Według danych ONZ w 2013 r. stałe miejsce pobytu zmieniło na świecie 231 mln ludzi, z czego 95 mln w krajach rozwijających się. To znaczący wzrost, biorąc pod uwagę dane sprzed 20 lat, gdy liczbę migrantów szacowano na ok. 145 mln. Nierówności rozwojowe i przeludnienie dużych obszarów Azji i Afryki powodują, że fala migracyjna w najbliższych latach raczej nie będzie słabła. Biorąc pod uwagę odsetek mieszkańców urodzonych poza granicami danego państwa, najczęściej wybieranymi krajami docelowymi migracji w ostatnich dwóch dekadach były USA, Rosja, Niemcy, Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Wielka Brytania, Francja i Kanada.
Przymykane wrota
Poszukujący azylu uciekinierzy z terenów dotkniętych klęskami żywiołowymi lub wojnami to tylko ok. 15 mln osób rocznie, lecz właśnie oni postrzegani są jako najbardziej problematyczni i najmniej pożądani przybysze w państwach o wyższym standardzie życia. Miejscowi widzą w nich ludzi zdesperowanych, kłopotliwych, trudno asymilujących się i stwarzających tanią konkurencję na lokalnych rynkach pracy. W wielu państwach prowadzona jest akcja repatriacji i zniechęcania nowych przybyszów, ale w zauważalnym stopniu udało się to zaledwie kilku z nich (Indie, Iran, Pakistan).
Mimo międzynarodowej krytyki wiele państw decyduje się na drastyczne kroki mające ograniczyć napływ niepożądanych imigrantów. Najczęściej są to restrykcje wizowe, kontrole rynku pracy albo fizyczne zamykanie granic. W ok. 30 miejscach na świecie zamożniejsze państwa odgrodziły się od uboższych sąsiadów zasiekami i murami. Najbardziej znane z nich to liczący 3360 km najdłuższy płot świata na granicy USA i Meksyku czy mury oddzielające Indie i Bangladesz, RPA i Zimbabwe, Chiny i Koreę Północną czy Malezję i Tajlandię. Przeciwnicy liberalnej polityki imigracyjnej jako wzór przedstawiają wyjątkowo restrykcyjną praktykę Australii, która jeszcze trzy lata temu borykała się z problemem „boat people” – nielegalnych imigrantów z Azji przypływających przez morze, podobnie jak obecnie migranci z Afryki pokonujący Morze Śródziemne. Nasilającą się politykę antyimigracyjną prowadziły kolejne rządy już od 1992 r. Na początku XXI w. została ona przejściowo złagodzona, jednak rząd Julii Gillard w 2012 r. przywrócił, a nawet zaostrzył restrykcje.
Jednorazowy akt miłosierdzia
Wprowadzono zasadę umieszczania nielegalnych przybyszów w obozach poza granicami kraju (w Papui-Nowej Gwinei, na Wyspie Bożego Narodzenia, Nauru i w Indonezji) i niemal automatycznej odmowy azylu. Wywołało to krytykę organizacji międzynarodowych i niektórych ugrupowań w samej Australii, jednak rządy w Canberze pozostały nieugięte. Władze stosują zasadę odmawiania jakiejkolwiek pomocy imigrantom ekonomicznym, a straż przybrzeżna nie wpuszcza łodzi z nielegalnymi imigrantami na australijskie wody terytorialne. Coraz częściej podobne restrykcje stosują także inne państwa w regionie, co bywa przyczyną tragedii, gdy przepędzani uciekinierzy giną niekiedy na pełnym morzu. W maju o krok od śmierci było kilkuset birmańskich uchodźców z prześladowanej mniejszości muzułmańskiej Rohingya, którzy wiele dni błąkali się na morzu, nie mogąc uzyskać zgody na przybicie do brzegów Malezji, Indonezji i Tajlandii.
Ostatecznie skrajnie wyczerpanych uciekinierów zgodziły się przyjąć Filipiny, a środki na udzielenie im pomocy wyasygnowała Turcja. Wygląda jednak na to, że był to jedynie jednorazowy akt miłosierdzia, który nie zmieni tragicznego losu dziesiątków tysięcy uchodźców w tym regionie i raczej nie skłoni rządów do łagodzenia restrykcyjnej polityki azylowej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.