Problemem Ryszarda Petru jest nie tyle brak rozpoznawalności co zbyt silna rozpoznawalność. Gwiazda wśród ekonomistów, gość wszystkich możliwych programów ekonomicznych i salonów warszawskich, ulubieniec banków, funduszy oraz wielkiego kapitału. Według sondaży jego ugrupowanie NowoczesnaPL może dziś liczyć na ponad 10 proc. Co jest niezłym wynikiem, bo w normalnych czasach partia kojarzona z czysto rynkowymi rozwiązaniami nie byłaby w stanie zebrać poparcia większego niż 5-7 proc. Jeżeli Petru liczy dziś na dwa razy tyle, to raczej za sprawą ogólnego rozgardiaszu politycznego niż rzeczywistego poparcia dla jego programu. Sam na każdym kroku zapewnia, że nie ma zamiaru być szalupą ratunkową dla PO i ani myśli ściągać do siebie polityków, którzy w popłochu szukają schronienia. Ale to nie przeszkadza wyborcom Platformy wystraszonym degeneracją ich partii głosować na kogoś, kto przypomina im o hasłach PO z początków rządów Tuska. Czy mu się to podoba czy nie, będzie nadzieją dla tego elektoratu. Pytanie raczej, czy będzie szalupą czy szalupką. Ale to zależy już od tego, jak mądrze pokieruje swoją minikampanią. I na ile jest w stanie odbijać zarzuty o bycie nie tyle obrońcą rynku i kandydatem wielkich idei, co ostatnią nadzieją wielkich instytucji finansowych atakowanych za wszystko, od kredytów frankowych przez polisolokaty po wyprowadzanie pieniędzy przez zagraniczne banki.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.