Dla polskich elit politycznych – wąskich grup interesu – wprowadzenie w życie jednomandatowych okręgów wyborczych jest nie do przyjęcia. Gdyby w Polsce wybierano posłów do Sejmu w 460 jednomandatowych okręgach, z łatwą i równą dla wszystkich swobodą kandydowania, publicznym liczeniem głosów i drastycznym ograniczeniem poprzez prawo wyborcze wydatków na kampanię, rząd stałby się odpowiedzialny przed obywatelami. W sytuacji, gdy decyzje o składzie Sejmu zapadają w małych jednomandatowych okręgach wyborczych, partie polityczne muszą z natury rzeczy liczyć się z opiniami i preferencjami wyborców. Ci zaś, przy niewielkiej liczbie kandydatów na posłów, mogą uważnie się im przyjrzeć. Jest to system wyborczy wygodny dla obywateli, ale niekoniecznie dla zawodowych polityków, którzy ubiegają się o stanowisko w warunkach ostrej konkurencji i poddani są stałej obserwacji swych wyborców.
Istotą JOW jest możliwość rozliczania każdego posła indywidualnie, a w razie potrzeby łatwego usunięcia go z parlamentu, niezależnie od nacisków aparatu partyjnego. Liderzy partyjni w tym systemie tracą monopol na układanie list partyjnych. Partie i ich przywódcy poddani zostaliby demokratycznej kontroli. Wyborcy, a nie tylko liderzy partyjni, staliby się pracodawcami posłów.
Nie każdy system wyborczy jest demokratyczny. Karl Popper (1902-1994), wybitny myśliciel XX w., obszernie wypowiadał się o naturze demokracji i jej praktycznej realizacji poprzez właściwą konstrukcję sposobu wybierania reprezentantów. W drugiej połowie lat 30. przyglądał się, jak austriacki totalitaryzm zniewala człowieka i systematycznie niszczy autonomiczne, samorządne wspólnoty. W książce wydanej już po II wojnie światowej „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie” Popper rozważa całkiem nowy problem filozoficzny. Zamiast pytać, kto ma rządzić – pisał – należy pytać, jak urządzić ustrój państwa, aby źli rządzący mogli być usuwani ze stanowisk bez rozlewu krwi. Zasadniczym warunkiem realizacji władzy ludu ma być nie tyle możliwość wyboru nowej władzy, ile łatwość bezkrwawego usuwania członków istniejących władz ze stanowisk w drodze wyborów.
Według Poppera dzień wyborów jest przede wszystkim dniem sądu nad politykami. Prerogatywa wyborców usuwania polityków ze stanowisk jest znacznie ważniejsza od tego, że w wyniku wyborów wyłaniają się nowe władze. Wybór nowych polityków jest dla Poppera jedynie drugorzędną konsekwencją usuwania ze stanowisk tych, którzy wyborcom przestali odpowiadać. Systemy prawdziwie demokratyczne to nie „rządy ludu”, ale „sądy ludu”. Z tej pozycji Popper krytykuje przede wszystkim obecny system niemiecki, gdzie mała, trzecia partia zdobywała przez ponad 60 lat dysproporcjonalną władzę i wpływ na rządy i gdzie wyborcy nie mogą skutecznie usuwać niechcianych polityków z Bundestagu, dzięki istnieniu list partyjnych w landach. Inny XX-wieczny myśliciel i słynny ekonomista Joseph Schumpeter (1883-1950) w książce „Kapitalizm, socjalizm, demokracja” zwraca uwagę, że nie jest możliwa realizacja głównego postulatu tzw. reprezentacji proporcjonalnej, aby parlamenty stawały się matematycznie precyzyjną miniaturą społeczeństwa. A jeśli proporcjonalne odzwierciedlenie spektrum poglądów społecznych nie da się urzeczywistnić w parlamentarnej praktyce, to obywatele powinni sprawować swą władzę w inny sposób. Podobnie jak Popper Schumpeter definiuje swą klasyczną teorię demokracji jako system, w którym społeczeństwo łatwo może usuwać niechcianych polityków.
Wcześniej od nich przeciwko ordynacji proporcjonalnej wypowiedział się w 1919 r. Max Weber w swej krytyce konstytucji weimarskiej. Uważał on, że ten sposób wyboru posłów uniemożliwia wyłonienie się autentycznego, demokratycznego przywództwa. Kontrola nad partiami politycznymi dostaje się w ręce partyjnych notabli, a życie parlamentarne i publiczne więdnie pod wpływem biurokratyzacji. Zarówno Schumpeter, jak i Weber kładli nacisk na znaczenie konkurencji w dochodzeniu do urzędów publicznych – ordynacja proporcjonalna, ich zdaniem, tłumi konkurencję.
W siedmiu krajach stosujących systemy proporcjonalne bądź mieszane: w Niemczech, Japonii, Włoszech, Szwajcarii, Belgii, Holandii i Szwecji wybory w latach 1945-1999 odbyły się 103 razy, ale tylko w sześciu przypadkach doszło do zmiany koalicji rządzącej na skutek wyborczego wyniku.
Żaden system wyborczy nie jest doskonały, ale wybory czysto jednomandatowe, bez żadnej domieszki list partyjnych, mająjedną zaletę, która stawia je ponad wszystkimi innymi systemami – wyborcy sprawują rzeczywistą władzę. Polityk, który znajdzie się w parlamencie z wyborów w jednomandatowym okręgu, od pierwszego dnia kadencji zachowuje się inaczej niż polityk wstawiony tam z listy partyjnej. W odróżnieniu od Sejmu parlament brytyjski pustoszeje w weekendy. Członkowie Izby Gmin masowo udają się wówczas do swych okręgów, by grzecznie i cierpliwie przyjmować obywateli w sobotnich „gabinetach lekarskich” (drop-in surgeries), gdzie każdy może przyjść bez uprzedniego umówienia się i rozmawiać o swoich problemach. Poseł wybrany w JOW wie dobrze, gdzie musi starać się o względy. Nie u swojego lidera partyjnego, ale u wyborców, którzy w następnych wyborach dokonają na nim sądu. A tam, gdzie są JOW-y, raz usunięty z parlamentu poseł z reguły już nie wraca do polityki. O względy wyborców zabiega bowiem wielu innych kandydatów, którzy nie ciągną za sobą bagażu wyborczej porażki, czyli piętna gniewu wyborców. Takie piętno trudno jest usunąć z życiorysu. Dlatego wybrani w JOW-ach posłowie ciężko pracują na swój chleb. ■
©℗ Wszelkie prawa zastrzeżone
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.