Urzędnicy blokują rozwój nowoczesnego systemu pobierania opłat za korzystanie z autostrad. Zamiast rozładować korki na zawsze, rząd płaci dziesiątki milionów złotych za czasowe podniesienie szlabanów.
Czar nowych polskich autostrad pryska latem, gdy Polacy ruszają na wakacje. W ekspresowym tempie drogi blokują się na anachronicznych, ręcznych punktach poboru opłat. Kierowca musi się zatrzymać co kilkadziesiąt kilometrów, by zapłacić, poczekać na resztę i odebrać paragon. Dopiero wtedy szlaban pójdzie w górę. Gdy nad morze czy w góry ruszają miliony Polaków, korki są pewniejsze niż słoneczna pogoda.
Wyjściem byłoby wprowadzenie elektronicznego systemu płacenia za autostrady. Polscy urzędnicy nie są jednak takim rozwiązaniem zainteresowani i blokują je skutecznie. Nie zamierzają też ujednolicić systemu płatności, w którym trudno się dziś połapać.
Wjeżdżając na przykład do Polski w Zgorzelcu, na A4 nie musimy płacić. Na bramki natkniemy się dopiero we Wrocławiu. Stąd do Gliwic autostrada jest płatna. Odcinkiem o długości 160 km zarządza państwowa Główna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Jadąc dalej, znowu nie płacimy aż do Katowic. Tam znowu stoją bramki i trzeba sięgnąć po portfel – 60-kilometrowym odcinkiem zwanym autostradą małopolską zarządza Stalexport. Za Krakowem bramek już nie spotkamy.
Jeszcze większe zamieszanie jest na autostradzie A2. Tam bramki ustawia dwóch koncesjonariuszy. Podróżowanie A1 jest przyjemne do Torunia. Od tego momentu aż do Gdańska trzeba płacić właścicielowi drogi, firmie GTC.
WAKACYJNA TRADYCJA NA DROGACH
Spektakularnym przykładem, jak tradycyjny sposób płacenia paraliżuje ruch na autostradach, jest właśnie Toruń. Rok temu w wakacyjne weekendy przed bramkami na A1 ustawiały się sznury samochodów pełne wściekłych pasażerów jadących nad morze. Żeby rozładować napięcie, rząd kazał otworzyć szlabany i zapłacił firmie zarządzającej autostradą za zwolnienie kierowców z opłat. Za trzy weekendy rachunek wyniósł około 16 mln zł.
Sytuacja miała się nie powtórzyć. Ale w zeszłym tygodniu premier Ewa Kopacz znowu zrobiła prezent zmotoryzowanym wczasowiczom z publicznych pieniędzy. W weekendy do końca sierpnia 152 km tej autostrady będą bezpłatne. Nie tylko dla aut osobowych, ale także dla ciężarówek. Kosztować to będzie budżet państwa około 50 mln zł.
Ale dlaczego tylko tam? Podobna sytuacja jest przecież na płatnym państwowym odcinku A4. 30 kwietnia padł tu rekord, w ciągu doby przejechało 95 tys. samochodów. W planach 80 tys. aut miało jeździć tą drogą dopiero w 2020 r. Na tym odcinku nie dochodzi do spektakularnego paraliżu tylko dlatego, że obok ręcznego pobierania opłat działają też bramki elektroniczne.
SYSTEM JEST. DLACZEGO NIE WSZĘDZIE?
Przez rok nie zrobiono nic, żeby zapobiec wakacyjnemu paraliżowi. Rząd spokojnie czekał, GDDKiA, która zarządza drogami, spała. To zadziwiające, bo system jest od dawna gotowy. Wystarczy uruchomić elektroniczny system poboru opłat. To niezwykle proste bezgotówkowe rozwiązanie, które pozwala płynnie przejechać przez bramkę bez potrzeby zatrzymywania się.
System nazywa się viaToll. Jest sprawdzony i bardzo dobrze znany dyrekcji dróg krajowych. Sama go przecież zamówiła w 2011 r.
(...)
Więcej na ten temat przeczytasz w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost" , który od jest poniedziałku dostępny w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
Wyjściem byłoby wprowadzenie elektronicznego systemu płacenia za autostrady. Polscy urzędnicy nie są jednak takim rozwiązaniem zainteresowani i blokują je skutecznie. Nie zamierzają też ujednolicić systemu płatności, w którym trudno się dziś połapać.
Wjeżdżając na przykład do Polski w Zgorzelcu, na A4 nie musimy płacić. Na bramki natkniemy się dopiero we Wrocławiu. Stąd do Gliwic autostrada jest płatna. Odcinkiem o długości 160 km zarządza państwowa Główna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Jadąc dalej, znowu nie płacimy aż do Katowic. Tam znowu stoją bramki i trzeba sięgnąć po portfel – 60-kilometrowym odcinkiem zwanym autostradą małopolską zarządza Stalexport. Za Krakowem bramek już nie spotkamy.
Jeszcze większe zamieszanie jest na autostradzie A2. Tam bramki ustawia dwóch koncesjonariuszy. Podróżowanie A1 jest przyjemne do Torunia. Od tego momentu aż do Gdańska trzeba płacić właścicielowi drogi, firmie GTC.
WAKACYJNA TRADYCJA NA DROGACH
Spektakularnym przykładem, jak tradycyjny sposób płacenia paraliżuje ruch na autostradach, jest właśnie Toruń. Rok temu w wakacyjne weekendy przed bramkami na A1 ustawiały się sznury samochodów pełne wściekłych pasażerów jadących nad morze. Żeby rozładować napięcie, rząd kazał otworzyć szlabany i zapłacił firmie zarządzającej autostradą za zwolnienie kierowców z opłat. Za trzy weekendy rachunek wyniósł około 16 mln zł.
Sytuacja miała się nie powtórzyć. Ale w zeszłym tygodniu premier Ewa Kopacz znowu zrobiła prezent zmotoryzowanym wczasowiczom z publicznych pieniędzy. W weekendy do końca sierpnia 152 km tej autostrady będą bezpłatne. Nie tylko dla aut osobowych, ale także dla ciężarówek. Kosztować to będzie budżet państwa około 50 mln zł.
Ale dlaczego tylko tam? Podobna sytuacja jest przecież na płatnym państwowym odcinku A4. 30 kwietnia padł tu rekord, w ciągu doby przejechało 95 tys. samochodów. W planach 80 tys. aut miało jeździć tą drogą dopiero w 2020 r. Na tym odcinku nie dochodzi do spektakularnego paraliżu tylko dlatego, że obok ręcznego pobierania opłat działają też bramki elektroniczne.
SYSTEM JEST. DLACZEGO NIE WSZĘDZIE?
Przez rok nie zrobiono nic, żeby zapobiec wakacyjnemu paraliżowi. Rząd spokojnie czekał, GDDKiA, która zarządza drogami, spała. To zadziwiające, bo system jest od dawna gotowy. Wystarczy uruchomić elektroniczny system poboru opłat. To niezwykle proste bezgotówkowe rozwiązanie, które pozwala płynnie przejechać przez bramkę bez potrzeby zatrzymywania się.
System nazywa się viaToll. Jest sprawdzony i bardzo dobrze znany dyrekcji dróg krajowych. Sama go przecież zamówiła w 2011 r.
(...)
Więcej na ten temat przeczytasz w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost" , który od jest poniedziałku dostępny w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay