Władza ma swoje koszmary, a prosty lud swoje. W Pałacu Prezydenckim między żyrandolami krąży duch Antoniego Macierewicza. Krąży i straszy.
Jak pan Antoni dojdzie do władzy, wsadzi za kratki Donalda Tuska, Ewę Kopacz i samego prezydenta, nie mówiąc już o ambasadorze z Madrytu. Pójdą też siedzieć posłowie Platformy i lekarze, załamie się transplantologia, a fircykowaci agenci będą się fotografować z gołą klatą – zresztą nieporażającą – nad walizkami pieniędzy podatników. W szkołach będą wisieć portrety ojca Rydzyka, w Toruniu zaczną się odwierty, gejów wyślą na leczenie, a za in vitro siedzieć pójdą matka, ojciec, lekarz, pielęgniarka i recepcjonistka. Posadzki w Pałacu spływają potem z nocnych koszmarów Pana Prezydenta i jego urzędników. Takie same złe sny krążą po kancelarii premiera i po domach posłów Platformy. Apokalipsa! Tylko Bronisław Komorowski może Polskę przed nią ochronić!
A w tym czasie zwykłym ludziom śnią się całkiem inne koszmary. Lemingom, że bank zabrał mieszkanie, bo stracili pracę w korporacji. Szefom firm minister Mateusz Szczurek, którego kontrole muszą przynieść dochód budżetowi. Emerytom, że znów zdrożały leki. Młodym, że wylecą ze śmieciówki, a starym, że umrą pierwszego dnia na emeryturze. Koszmary o ordynacji wyborczej i wyższości JOW-ów zdarzają się niezwykle rzadko.
Jak żyć, Panie Prezydencie, za dwa tysiące złotych, jak kupić własne mieszkanie? To są koszmary społeczeństwa. Na to Bronisław Komorowski ma prostą receptę – trzeba zmienić pracę i wziąć kredyt. A może to Prezydent powinien zmienić pracę? Kto przez ostatnie osiem lat podnosił podatki, kto utrzymuje żenująco niską kwotę wolną od podatku, kto nasyła na tłustych misiów smutnych panów z teczkami – czy to nie przypadkiem formacja Pana Prezydenta wspierana jego podpisami? Czy trzeba znów przypominać, że wysokie podatki i koszty pracy to niskie płace?
Na pytanie ojca o jego prawa do dzieci Komorowski mówi: „Co ja mogę?”. Flaki wywracają się na drugą stronę. Ja naprawdę rozumiem, że prezydent nie załatwi wszystkim pracy, nie zwiększy zdolności kredytowej, nie obali niesłusznych z punktu widzenia obywateli wyroków sądów. Ale na miłość boską, to jest kampania! Polityk nie może być oderwany od rzeczywistości. Nie może nie rozumieć, że na człowieka, który zarabia dwa tysiące, straszenie Macierewiczem i Kaczyńskim nie działa. Czy w sztabie Bronisława Komorowskiego nikt nie widzi, że prezydent się pogrąża? Do takich ulicznych spontanicznych rozmów trzeba być perfekcyjnie przygotowanym. Nie tylko merytorycznie, ale także wizerunkowo – nie można ludzi zbywać banalną radą, nie można się odwracać plecami, okazywać zniecierpliwienia. Wiem, to może być męczące. Ale nikt nie każe politykom walczyć o władzę. Równie dobrze mogą odpoczywać na Mazurach.
Bronisław Komorowski słusznie walczy o prawo podatnika do rozstrzygania wątpliwości na jego korzyść. Choć to prawo zagwarantowane konstytucją, to jednak nie sięga ona do Ministerstwa Finansów. Mateusz Szczurek uprzejmie odpowiada, że toczą się prace, takoż mówi Platforma, a prezydent został w tej walce osamotniony – nie licząc nieoczekiwanego wsparcia Ryszarda Petru, a więc i zapewne Leszka Balcerowicza. Partia, z której Komorowski się wywodzi, partia, która kiedyś nazywała siebie liberalną, zamieniła się w chciwego poborcę podatkowego. Liberalnie podchodzi już tylko do własnych obietnic. A prezydent nie potrafi jej zmusić do zmiany stanowiska – i to jest jego kolejny koszmar. Ta niemoc jest znacznie gorsza niż bezradność okazana wobec ojca, który nie widuje własnych dzieci. W polityce liczy się skuteczność – nawet bardziej niż empatia.
I na koniec jeszcze jeden koszmar. Koszmar Andrzeja Dudy. Ma realne szanse na zwycięstwo. Czy śni mu się już, że spełnił wszystkie swoje obietnice?
A w tym czasie zwykłym ludziom śnią się całkiem inne koszmary. Lemingom, że bank zabrał mieszkanie, bo stracili pracę w korporacji. Szefom firm minister Mateusz Szczurek, którego kontrole muszą przynieść dochód budżetowi. Emerytom, że znów zdrożały leki. Młodym, że wylecą ze śmieciówki, a starym, że umrą pierwszego dnia na emeryturze. Koszmary o ordynacji wyborczej i wyższości JOW-ów zdarzają się niezwykle rzadko.
Jak żyć, Panie Prezydencie, za dwa tysiące złotych, jak kupić własne mieszkanie? To są koszmary społeczeństwa. Na to Bronisław Komorowski ma prostą receptę – trzeba zmienić pracę i wziąć kredyt. A może to Prezydent powinien zmienić pracę? Kto przez ostatnie osiem lat podnosił podatki, kto utrzymuje żenująco niską kwotę wolną od podatku, kto nasyła na tłustych misiów smutnych panów z teczkami – czy to nie przypadkiem formacja Pana Prezydenta wspierana jego podpisami? Czy trzeba znów przypominać, że wysokie podatki i koszty pracy to niskie płace?
Na pytanie ojca o jego prawa do dzieci Komorowski mówi: „Co ja mogę?”. Flaki wywracają się na drugą stronę. Ja naprawdę rozumiem, że prezydent nie załatwi wszystkim pracy, nie zwiększy zdolności kredytowej, nie obali niesłusznych z punktu widzenia obywateli wyroków sądów. Ale na miłość boską, to jest kampania! Polityk nie może być oderwany od rzeczywistości. Nie może nie rozumieć, że na człowieka, który zarabia dwa tysiące, straszenie Macierewiczem i Kaczyńskim nie działa. Czy w sztabie Bronisława Komorowskiego nikt nie widzi, że prezydent się pogrąża? Do takich ulicznych spontanicznych rozmów trzeba być perfekcyjnie przygotowanym. Nie tylko merytorycznie, ale także wizerunkowo – nie można ludzi zbywać banalną radą, nie można się odwracać plecami, okazywać zniecierpliwienia. Wiem, to może być męczące. Ale nikt nie każe politykom walczyć o władzę. Równie dobrze mogą odpoczywać na Mazurach.
Bronisław Komorowski słusznie walczy o prawo podatnika do rozstrzygania wątpliwości na jego korzyść. Choć to prawo zagwarantowane konstytucją, to jednak nie sięga ona do Ministerstwa Finansów. Mateusz Szczurek uprzejmie odpowiada, że toczą się prace, takoż mówi Platforma, a prezydent został w tej walce osamotniony – nie licząc nieoczekiwanego wsparcia Ryszarda Petru, a więc i zapewne Leszka Balcerowicza. Partia, z której Komorowski się wywodzi, partia, która kiedyś nazywała siebie liberalną, zamieniła się w chciwego poborcę podatkowego. Liberalnie podchodzi już tylko do własnych obietnic. A prezydent nie potrafi jej zmusić do zmiany stanowiska – i to jest jego kolejny koszmar. Ta niemoc jest znacznie gorsza niż bezradność okazana wobec ojca, który nie widuje własnych dzieci. W polityce liczy się skuteczność – nawet bardziej niż empatia.
I na koniec jeszcze jeden koszmar. Koszmar Andrzeja Dudy. Ma realne szanse na zwycięstwo. Czy śni mu się już, że spełnił wszystkie swoje obietnice?