W referendumma paść pytanie, czy obywatele są za „utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa”. Jest ono źle sformułowane. Mogę odpowiedzieć albo „tak”, a więc wówczas byłbym za utrzymaniem status quo, albo odpowiedzieć „nie”. W tym ostatnim przypadku obywatel opowiada się za „jakąś” bliżej nieokreśloną zmianą. Jedni politycy będą to interpretowali jako jasny sygnał, że obywatele opowiedzieli się za zrezygnowaniem z finansowania partii z budżetu. Inni będą pokrzykiwać, że chcą zwiększenia subwencji, które partie dostają z budżetu. Tak nie wolno zadawać pytań w referendum. To jest zwyczajne psucie demokracji.
Jestem zdecydowanym zwolennikiem koncepcji, że obywatele powinni decydować o swoim państwie. Konstytucja przewiduje, że mogą oni sprawować władzę zwierzchnią w RP również bezpośrednio. Jednak w przypadku nadchodzącego referendum obywatele nie są podmiotem sprawowania takiej władzy, tylko przedmiotem manipulacji. Manipulacji, którą sfinansuje budżet, bo koszt tego referendum szacowany jest na 100 mln zł.
Nawet jeśli pytanie o finansowanie partii byłoby zadane właściwie – tak by odpowiedź pokazywała konkretne, oczekiwane kierunki ewentualnych zmian – to nie dotyczy ono kwestii najistotniejszej. Istotą problemu jest brak przejrzystości działania państwa, w tym brak przejrzystości sposobu, w jaki partie wydatkują publiczne pieniądze.
W upływającej kadencji każda z partii, które zdobyły mandaty w Sejmie, była przez obywateli pytana o sposób wydatkowania pieniędzy z subwencji. Nie odpowiedziały one na te pytania. W efekcie każda z partii mających dziś posłów przegrała sprawy sądowe, które obywatele skierowali do sądów administracyjnych. Partie nie przestrzegają zatem konstytucyjnych przepisów o dostępie do informacji publicznej, nie respektują też Ustawy o dostępie do informacji publicznej.
Inny przykład to kwestia pytania o wykazy umów, które zadane zostało obu kandydatom na urząd Prezydenta RP jeszcze przed drugą turą wyborów. Wówczas w debacie telewizyjnej obaj kandydaci nie widzieli w tym problemu. Prezydent Andrzej Duda powiedział: „Zwrócę się do szefowej mojego sztabu, zwrócę się także do pełnomocnika wyborczego o to, aby dokonano takich działań”. Ówczesny prezydent – Bronisław Komorowski – odpowiedział: „Jeśli chodzi o finanse kampanii – jesteśmy w pełni do dyspozycji”. Wykazów umów jednak do dziś nie opublikowano. Wiemy, że miliony złotych wydano wówczas na „media i plakaty”. Ale do kogo konkretnie trafiły, tego nie wiemy.
Zabiegający o względy wyborców politycy nie informują obywateli, jak wydają ich pieniądze. Będąc u władzy, zabiegają o ich uzyskanie – mają im posłużyć do wydania na ponowne uzyskanie władzy. W takim układzie obywatel nie jest podmiotem decydującym w państwie, a przedmiotem manipulacji.
Jeśli ma się coś zmienić – obywatele muszą mieć dostęp do konkretnych informacji. Na manipulacje i psucie demokracji zgadzać się nie muszą. Dlatego mogą też podjąć świadomą obywatelską decyzję, by źle przygotowane i manipulacyjne referenda nie miały wiążącej mocy. ■
* Prawnik, autor serwisu VaGla.pl – Prawo i Internet
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.