W artykule pada stwierdzenie, że na sądy wydaje się dużo, a mimo to postępowania sądowe są w Polsce prowadzone przewlekłe. Zarzuca się, że procesy ciągną się latami. Rzeczywiście tak było, ale zapaść dotyczyła lat 90-tych, gdy nagle liczba spraw, wzrastając kilkukrotnie, zalała sądy. Nie było sal rozpraw, odpowiedniej liczby sędziów, budynków, pracowników. Reformowano inne sfery życia publicznego, a sądy zostawiono trochę własnemu losowi. Dzisiaj z infrastrukturą sądową jest zdecydowanie lepiej, chociaż i pracy jest o wiele więcej. Jednak do mediów nadal przebija się tylko ten zły obraz z zamierzchłych czasów. Prawo staje się coraz bardzie obszerne i skomplikowane. Stosunki społeczne, które przedtem, jak w każdym reżimie były proste, nagle bardzo się rozbudowały i skomplikowały. W latach dziewięćdziesiątych do sądów wpływało ok. 2,5 mln spraw, dzisiaj ponad 14 mln. Wszyscy chcą „iść do sądu” i wciąż mało jest chętnych do zawarcia ugody, rozwiązania sporu w drodze mediacji czy arbitrażu. Najlepiej widać to na opublikowanej kilka miesięcy temu unijnej tablicy wymiaru sprawiedliwości - tab. 2 (http://ec.europa.eu/justice/effective-justice/files/justice_scoreboard_2015_pl.pdf ). Tablica to doskonałe narzędzieinformacyjne służące obiektywnemu i wiarygodnemu porównaniu danych o wymiarze sprawiedliwości w państwach Unii Europejskiej. Jesteśmy w ścisłej czołówce państwa europejskich jeśli chodzi o liczbę wpływających spraw. W tej kategorii zajmujemy 4 miejsce w Europie.Jako Polacy kochamy się toczyć spory, sądzić i jednak ufamy, że sąd jest naprawdę niezawisły, nawet jeśli czasem narzekamy, że niesprawiedliwy i przewlekły. Gdy jednak przydarzy się ta przewlekłość, to od paru lat jest też narzędzie obrony - skarga na przewlekłość postępowania. To realny środek zabezpieczający, by sprawa, bez potrzeby, nie toczyła się zbyt długo. Jednak sędziowie w poważnych sprawach często mają niełatwy dylemat: czy przedłużyć proces np. „stając w kolejce” po niezbędną opinię świetnego biegłego czy skorzystać z opinii innego eksperta i nie czekać. I co lepsze: szybki wyrok czy też dłuższy proces, ale dobry, nieuchylony w toku kontroli sprawiedliwy wyrok? Opowiadamy się za tym drugim rozwiązaniem.
Należy się znów odwołać do wspomnianego już corocznego raportu Komisji Europejskiej tzw. tablicy wyników wymiaru sprawiedliwości, który pokazuje, że sądzimy sprawy tylko kilkanaście dni dłużej niż Niemcy i ponad sto dni szybciej niż Francuzi, nie mówiąc już o Włochach (wyk.5). Tymczasem w Polsce przez wiele lat funkcjonował fałszywy obraz mówiący na przykład, że na rozpoznanie sporu gospodarczego czeka się tysiąc dni. Ta opinia była oparta na danych, liczonych ponadto łącznie z egzekucją, pochodzących z badania ankietowego przedsiębiorców przeprowadzonego w stolicach różnych państw europejskich. W Warszawie było wtedy rzeczywiście nie najlepiej, ale wyniki ankiety zupełnie nie odpowiadały polskiej średniej. Statystyki sądowe wskazywały, że jest 10 razy krócej. Co z tego, skoro negatywny przekaz łatwiej się przebijał i jak się okazuje nadal jest taka sytuacja.
Autor przywołuje sprawę Bernarda Madoffa jako przykład sprawności amerykańskiego systemu sądownictwa. Ale istnieją ogromne różnice między anglosaskim systemem prawa a kontynentalnym, do którego zalicza się Polska. Najkrócej i najprościej można powiedzieć, że w systemie kontynentalnym prawo stanowią organy władzy ustawodawczej, a w systemie common law, podstawą są wydane wyroki sądowe (precedensy). To oczywiście w sposób zasadniczy wpływa na procedurę sądową. W Polsce sędziowie nie tworzą prawa, nie odpowiadają za jego jakość i zakres. A jest ztym coraz gorzej, w gąszczu nowelizacji gubią się już prawnicy, a co dopiero obywatele. Nierzadka jest sytuacja, kiedy w Sejmie równocześnie pracuje się nad kilkoma poprawkami do tego samego kodeksu. Sędziowie wielokrotnie zwracali uwagę na coraz gorszą jakość stanowionego prawa, ale ich uwagi trafiają w próżnię. Na nienajlepszy stan prawodawstwa zwracają także uwagę w swoich corocznych sprawozdaniach Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy, jednak uwagi sędziów nie są brane pod uwagę, za to w pierwszej kolejności zbierają cięgi za coś na co nie mają wpływu.
W Stanach Zjednoczonych system orzeczeń jest znacznie starszy, ma kilkaset lat, nasz jestbudowany dopiero od kilkudziesięciu. Tam prawie każdy obywatel ma swojego prawnika, a duża liczba spraw załatwiana jest poprzez mediacje. Do sądu trafia ich jedynie ok. 10%. Wymiar sprawiedliwości jest w Stanach Zjednoczonych drogi, a co za tym idzie obywatele mają do niego trudniejszy dostęp. U nas opłaty sądowe są często symboliczne, stąd niemała grupa obywateli toczących wieloletnie spory o przysłowiową pietruszkę czy piędź ziemi. Co ciekawe, wszystkie raporty potwierdzają, że lepszą opinię o sądzie, mają ci, którzy w nim byli, niż ci, którzy znają sąd z opowieści lub mediów. To pokazują wszystkie badania! Od badania CBOS – „O przestrzeganiu prawa i funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości w Polsce”po raport Court Watch organizacji pozarządowej, która od lat sama bada pracę sądów wysyłając do nich woluntariuszy. I tak tylko 2% badanych, którzy byli w sądzie uważa, że sąd jest stronniczy, a 3%, że zachowuje się niewłaściwie. Tymczasem stawiany jako wzór i wychwalany amerykański wymiar sprawiedliwości też nie cieszy się całkowitym zaufaniem obywateli. Raport Gallupa - Confidence in Judicial Systems Varies Worldwide z października 2014 r.podaje, że w krajach Ameryki Północnej ponad 50% obywateli nie ufa sądom.
Ponadto według Global Competitivenes Report Światowego Forum Ekonomicznego w kwestii zaufania obywateli do tego, że sądownictwo w ich kraju jest niezależne i sprawiedliwe na 148 państw USA zajmują 32 miejsce, Polska 54, a Czechy dopiero 68.
Jeśli sędzia w Polsce ma prowadzić tylko jeden, nawet najważniejszy proces, to inne sprawy z jego udziałem nie będą toczyć się w ekspresowym tempie. A przecież, w myśl uregulowań międzynarodowych i konstytucyjnych, każdy ma prawo do równego traktowania i sprawiedliwego wyroku w rozsądnym terminie. Na dłuższy czas procesu wpływa też postępowanie dowodowe. Trudna sprawa - więcej dowodów - dłuższy czas postępowania i odwrotnie. Sąd nie jest fabryką śrubek i nie da się prosto i szybkopoprawić wydajności wymieniając linię technologiczną. Wydajność, przy takiej liczbie kadry osiągnęła granice swoich możliwości.
Autor artykułu używa jednak znanych sloganów, o tym jak łagodnie sędziowie traktują swoich kolegów i przytacza przypadek sędziego Milewskiego z Gdańska. Rzeczywiście warto o tym rozmawiać. Warto zapytać, dlaczego Krajowa Rada Sadownictwa tak szybko odwołała go z urzędu i pozbawiła prawa kierowania sądem, dlaczego otrzymał wyrok dyscyplinarny przeniesienia na inne miejsce służbowe. Ale przy tej okazji warto zapytać, jak skonstruowana była prowokacja dziennikarska, poprzedzona akcją wysyłania maili z konta sugerującego, że pochodzą z Kancelarii Premiera Rady Ministrów. Warto też zastanowić się, czy prezes sądu miał prawo czy wręcz obowiązek, biorąc pod uwagę przepisy ustawy o ustroju sądów powszechnych o tzw. zewnętrznym nadzorze administracyjnym ministra nad sądami, rozmawiać o organizacji procesu z (jak myślał) premierem czyli ze zwierzchnikiem Ministra Sprawiedliwości. Oczywiście reakcja sędziego Milewskiego zostawia wiele do życzenia, dlatego został ukarany, ale może bardziej należałoby zastanowić się nad zmianą przepisów, żeby nie doprowadzać do podobnych sytuacji.
W Polsce postępowania dyscyplinarne sędziów są jawne, dostępne dla mediów i społeczeństwa. Każdy może się dowiedzieć, jakie przewinienia sędzia popełnił. W postępowaniach dyscyplinarnych orzekają sądy powszechne, a nie sądy korporacyjne. Publikowane są zbiory ich orzeczeń. Niejednokrotnie odwiedzający Polskę sędziowie z innych krajów dziwią się, że jest to możliwe i pytają, czy to czasami nie osłabia zaufania do urzędu sędziego. Wciąż jednak do świadomości społecznej przebijają się głównie informacje pochodzące najczęściej od polityków sugerujące stronniczość, lenistwo i podatność sędziów na głos władzy. Bez jakichkolwiek argumentów i dowodów, często nawet bez logiki. Nieważne, że w ten sposób podkopuje się fundament państwa – ważne, by trwały igrzyska podejrzliwości.
To prawda, że nakłady na sądownictwo w ostatnich latach zwiększyły się, ale tę informację trzeba odnieść do skali zaniedbań. Lata 90. przyniosły zapaść, a tak łatwo się z niej nie wychodzi, biorąc jeszcze pod uwagę lawinowy wzrost liczy spraw wpływających do sądów. Od 2008 roku nie przybyło etatów sędziowskich za to przybyło spraw. W 2008 roku wpłynęło do sądów ponad 11 000 000 spraw, a w 2014 – ponad 14 500 000. To stała tendencja bo już w pierwszym kwartale 2015 r. wypłynęło o ponad 5% spraw więcej niż w pierwszym kwartale 2014 r. A w zasadzie nie wzrosła liczba etatów sędziowskich. W 2008 roku razem z asesorami było ich 9918, a w 2014 roku – 9960.
Najwyższy czas zauważyć, że w ciągu ostatnich lat w naszych sądach dużo się zmieniło. Wyremontowano liczne siedziby sądów, a tam gdzie nie można było remontować zbudowano nowe. Modernizacja i dostosowanie infrastruktury do współczesnych potrzeb kosztowały, ale też opłacały się: dostęp zza domowego biurka do ksiąg wieczystych on line, wpisy do ksiąg wieczystych prawie z dnia na dzień, szybka rejestracja firm, możliwość uzyskania bez wychodzenia z domu w e-sądzie w Lublinie nakazu zapłaty, który ma moc wyroku. Biura obsługi interesantów, strony internetowe, szybsze procesy karne. Nowe instytucje, jak dobrowolne poddanie się karze. Wprowadzenie dotkliwego jako kara, ale nie niszczącego życia i dającego szansę na resocjalizację, a do tego tańszego dla podatnika, systemu elektronicznego dozoru zamiast kosztownego więzienia. Wprowadzenie e-protokołu, który dyscyplinuje strony i sędziego, ale pozwala też bronić się sędziemu, przed fałszywymi zarzutami o stronniczość czy złe zachowanie. Według wspomnianej już europejskiej tabeli wyników wymiaru sprawiedliwości (wyk. 18 i 19)jesteśmy w czołówce i zdecydowanie wyprzedzamy np. Czechy pod względem otwartości sądów na monitorowanie i ocenę pracy, czy dostępności w internecie informacji dotyczących systemu sądowego. Polskie sądownictwo nie ma nic do ukrycia, a do tego nie boi się ocen i chce się zmieniać na lepsze, ale nie na podstawie demagogicznych haseł tylko rzetelnych informacji takich jak we wspomnianym już raporcie Court Watch, który po raz trzeci jest wnikliwie analizowany.
Autorpolemizuje zdanymi mówiącymi, że nakłady na nas sądownictwo plasują się w średniej unijnej, podobnie jak w Czechach i przytacza, że Czesi mają od nas wyższy na głowę PKB o 40 % więc ich nakłady w przeliczeniu na jednego mieszkańca są niższe. Tyle tylko, że jak podaje portal Forsal.pl od 2004 roku PKB Polski przeliczany na siłę nabywczą wzrósł o ponad 60 proc., w Czechach – zaledwie o 25 proc. Jednocześnie jednak w Polsce mniejsze jest PKB PPS w standardzie siły nabywczej(PPS - Purchasing Power Standard) przeliczone na głowę – u nas stanowi ono 68 proc. średniej unijnej, podczas gdy u Czechów aż 80 proc. Ogólnie czeska gospodarka, jeśli chodzi o wzrost PKB, kurczyła się w ostatnich latach, Polska – rosła.
Nie do końca wierzyć też można tezie, że Polacy bardziej wierzą Trybunałowi Praw Człowieka niż polskim sądom. Polacy po prostu widzą w Trybunale kolejną instancję i jeśli nie udało się pomyślnie zakończyć sprawy przed organem polskiego wymiaru sprawiedliwości – nadzieja tkwi w Trybunale. Niewątpliwie Trybunał wygrywa z polskim sądownictwem elementem „nowości”, „europejskości”; zawsze co jest nowe i światowe jest bardziej atrakcyjne niż tradycyjne sądownictwo w Polsce.
Podobnie jest z liczbą sędziów, autor podaje przykład dobrze działających sądów szkockich czy angielskich ze znacznie mniejszą liczbą sędziów przypadającą na 100 tys. mieszkańców. Tyle tylko, że tam działają jeszcze sędziowie pokoju, załatwiający mnóstwo drobnych spraw, której to instytucji u nas nie ma. Trzeba też zbadać liczbę spraw na jednego sędziego, a nie liczbę sędziów w stosunku do całej populacji. I wtedy się okaże że tam większość spraw załatwia się bez procesu. I tu trzeba się zgodzić z autorem, że zakres obowiązków sędziów w Polsce jest zbyt szeroki.Na przykład zajmujemy pierwsze miejsce w Europie w liczbie spraw nieprocesowych, to są wszystkie sprawy, które kończą się postanowieniem, a nie wyrokiem, wpływających do sądów na 100 000 mieszkańców! Widać to na wykresie 9.5 w raporcie CEPEJ – Komisji ds. Oceny Wydajności Wymiaru Sprawiedliwości Rady Europy http://www.coe.int/t/dghl/cooperation/cepej/evaluation/2014/Rapport_2014_en.pdf). Ale także tutaj są pozytywne zmiany. W sądach wieczystoksięgowych pracują już głównie referendarze. W Warszawie, gdzie pracy jest najwięcej, w 6 wydziałach wieczystoksięgowych pracuje 7 sędziów i 52 referendarzy. Należałoby też rozważyć wyłączenie wykroczeń jako spraw, w których musi rozstrzygać sędzia. To pozwoliłoby skupić się na sprawach poważniejszych i trudniejszych. Natomiast trudniej wyobrazić sobie brak sędziego w sprawach rozwodowych, co sugeruje autor artykułu, i zastąpienie go urzędnikiem USC, zwłaszcza gdy strony nie są zgodne. Ktoś jednak musi orzekać o winie, która decyduje o alimentach, podziale majątku czy opiece nad dziećmi. Sędzia nie byłby konieczny, gdyby strony były zgodne, ale też gdyby można było mieć pewność, że rozwód nie jest fikcyjny np. ze względów podatkowych.
Autor zwraca uwagę na oburzenie jakie zapanowało kilka lat temu w Wielkiej Brytanii, gdyelitarne jednostki tamtejszej policji ścigały Polaków, którzy w kraju popełnili przestępstwa mniejszej wagi. Uznano, że polskiemu wymiarowi sprawiedliwości zależało w ten sposób jedynie na wyrobieniu sobie statystycznej skuteczności. Niestety to nieprawda. Polskie prawo karne procesowe przyjmuje model ścigania wyrażony przez zasadę legalizmu czyli obowiązek wszczęcia i przeprowadzenia postępowania karnego w razie podejrzenia popełnienia przestępstwa. Inaczej byłoby, gdyby obowiązywała u nas zasada oportunizmu czyli prawa do swobodnego decydowania w sprawie wszczęcia i kontynuowania procesu karnego. To nie wymiar sprawiedliwości tak zadecydował, że zasady te wynikają z przepisów powszechnie obowiązującego prawa. Mamy też rozbudowane procedury pochodzące jeszcze z czasów komunistycznych, drogi dwuinstancyjny system sądowy.
Autordużo uwagi poświęca zarobkom sędziów bo przecież pieniądze zawsze przyciągają uwagę i jakoś zawsze jest tak, że to „inni” zarabiają za dużo. Tymczasem kraje Europy Zachodniej mają wysoką średnią krajową. Jeśli weźmiemy pod uwagę cenom dóbr i usług to okaże się, że sędzia w Niemczech zarabia 4 razy więcej niż w Polsce. Średnia dla niego jest znacznie większa przy porównywalnym czy nawet mniejszym obciążeniu pracą. A jak się uważnie przyjrzeć to w wartościach absolutnych początkujący sędzia zarabia w Polsce dużo poniżej średniej europejskiej, a sędziowie najwyższej instancji średnią - wykres 11.9 i 11.13 w raporcie CEPEJ – Komisji ds. Oceny Wydajności Wymiaru Sprawiedliwości Rady Europy (http://www.coe.int/t/dghl/cooperation/cepej/evaluation/2014/Rapport_2014_en.pdf).
Dodatkowood 2008 r. pracownicy administracyjni sądów mają zamrożone wynagrodzenia, a zakres obowiązków i wymagań wobec nich znacznie wzrósł. To oczywiście demotywuje, a w dużych miastach powoduje także braki kadrowe bo chętnych na te stanowiska jak na lekarstwo.
Autor artykułu w sposób lekceważący wypowiada się o kształceniu przedstawicieli konstytucyjnych władz, pisząc o „kursie sędziowania”. Tymczasem gdyby zechciał zapoznać się z faktami, to dowiedziałby się, że sędziowie muszą odbyć 4 letnią aplikację sędziowską w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, która ma opinię najtrudniejszej i zdać równie trudny dwuczęściowy egzamin.Po ukończeniu aplikacji mogą się ubiegać, choć nie mają gwarancji, o powołanie na stanowisko sędziego. Tylko najlepszym to się udaje, a konkurencja jest duża. Krajowa Rada Sądownictwa przedstawia do nominacji Prezydentowi kandydatów na sędziów, których średnia wieku waha się od 30 do 34 lata. Są wśród nich także adwokaci i radcowie. Rzadziej notariusze. Autor sugeruje, że najlepiej, gdyby stanowisko sędziego było ukoronowaniem kariery prawniczej. I wydaje się to logiczne, bo np. adwokaci, którzy przez lata walczyli na salach sądowych, zdobywają w ten sposób doświadczenie, które jest potrzebne do orzekania. Ale w Polsce tak się jednak nie dzieje. Taki model jaki mamy dzisiaj wybrał ustawodawca. Apele środowiska sędziowskiego, by urząd sędziego stał koroną zawodów prawniczych nie znalazły odzewu. Po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie asesury była szansa, by to zmienić. Jednak wszyscy nagle uświadomili sobie, że by przyciągnąć najlepszych, trzeba zapewnić im odpowiednie warunki pracy i naprawdę konkurencyjne, ale w prawniczym świecie, wynagrodzenia. I jak zwykle ekonomia wygrała z reformą.Pisanie o tym, że przełożeni w sądach lekceważąco traktują swoje obowiązki świadczy o tym, jak mało autor poznał zasady funkcjonowania dużych sądów, a przy okazji zupełnie pomija fakt, że muszą oni działać zgodnie z zmieniającymi się i skomplikowanymi procedurami. Dodatkowo sędziowie funkcyjni obłożeni są obowiązkami, których nie mają sędziowie w innych krajach.