Szpital wysokiego ryzyka

Szpital wysokiego ryzyka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Lekarze w Polsce są praktycznie bezkarni
Pacjent, który w naszym kraju w wyniku leczenia doznał uszczerbku na zdrowiu, może liczyć na odszkodowanie tylko wówczas, gdy przed sądem udowodni winę lekarza. Lekarze powoływani jako biegli sądowi nie chcą zeznawać przeciw kolegom, dlatego w większości wypadków sprawy rozstrzygane są na niekorzyść poszkodowanych - twierdzi prof. Mirosław Nesterowicz, kierownik Katedry Prawa Cywilnego i Międzynarodowego Obrotu Gospodarczego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Z problemem tym poradziły sobie państwa skandynawskie. Od dwudziestu lat funkcjonują tam ubezpieczenia od złych następstw leczenia NFPI (No Fault Patient Insurance), czyli bez orzekania o winie lekarza.
Ubezpieczenia typu NFPI po raz pierwszy wprowadzono w 1975 r. w Szwecji. Obejmują one szkody zdrowotne będące następstwem leczenia w państwowych szpitalach i zarządzanych przez państwo tzw. przychodniach pierwszego kontaktu. Od 1997 r. ubezpieczenia NFPI są obowiązkowe dla wszystkich zakładów zajmujących się opieką zdrowotną. Przed ich wprowadzeniem pacjenci chcący uzyskać odszkodowanie za szkody wynikłe z niewłaściwego leczenia musieli dowieść winy lekarza. Prawnicy mieli duże trudności z określeniem różnicy między winą lekarza a nieuniknionymi konsekwencjami procesu leczenia. W kraju liczącym około dziewięciu milionów mieszkańców rocznie wypłacano średnio dziesięć odszkodowań. Obecnie pacjent musi jedynie złożyć wniosek z roszczeniem do firmy zajmującej się ubezpieczeniami NFPI. Mimo że tylko 40 proc. wniosków rozpatrywanych jest pozytywnie, rocznie wypłacanych jest kilka tysięcy odszkodowań.
Do 31 grudnia 1993 r. ubezpieczeniami NFPI zajmowało się konsorcjum skupiające cztery najpoważniejsze szwedzkie towarzystwa ubezpieczeniowe. Po przystąpieniu do Unii Europejskiej zdecydowano jednak, że powinno ono zakończyć swą działalność, by nie ograniczać możliwości działania na rynku szwedzkim firmom z państw należących do unii. W konsekwencji instytucje świadczące usługi zdrowotne mogą podpisywać umowy z różnymi towarzystwami ubezpieczeniowymi. O uznaniu roszczeń pokrzywdzonej osoby decyduje wynik postępowania wyjaśniającego. Z założenia jest on dla pacjenta bezpłatny. Jeśli chory nie jest zadowolony z decyzji firmy ubezpieczeniowej, może się odwołać do wyższej instancji - Patient Injury Board. Jeśli i jej werdykt nie usatysfakcjonuje poszkodowanego, ale roszczenie zostało uznane za uzasadnione, może się on zwrócić do arbitrażu. Koszty tego postępowania musi już jednak pokryć sam zainteresowany.
Warunkiem przyznania zadośćuczynienia jest stwierdzenie powiązania między zaistniałym uszczerbkiem na zdrowiu a przebytym leczeniem. Odszkodowanie przysługuje osobie, u której skutki terapii są bardziej obciążające niż ewentualne skutki niepodjęcia leczenia schorzenia. Przysługuje ono także wtedy, gdy szkoda wyniknęła z powodu błędów aparatury medycznej. Wniosek o zadośćuczynienie musi być złożony w instytucji świadczącej usługi zdrowotne lub w towarzystwie ubezpieczeniowym do dziesięciu lat od czasu leczenia, które spowodowało uszczerbek zdrowia, ale nie później niż trzy lata od momentu zauważenia szkody. Maksymalne odszkodowanie wynosi ok. 800 tys. euro. Po Szwecji ubezpieczenia typu NFPI wprowadziły Finlandia - w 1987 r., Norwegia - w 1988 r. i Dania - w 1992 r. Zainteresowane są nimi Belgia, Francja i USA.
W 1997 r. do polskich sądów wpłynęło 1300 pozwów pacjentów o zadośćuczynienie za szkody wynikłe z nieprawidłowego leczenia. Zdaniem Adama Sandauera, założyciela Stowarzyszenia Obrony Pacjentów, to tylko czubek góry lodowej. Rzeczywista liczba poszkodowanych jest nawet kilkakrotnie wyższa. Chociaż pacjenci z roku na rok coraz częściej szukają zadośćuczynienia w sądach i składają coraz więcej skarg w izbach lekarskich, większość poszkodowanych pozostaje bierna, gdyż nie jest świadoma swoich praw albo nie wierzy w sprawiedliwość. Ciągnące się latami procesy sądowe rujnują pacjentów psychicznie i finansowo. Poza tym, nawet jeśli sąd orzeknie winę lekarza i przyzna odszkodowanie, jest ono zazwyczaj niewspółmiernie niskie do poniesionych przez chorych szkód. Dlatego prawnicy nie są zainteresowani prowadzeniem tak trudnych i nieopłacalnych dla nich spraw.
Trzydziestosiedmioletni Zdzisław K. w 1994 r. podczas operacji wyrostka robaczkowego w jednym ze szpitali górniczych na skutek niewłaściwego znieczulenia doznał porażenia nerwu kulszowego, piszczelowego i strzałkowego. Wystąpił do sądu o skromne odszkodowanie w wysokości 20 tys. zł. W aktach sądowych zaznaczono, że u poszkodowanego brak prognoz na poprawę zdrowia, stwierdzono zanik mięśni, niedoczulicę uda i podudzia lewego, opadanie stopy, zaburzenia erekcji, nietrzymanie moczu. Po trwającym trzy lata procesie Sąd Wojewódzki w Katowicach uznał, że proponowana przez poszkodowanego kwota jest za wysoka i przyznał mu tylko 18 tys. zł. Pacjent wniósł apelację. Sąd apelacyjny uznał, że zasądzona kwota jest wystarczająca.
- Lekarz zatrudniony w zakładzie opieki zdrowotnej, który w wyniku niedbalstwa lub niedouczenia wyrządził pacjentowi krzywdę, zgodnie z kodeksem pracy z 1974 r. nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności cywilnej. Jest to niespotykane w krajach Europy Zachodniej i USA. W wypadku wygranego przez poszkodowanego procesu o odszkodowanie całą kwotę wypłaca szpital, w którym lekarz-sprawca jest zatrudniony. Szpital może wystąpić do lekarza z tzw. regresem, czyli żądaniem zwrotu wypłaconego odszkodowania, lecz tylko do wysokości jego trzykrotnej pensji. Zdarza się to jednak bardzo rzadko - mówi prof. Mirosław Nesterowicz.
Od 1 stycznia wszystkie samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej muszą być ubezpieczone. Podobnie jak szpitale i gabinety prywatne, jeśli chcą podpisać kontrakt z kasą chorych. W PZU w pierwszym kwartale tego roku obowiązkowe ubezpieczenia OC wykupiło już 700 szpitali. Pacjent chcący uzyskać odszkodowanie może zamiast do sądu zwrócić się bezpośrednio do firmy, w której sprawca szkody jest ubezpieczony. - Likwidacją szkód zajmują się u nas specjalnie do tego powołani likwidatorzy. W wypadku spraw dotyczących służby zdrowia powołujemy konsultantów medycznych - są to zwykle członkowie izb lekarskich lub w trudniejszych sprawach lekarze-biegli sądowi - mówi Adam Taukert, rzecznik prasowy PZU SA.
Zdaniem Adama Sandauera, konsultanci medyczni zatrudniani przez firmy ubezpieczeniowe również niechętnie świadczą przeciw kolegom. Jeśli przewinienie lekarza nie jest ewidentne, firmy ubezpieczeniowe, wiedząc, że pacjent ma małe szanse wygrania sprawy w sądzie, nie chcą wypłacać odszkodowania. W tej sytuacji wprowadzenie w naszym kraju skandynawskiego modelu ubezpieczeń wydaje się najrozsądniejszym wyjściem. Do tego czasu pomoc socjalna i lekarska poszkodowanym pacjentom musi wynikać z zasad solidarności społecznej. Naprawę wszelkich negatywnych skutków leczenia powinno pokryć państwo.

Renata Karwat
Współpraca: Magdalena Suska
Tomasz Wojciechowski



Orły Temidy

Pomyłki medyczne, zaniedbania, niedopatrzenia, mózgowe porażenia dziecięce, uszkodzenia ramienia dziecka podczas porodu, operacje plastyczne, blizny, błędy popełnione przez lekarzy, szpitale lub dentystów - proszę dzwonić pod bezpłatny numer 1800. Pobieramy honorarium tylko po wygraniu sprawy, pierwsze konsultacje bezpłatne. Składamy wizyty w domu bądź w szpitalu". Takie ogłoszenia są w Stanach Zjednoczonych na porządku dziennym. Pojawiają się w gazetach, radiu, telewizji, a nawet na pudełkach od zapałek. Procesy o odszkodowania za błędy lekarskie są żyłą złota dla amerykańskich prawników. Pojawiła się nawet nowa kasta adwokatów specjalizujących się w tego typu sprawach. Pogardliwie bywa nazywana ambulance chasers (ścigacze karetek). Niektóre kancelarie adwokackie mają swoich "przedstawicieli" wyczekujących na potencjalnych klientów w szpitalnych poczekalniach. Adwokaci w procesach o odszkodowania za błędy w sztuce lekarskiej za swą pracę pobierają 25 proc. (czasem nawet więcej) przyznanego przez sąd odszkodowania. Lawinowy wzrost liczby takich procesów i wysokości przyznawanych odszkodowań w latach 70. spowodował również wzrost kosztów leczenia. Lekarze, szpitale, przychodnie i kliniki muszą bowiem opłacać coraz wyższe składki ubezpieczenia od odpowiedzialności za błędy w sztuce medycznej. Równocześnie w obawie przed procesami lekarze unikają zbyt ryzykownych zabiegów - nawet takich, które są typowe i powszechnie wykonywane w Europie.
W 1970 r. - przed eksplozją procesów o odszkodowania za błąd w sztuce lekarskiej - tylko 15 proc. porodów było dokonywanych za pomocą cesarskiego cięcia. Porody takie są droższe (przeciętnie o 2-2,5 tys. USD), jednak nie grożą powikłaniami takimi jak w wypadku tradycyjnego porodu. Odszkodowania za wady spowodowane podczas porodu są bardzo wysokie - ponieważ w wypadku śmierci czy też kalectwa noworodka sympatie sądu przysięgłych z reguły są po stronie rodziców. Lekarze boją się więc odbierać tradycyjne porody. Między innymi z tego powodu - jak wynika z danych rządowych - obecnie prawie co czwarty noworodek w Stanach Zjednoczonych (w roku 1990 - 25 proc., a w 1998 r. - 21 proc.) przychodzi na świat za pomocą cesarskiego cięcia.
W większości stanów amerykańskiej federacji pojawiły się próby przyjęcia kompleksowego prawa określającego zasady korzystania pacjentów ze świadczeń medycznych, ich prawa oraz obowiązki lekarzy i placówek medycznych, w tym placówek wchodzących w skład Health Maintenance Organization. HMO są zarówno tradycyjnymi przedsiębiorstwami ubezpieczeniowymi, sprzedającymi swoje polisy zakładom pracy, organizacjom (np. związkom zawodowym) i osobom prywatnym, jak i dostarczycielami usług medycznych. Administracja prezydenta Clintona - mimo protestów przedsiębiorstw ubezpieczeniowych i republikanów - zabiega o przyjęcie federalnej karty praw pacjenta, która ułatwiłaby 125 mln Amerykanów, mających ubezpieczenia medyczne opłacane przez swoich pracodawców, pozywanie do sądów stanowych towarzystw ubezpieczeniowych czy HMO pod zarzutem popełnienia błędu w sztuce medycznej. Przeciwnicy takiej karty argumentują, że jej przyjęcie zwiększy liczbę "frywolnych" procesów sądowych oraz koszty opieki medycznej.

Więcej możesz przeczytać w 26/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.