Czy „Zuza albo czas oddalenia” to ostatnia książka Jerzego Pilcha? Nikt tego nie pisze wprost, ale przy każdej premierze, od co najmniej pięciu lat, pytanie wisi w powietrzu. W każdym wywiadzie i w każdej recenzji. Tylko nie wypada go zadać. Sam pisarz raczej by się o to nie obraził, o swoim parkinsonie mówi z dystansem, rzucając co jakiś czas gorzkim dowcipem. Pamiętam, jak na propozycję spotkania przy kawie odpowiedział jakiś czas temu coś w stylu: „Pod warunkiem że będziesz mi tę kawę wlewał do gardła”. Obaj się roześmialiśmy, ale do spotkania nie doszło. Pilch, niegdyś prawdziwa dusza towarzystwa i mistrz kawiarnianego bon motu, towarzystwa raczej unika. W ostatnich latach całym światem stało się dla niego mieszkanie na Hożej i kilka okolicznych sklepów. Rusza się stamtąd rzadko, a jest to okupione ogromnym wysiłkiem i cierpieniem. Pisze o tym zresztą i mówi otwarcie. Tak jak zupełnie otwarcie opowiada o swojej walce z chorobą, zarówno w książkach, jak i w wywiadach czy felietonach. O problemach z ubieraniem się, jedzeniem, z wykonywaniem najprostszych czynności. Można powiedzieć, że ten bój ostatni (wiem, że by się na ten kalambur nie obraził, a parkinson jest chorobą nieuleczalną) toczy na oczach publiczności. Z męstwem godnym uznania.
FANTAZJE O PANI Z ULOTKI
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.