Marta Kołatek, mama trzyletniego Olafa, mówi, że żyje z godziny na godzinę. Wciąż czeka na wiadomość o synu. Wydzwania do sądu, na policję, do prawników. Rozpacz przeplata się z nadzieją. W ten sposób funkcjonuje od 28 kwietnia ubiegłego roku, czyli dnia, w którym Olaf został zabrany przez ojca. – Od jakiegoś czasu nam się nie układało – opowiada o relacjach z partnerem. – Byłam w pracy, gdy dostałam telefon od opiekunki, że na spacerze ojciec wyrwał jej Olafa z rąk. Nie mam synka już rok. Niedługo on o mnie zapomni! – mówi zrozpaczona matka. Zgłosiła się do naszej redakcji razem z inną mamą, ofiarą tzw. porwania rodzicielskiego. Choć starają się zachować spokój, widać, że wewnątrz są więcej niż roztrzęsione i poranione. I nie chodzi tu tylko o ból rozstania z dzieckiem. Także o niemoc państwa, które w praktyce akceptuje tę sytuację. – Pisałyśmy wszędzie: do prezydenta, premiera, rzecznika praw dziecka, rzecznika praw obywatelskich. Kiwają głowami, mówią, że współczują i że mamy rację. Co z tego wnika? Nic – mówi nam Kołatek.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.