Rów, który podzielił Polaków, nie zniknie ani po tych wyborach, ani po następnych. Z rozmów z psychologami społecznymi i socjologami wynika, że politycy będą nadal cynicznie wykorzystywać różnice dzielące rodaków. Zmianę może przynieść jedynie wymiana partyjnych elit i zmiana systemu politycznego.
Linie podziałów, które dokładnie zobaczyliśmy w wyborach prezydenckich, będą się pogłębiać. Bardzo silnie przez następne pół roku, czyli do wyborów parlamentarnych, a z mniejszym nasileniem także i później. – Bo politycy podsycają konflikt w Polsce, czerpiąc z tego zysk – mówi „Wprost” prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny.
NIE TYLKO HISTORYCZNIE
Gdy spojrzy się na mapę sympatii politycznych, wszystko wydaje się jasne: Polska dzieli się według historycznych granic zaborców. Upraszczając – dawne Austro-Węgry i Rosja głosują na Prawo i Sprawiedliwość, dawne Prusy na Platformę Obywatelską. Według tego schematu mamy przywiązany do tradycji, biedniejszy, gorzej wykształcony, bardziej rolniczy i religijny wschód oraz bogatszy, bardziej europejski, zindustrializowany, lepiej wyedukowany i postępowy zachód. Ale jeżeli dłużej będziemy się wpatrywali w tę mapę, zobaczymy, że podział wcale nie jest taki jednoznaczny. Mieszkańcy województw zachodniopomorskiego, lubuskiego czy warmińsko-mazurskiego wcale nie są bogatsi i lepiej wykształceni od tych z Małopolski. Nie są także bogatsi od tych z Mazowsza.
W grę wchodzi więc jeszcze jedna linia podziału. – Zachodnia Polska to w dużej mierze przesiedleńcy, którzy na tych terenach życie budowali od początku. To zupełnie zmienia stosunek do życia i rzeczywistości – mówi „Wprost” prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, autor „Diagnozy społecznej”, programu badającego jakość życia Polaków.
To geograficzne pęknięcie Polski na pół teoretycznie może się zacierać wraz z obniżaniem się temperatury konfliktu politycznego. – Partie mają coraz mniej paliwa do podsycania tego sporu – mówi prof. Czapiński. W praktyce bardziej prawdopodobne jest jednak, że stale będą pojawiać się nowe pola podziałów.
DUŻO EMOCJI, MAŁO EKONOMII
Na zachodzie Europy czy w Stanach Zjednoczonych główna oś podziału między najważniejszymi obozami politycznymi przebiega według kryterium ekonomicznego. Różne odmiany konserwatystów stawiają bardziej na wolność gospodarczą, wzmacnianie przedsiębiorców, mniejszą redystrybucję środków, a przez to zmuszają obywateli do brania większej odpowiedzialności za własne życie. Wszelkiej maści socjaliści uważają, że większa ochrona należy się pracownikom, którzy w gospodarce rynkowej z natury stoją na gorszej pozycji niż pracodawcy. Zwykle jest tak, że gdy świadczenia socjalne za bardzo obciążają budżet państwa, podnoszone podatki blokują rozwój firm i powodują wzrost bezrobocia, obywatele oddają władzę konserwatystom, którzy uzdrawiają sytuację.
Gdy znów pojawia się dobrobyt, obywatele wierzą, że tak będzie zawsze, i chcą bardziej partycypować we wzroście. Oddają wówczas władzę socjalistom, którzy podnoszą podatki bogatszym, by następnie rozdać te pieniądze biedniejszym. I tak w kółko.
W Polsce ten mechanizm nie działa ani trochę. Z badań CBOS wynika, że w latach 2005–2007 Polacy odczuli skokowy wzrost poziomu życia. W 2005 r. swoją sytuację jako dobrą określało 28 proc. obywateli, a w 2007 r. blisko 40 proc. Jednocześnie w latach 2006–2007 nastąpił dramatyczny spadek oceny sytuacji w kraju. W 2006 r. 72 proc. rodaków uznało, że sprawy w Polsce idą w dobrym kierunku, a rok później takiego zdania było zaledwie 27 proc. Wynika z tego, że ocena indywidualnej sytuacji ekonomicznej nie przekłada się na preferencje polityczne. Mimo odczuwalnej przez obywateli poprawy Jarosław Kaczyński przegrał wówczas wybory i przestał być premierem.
– U nas korzyści grają mniejszą rolę, ważniejsze są emocje – przyznaje prof. Nęcki.
Politycy i związane z nimi media doskonale to rozumieją, dlatego bardzo dbają o tworzenie nowych linii podziału i napuszczają na siebie nie tylko różne grupy społeczne, ale również obywateli pochodzących z różnych regionów kraju. Postępowcy chętnie nazywają ciemnogrodem mieszkańców wschodniej Polski. Już samo to określenie powoduje, że jako ludzie biedniejsi i gorzej wykształceni, w domyśle gorsi, mają mniejsze prawo do decydowania o tym, kto powinien rządzić w kraju. Z kolei tradycjonaliści, podkreślając patriotyzm obywateli mieszkających na prawym brzegu Wisły, uznają ich za bardziej wartościowych Polaków, a przez to bardziej predestynowanych do tego, by brać losy kraju w swoje ręce.
Ten podział jest dla liderów politycznych źródłem, które nie wyschnie. Na naszych oczach przecież widoczny jest renesans patriotyzmu powstańczego, a więc najbardziej żarliwego. Jego symbolem stał się Lech Kaczyński, który stworzył Muzeum Powstania Warszawskiego. Jego tragiczna i wyjątkowo symboliczna śmierć wytyczyła kolejną linię podziału.
(...)
CZEGO OCZEKUJEMY OD NOWEGO PREZYDENTA
SANACJA POLSKI. Prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog: Od nowego prezydenta oczekuję stworzenia, w porozumieniu z rządem, podstaw do długofalowego rozwoju Polski. Rozumiem przez to nie tylko dbałość o nowe miejsca pracy, ale także poważny namysł nad tym, co należy zrobić w nauce i edukacji, żebyśmy przestali być krajem wykonawców, a stali się krajem twórców. Bo tylko to uwolni nas z pułapki średniego rozwoju zależnego, w której tkwimy od lat, uzależnienia od importu i braku pomysłów na innowacyjność. Znajdujemy się na dole łańcucha międzynarodowej gospodarki, co skutkuje niskimi płacami i nieprzerwaną emigracją. Temu powinniśmy przeciwdziałać. Konieczne jest też odblokowanie energii społecznej na poziomie lokalnym, ponieważ dzisiaj działania samorządowców są blokowane przez nadmierne regulacje.
Oczekiwałabym także, że prezydent zaangażuje się w sanację państwa, a szczególnie w odbudowę zaufania do wymiaru sprawiedliwości i budowę profesjonalnej, efektywnej administracji. Bo dziś stała się ona przechowalnią dla partyjnych nieudaczników. Konieczna jest też zmiana w polityce zagranicznej.
Dzisiaj Polska jest traktowana lekceważąco na arenie międzynarodowej i to trzeba odwrócić. Powinniśmy się też przygotowywać do zmiany sytuacji w Unii Europejskiej, gdyby Wielka Brytania porzuciła Wspólnotę. W takiej osłabionej Europie, z Niemcami, które unikają wyrażenia swojej roli w kategoriach politycznych, choć są wiodącym państwem, może zacząć dominować wielki biznes i to on będzie wpływał na decyzje polityczne. Musimy być gotowi na taki scenariusz.
Rozmowy zebrali: Joanna Miziołek oraz Eliza Olczyk
Więcej na ten temat oraz inne wypowiedzi o zadaniach dla nowego prezydenta można przeczytać w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost" , który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
NIE TYLKO HISTORYCZNIE
Gdy spojrzy się na mapę sympatii politycznych, wszystko wydaje się jasne: Polska dzieli się według historycznych granic zaborców. Upraszczając – dawne Austro-Węgry i Rosja głosują na Prawo i Sprawiedliwość, dawne Prusy na Platformę Obywatelską. Według tego schematu mamy przywiązany do tradycji, biedniejszy, gorzej wykształcony, bardziej rolniczy i religijny wschód oraz bogatszy, bardziej europejski, zindustrializowany, lepiej wyedukowany i postępowy zachód. Ale jeżeli dłużej będziemy się wpatrywali w tę mapę, zobaczymy, że podział wcale nie jest taki jednoznaczny. Mieszkańcy województw zachodniopomorskiego, lubuskiego czy warmińsko-mazurskiego wcale nie są bogatsi i lepiej wykształceni od tych z Małopolski. Nie są także bogatsi od tych z Mazowsza.
W grę wchodzi więc jeszcze jedna linia podziału. – Zachodnia Polska to w dużej mierze przesiedleńcy, którzy na tych terenach życie budowali od początku. To zupełnie zmienia stosunek do życia i rzeczywistości – mówi „Wprost” prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, autor „Diagnozy społecznej”, programu badającego jakość życia Polaków.
To geograficzne pęknięcie Polski na pół teoretycznie może się zacierać wraz z obniżaniem się temperatury konfliktu politycznego. – Partie mają coraz mniej paliwa do podsycania tego sporu – mówi prof. Czapiński. W praktyce bardziej prawdopodobne jest jednak, że stale będą pojawiać się nowe pola podziałów.
DUŻO EMOCJI, MAŁO EKONOMII
Na zachodzie Europy czy w Stanach Zjednoczonych główna oś podziału między najważniejszymi obozami politycznymi przebiega według kryterium ekonomicznego. Różne odmiany konserwatystów stawiają bardziej na wolność gospodarczą, wzmacnianie przedsiębiorców, mniejszą redystrybucję środków, a przez to zmuszają obywateli do brania większej odpowiedzialności za własne życie. Wszelkiej maści socjaliści uważają, że większa ochrona należy się pracownikom, którzy w gospodarce rynkowej z natury stoją na gorszej pozycji niż pracodawcy. Zwykle jest tak, że gdy świadczenia socjalne za bardzo obciążają budżet państwa, podnoszone podatki blokują rozwój firm i powodują wzrost bezrobocia, obywatele oddają władzę konserwatystom, którzy uzdrawiają sytuację.
Gdy znów pojawia się dobrobyt, obywatele wierzą, że tak będzie zawsze, i chcą bardziej partycypować we wzroście. Oddają wówczas władzę socjalistom, którzy podnoszą podatki bogatszym, by następnie rozdać te pieniądze biedniejszym. I tak w kółko.
W Polsce ten mechanizm nie działa ani trochę. Z badań CBOS wynika, że w latach 2005–2007 Polacy odczuli skokowy wzrost poziomu życia. W 2005 r. swoją sytuację jako dobrą określało 28 proc. obywateli, a w 2007 r. blisko 40 proc. Jednocześnie w latach 2006–2007 nastąpił dramatyczny spadek oceny sytuacji w kraju. W 2006 r. 72 proc. rodaków uznało, że sprawy w Polsce idą w dobrym kierunku, a rok później takiego zdania było zaledwie 27 proc. Wynika z tego, że ocena indywidualnej sytuacji ekonomicznej nie przekłada się na preferencje polityczne. Mimo odczuwalnej przez obywateli poprawy Jarosław Kaczyński przegrał wówczas wybory i przestał być premierem.
– U nas korzyści grają mniejszą rolę, ważniejsze są emocje – przyznaje prof. Nęcki.
Politycy i związane z nimi media doskonale to rozumieją, dlatego bardzo dbają o tworzenie nowych linii podziału i napuszczają na siebie nie tylko różne grupy społeczne, ale również obywateli pochodzących z różnych regionów kraju. Postępowcy chętnie nazywają ciemnogrodem mieszkańców wschodniej Polski. Już samo to określenie powoduje, że jako ludzie biedniejsi i gorzej wykształceni, w domyśle gorsi, mają mniejsze prawo do decydowania o tym, kto powinien rządzić w kraju. Z kolei tradycjonaliści, podkreślając patriotyzm obywateli mieszkających na prawym brzegu Wisły, uznają ich za bardziej wartościowych Polaków, a przez to bardziej predestynowanych do tego, by brać losy kraju w swoje ręce.
Ten podział jest dla liderów politycznych źródłem, które nie wyschnie. Na naszych oczach przecież widoczny jest renesans patriotyzmu powstańczego, a więc najbardziej żarliwego. Jego symbolem stał się Lech Kaczyński, który stworzył Muzeum Powstania Warszawskiego. Jego tragiczna i wyjątkowo symboliczna śmierć wytyczyła kolejną linię podziału.
(...)
CZEGO OCZEKUJEMY OD NOWEGO PREZYDENTA
SANACJA POLSKI. Prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog: Od nowego prezydenta oczekuję stworzenia, w porozumieniu z rządem, podstaw do długofalowego rozwoju Polski. Rozumiem przez to nie tylko dbałość o nowe miejsca pracy, ale także poważny namysł nad tym, co należy zrobić w nauce i edukacji, żebyśmy przestali być krajem wykonawców, a stali się krajem twórców. Bo tylko to uwolni nas z pułapki średniego rozwoju zależnego, w której tkwimy od lat, uzależnienia od importu i braku pomysłów na innowacyjność. Znajdujemy się na dole łańcucha międzynarodowej gospodarki, co skutkuje niskimi płacami i nieprzerwaną emigracją. Temu powinniśmy przeciwdziałać. Konieczne jest też odblokowanie energii społecznej na poziomie lokalnym, ponieważ dzisiaj działania samorządowców są blokowane przez nadmierne regulacje.
Oczekiwałabym także, że prezydent zaangażuje się w sanację państwa, a szczególnie w odbudowę zaufania do wymiaru sprawiedliwości i budowę profesjonalnej, efektywnej administracji. Bo dziś stała się ona przechowalnią dla partyjnych nieudaczników. Konieczna jest też zmiana w polityce zagranicznej.
Dzisiaj Polska jest traktowana lekceważąco na arenie międzynarodowej i to trzeba odwrócić. Powinniśmy się też przygotowywać do zmiany sytuacji w Unii Europejskiej, gdyby Wielka Brytania porzuciła Wspólnotę. W takiej osłabionej Europie, z Niemcami, które unikają wyrażenia swojej roli w kategoriach politycznych, choć są wiodącym państwem, może zacząć dominować wielki biznes i to on będzie wpływał na decyzje polityczne. Musimy być gotowi na taki scenariusz.
Rozmowy zebrali: Joanna Miziołek oraz Eliza Olczyk
Więcej na ten temat oraz inne wypowiedzi o zadaniach dla nowego prezydenta można przeczytać w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost" , który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.