnie opisywał patologie obecnego państwa polskiego – jego oligarchiczność, a co za tym idzie – brak szans rozwoju dla ludzi wchodzących w dorosłe życie, nieliczenie się z opinią obywateli czy stale pogarszającą się jakość usług świadczonych przez państwo. Nie pokazał jednak żadnego pozytywnego programu, który wskazywałby wyjście z obecnego stanu beznadziei. Złożył wiele atrakcyjnych z punktu widzenia obywatela obietnic – obniżenie wieku emerytalnego, podwyższenie kwoty wolnej od podatku czy 500 zł zasiłku na każde dziecko – ale trudno to uznać za ofertę przywracającą Polakom nadzieję. Trudno też traktować te obietnice poważnie – ich realizacja kosztowałaby dziesiątki miliardów złotych. To tym bardziej uderzające, że to właśnie brak nadziei zmusił do emigracji ponad 2 mln obywateli, a teraz wypycha z kraju kolejnych.

JEDNOMANDATOWE OKRĘGI KUKIZA

Dwa miesiące temu mało kto się spodziewał, że rockandrollowiec, który kilkanaście lat temu śpiewał piosenkę „ZChN zbliża się”, będzie w stanie tak bardzo zmienić polską politykę. Choć nie ma szans na wejście do II tury, to udało mu się coś zupełnie innego. Pokazał, że jest w Polsce rzesza ludzi, którzy chcą angażować się w politykę bez nadziei na stanowiska, zaszczyty i wyborcze łupy. Cała kampania Pawła Kukiza – począwszy od zbierania głosów, a skończywszy na rozklejaniu plakatów i organizowaniu spotkań – jest realizowana przez wolontariuszy. Już samo to jest sygnałem dla przedstawicieli głównych ugrupowań, że polityka oparta wyłącznie na partyjnych strukturach jest z założenia błędna, ponieważ jest pozbawiona idei spajającej duże grupy społeczne.

Paweł Kukiz oczywiście w dużej mierze idealizuje wpływ na realia polityczne zmiany ordynacji wyborczej. Paradoksalnie jej skutkiem nie byłoby pojawienie się w polityce grupy nowych osób, które zmieniałyby ją od środka, ale raczej koncentracja władzy i wyeliminowanie z gry mniejszych formacji politycznych. Jeśli więc Kukiz myśli o stworzeniu ruchu, który wystartuje w wyborach parlamentarnych tylko po to, by wprowadzić jednomandatowe okręgi wyborcze, to można powiedzieć, że będą to kamikadze przygotowujący własną polityczną śmierć. Chcąc walczyć z PO i PiS, Kukiz – wprowadzając JOW-y – w rzeczywistości je wzmocni. Taki proces był widoczny np. we Włoszech na początku lat 90. Wprowadzenie wyborów większościowych rozbiło chadeków i socjalistów, ale stworzyło dwa bloki skupiające dawnych polityków tej formacji, którzy mieli większą władzę niż wcześniej.

WOLNOŚĆ WEDŁUG KORWINA

O sukcesie w II turze będą decydować także wyborcy Janusza Korwin-Mikkego. Spośród wielu zgłaszanych przez niego postulatów zawsze najważniejszy jest jeden – ograniczenie roli państwa w życiu obywateli, zmniejszenie podatków i administracji. Bronisław Komorowski nie ma tu wiele do ugrania, ponieważ cała jego kadencja jest zaprzeczeniem tego sposobu myślenia. Podpisał konwencję antyprzemocową, której założeniem jest większa ingerencja państwa w wychowanie dzieci, podpisał wszystkie ustawy podnoszące podatki, jakie podesłał mu rząd, a jego kancelaria jest najdroższa w historii III RP.

W 1929 r. ministerstwo do spraw kolonii Wielkiej Brytanii, czyli imperium, nad którym nie zachodziło słońce, liczyło 29 urzędników. Nie przeszkadzało to sprawnemu zarządzaniu jedną czwartą świata. Problemy zaczęły się, gdy urzędników zaczęło przybywać. Funkcjonowanie tak nielicznej administracji było możliwe jedynie przy bardzo prostym prawie. Tego Korwin-Mikke domaga się od ćwierć wieku, ale dziś znalazł wiernych odbiorców, czyli młodych, którzy na własnej skórze przekonują się, że gąszcz przepisów ogranicza start w Polsce, a ich prostota ułatwia życie np. w Wielkiej Brytanii.

Więcej na temat kampanii możecie przeczytać w najnowszym wydaniu "Wprost", dostępnym w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl, a od poniedziałku w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay