„Koniec jeszcze nie przyszedł, ale już był w zasięgu wzroku – tak John Kenneth Galbraith zaczynał swoją sławną opowieść o wielkim kryzysie. – Przeszłość kruszyła się już pod nogami, ale ludzie nie mogli sobie wyobrazić, jak będzie wyglądała ich przyszłość”. Od pierwszego wydania „The Great Cash” minęło 60 lat i historia zachodniej cywilizacji jakby znowu stawała na rozstaju.
Najważniejsze instytucje i idee, które stworzyły powojenną Europę, zapadają się pod własnym ciężarem. To, co miało stanowić o jej sile, staje się jej największą słabością. To, co miało być nieodwracalne – mówi o euro główny ekonomista Europejskiego Banku Centralnego Otmar Issing – może być wywrócone.
Grecka plajta, ataki terrorystyczne, afrykański exodus, Rosja u bram – każde z osobna niczego jeszcze nie przesądzają, ale wszystkie razem sprawiają, że czujemy się tak, jakbyśmy właśnie stąpali po skorupach naszej własnej historii. A jeżeli nie możemy sobie wyobrazić tego, co przed nami, to nie dlatego, że to jest tak odległe, ale dlatego że nie umiemy zadawać właściwych pytań lub boimy się je zadawać.
Pytania o wadliwą architekturę strefy euro. O brakujące rynkowe mechanizmy opamiętania. O unijne bariery celne rujnujące afrykańskie rolnictwo i zmuszające dziś dziesiątki tysięcy ludzi do migracji. Pytania, które już przed laty stawiał noblista Milton Friedman: czy wspólna waluta aby na pewno stworzy wspólnotę narodową?
Im więcej pytań zostawało bez odpowiedzi albo zagłuszane było pretensjonalną retoryką eurobiurokratów, tym bardziej nierozwiązane problemy stawały się nierozwiązywalne. To może przypadek, że tyle ich zbiegło się w czasie, ale przypadkiem już nie jest to, że ze wszystkimi naraz Europa musi sobie teraz poradzić albo przygotować się na znacznie więcej poważniejszych kryzysów. Katharsis czy upadek?
STREFA EURO
Strefa euro od początku pomyślana była jako projekt polityczny, produkt kompromisów i naginania praw ekonomii do potrzeb chwili. Z trudem przetrwała kryzys 2008 r. Wspólna waluta nie tylko nie zrodziła wspólnoty narodowej, ale wręcz zaostrzyła napięcia. Na obronę europolityków trzeba powiedzieć, że wiele w ostatnich latach zrobiono dla jej ratowania. Powstała unia bankowa. Ale dla unii fiskalnej już nie opłacało się zdobyć poparcia. Niektórych błędów systemowych nie sposób już odkręcić, innych nie sposób będzie uniknąć.
Nie ma grzechów zaniechania i rozpasania, o które nie można by dziś oskarżyć greckich rządów, ale na koniec to nie Grecy stworzyli mechanizm, który biednym krajom dawał gwarancje kredytowe, jakie należały się tylko najbogatszym, a bogatym dawał bodźce do sprzedawania towarów tym, których nie było na nie stać. Bankom można zarzucić, że bezmyślnie oferowały kredyty, ale dlaczego nie miały tego robić, skoro to były głównie niemieckie, holenderskie czy włoskie banki obsługujące niemieckich, holenderskich i włoskich klientów żyrujących tanią linię kredytu. Francuskie banki zostały z 35 mld nieobsługiwanych długów, ale większość z nich to odpryski transakcji na dostawy francuskiej broni do Grecji. Grecja winna jest dziś 317 mld euro, z czego 240 mld to unijne pożyczki na pomoc w obsłudze zadłużenia po 2010 r. Pęczniejąca bańka to „troska” o utrzymanie Grecji w strefie euro. Żeby nie dopuścić do rozpadu, EBC zgodził się na oprocentowanie długu na poziomie 1,7 proc. Inne kraje strefy – ponad 2 proc. Wspaniałomyślny gest, który tak naprawdę coraz bardziej pogrążał Grecję.
Wolny przepływ towarów to niewątpliwie błogosławieństwo Unii Europejskiej, ale też przekleństwo dla gorzej rozwiniętych państw...
(...)
Grecka plajta, ataki terrorystyczne, afrykański exodus, Rosja u bram – każde z osobna niczego jeszcze nie przesądzają, ale wszystkie razem sprawiają, że czujemy się tak, jakbyśmy właśnie stąpali po skorupach naszej własnej historii. A jeżeli nie możemy sobie wyobrazić tego, co przed nami, to nie dlatego, że to jest tak odległe, ale dlatego że nie umiemy zadawać właściwych pytań lub boimy się je zadawać.
Pytania o wadliwą architekturę strefy euro. O brakujące rynkowe mechanizmy opamiętania. O unijne bariery celne rujnujące afrykańskie rolnictwo i zmuszające dziś dziesiątki tysięcy ludzi do migracji. Pytania, które już przed laty stawiał noblista Milton Friedman: czy wspólna waluta aby na pewno stworzy wspólnotę narodową?
Im więcej pytań zostawało bez odpowiedzi albo zagłuszane było pretensjonalną retoryką eurobiurokratów, tym bardziej nierozwiązane problemy stawały się nierozwiązywalne. To może przypadek, że tyle ich zbiegło się w czasie, ale przypadkiem już nie jest to, że ze wszystkimi naraz Europa musi sobie teraz poradzić albo przygotować się na znacznie więcej poważniejszych kryzysów. Katharsis czy upadek?
STREFA EURO
Strefa euro od początku pomyślana była jako projekt polityczny, produkt kompromisów i naginania praw ekonomii do potrzeb chwili. Z trudem przetrwała kryzys 2008 r. Wspólna waluta nie tylko nie zrodziła wspólnoty narodowej, ale wręcz zaostrzyła napięcia. Na obronę europolityków trzeba powiedzieć, że wiele w ostatnich latach zrobiono dla jej ratowania. Powstała unia bankowa. Ale dla unii fiskalnej już nie opłacało się zdobyć poparcia. Niektórych błędów systemowych nie sposób już odkręcić, innych nie sposób będzie uniknąć.
Nie ma grzechów zaniechania i rozpasania, o które nie można by dziś oskarżyć greckich rządów, ale na koniec to nie Grecy stworzyli mechanizm, który biednym krajom dawał gwarancje kredytowe, jakie należały się tylko najbogatszym, a bogatym dawał bodźce do sprzedawania towarów tym, których nie było na nie stać. Bankom można zarzucić, że bezmyślnie oferowały kredyty, ale dlaczego nie miały tego robić, skoro to były głównie niemieckie, holenderskie czy włoskie banki obsługujące niemieckich, holenderskich i włoskich klientów żyrujących tanią linię kredytu. Francuskie banki zostały z 35 mld nieobsługiwanych długów, ale większość z nich to odpryski transakcji na dostawy francuskiej broni do Grecji. Grecja winna jest dziś 317 mld euro, z czego 240 mld to unijne pożyczki na pomoc w obsłudze zadłużenia po 2010 r. Pęczniejąca bańka to „troska” o utrzymanie Grecji w strefie euro. Żeby nie dopuścić do rozpadu, EBC zgodził się na oprocentowanie długu na poziomie 1,7 proc. Inne kraje strefy – ponad 2 proc. Wspaniałomyślny gest, który tak naprawdę coraz bardziej pogrążał Grecję.
Wolny przepływ towarów to niewątpliwie błogosławieństwo Unii Europejskiej, ale też przekleństwo dla gorzej rozwiniętych państw...
(...)
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju od poniedziałku rano.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay