"Langenort" przypłynął do Władysławowa w czerwcu, by - jak przekonywały organizatorki - szkolić w zakresie antykoncepcji i zdrowia reprodukcyjnego. Trzykrotnie wypłynął też z Polkami na pokładzie na wody międzynarodowe, gdzie - jak z kolei donosiły media - przeprowadzane były zabiegi przerwania ciąży za pomocą środków wczesnoporonnych, tzw. pigułki RU486.
Na konferencji Gomperts powiedziała, że "setki kobiet" dzwoniły na uruchomioną przez Holenderki infolinię, gdzie mogły dowiedzieć się o usługach świadczonych przez fundację "Kobiety na Falach". "Dzwoniły kobiety, które same próbowały wywołać aborcję, błagały o przesłanie pigułek (wczesnoporonnych), były gotowe przyjechać (do Władysławowa) z bardzo daleka" - opowiadała. Przekonywała, że prośby o pomoc nie ustały po odpłynięciu statku, że cały czas przychodzą maile od Polek z poparciem, prośbami o pomoc, i także - o przesłanie pigułek.
Wyraziła też pogląd, że jeśli kobiety zaczęłyby "masowo" przekraczać granice i dokonywałyby aborcji legalnie w innych krajach, być może wtedy polscy lekarze opowiedzieliby się za jej legalizacją. Zdaniem feministek, lekarzom "nie opłaca się" bowiem zalegalizowanie aborcji, gdyż dokonują jej w podziemiu za średnio 2 tys. zł.
Wszystkie uczestniczki konferencji zgodziły się co do tego, że "kobiety nie mogą czekać do czasu akcesji do UE". Szefowa Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Wanda Nowicka poinformowała, że organizacja chce, by można było, w zgodzie z prawem, udzielać informacji m.in. o możliwości usunięcia ciąży za granicą. Zwróciła się też do parlamentarzystów o zapisanie takiej możliwości w polskim ustawodawstwie.
Zapytana przez dziennikarzy, czy planuje ponowne przypłynięcie statku do Polski, Gomperts odparła: "Zastanawiamy się nad ponownym przyjazdem. Zdecydowanie tego nie wykluczamy".
rp, pap