Dwudziestu zabitych i 125 rannych to bilans zamachu, jakiego nieznani sprawcy dokonali 17 sierpnia w centrum Bangkoku. Miejsce i czas wybrano nieprzypadkowo. Hinduistyczna świątynia Erawan w dzielnicy Ratchaprasong to jeden z obowiązkowych punktów na turystycznej mapie. Podkładając tu bombę, terroryści mogli mieć pewność, że zginą obcokrajowcy. Nie pomylili się – wśród ofiar było 14 turystów. Atak – jak zawsze w takich wypadkach – z pewnością będzie miał konsekwencje ekonomiczne. Tajlandia, dla której przychody z turystyki stanowią blisko 10 proc. PKB, liczyła w tym roku na rekordową liczbę 28,8 mln zagranicznych gości. Czy tego chcemy, czy nie, ryzyko związane z terroryzmem zaczyna się wpisywać w dzisiejszą rzeczywistość wakacyjną, choć uzbrojeni w aparaty i przewodniki obcokrajowcy już dawno stali się interesującym celem dla ekstremistów. Ataki nie ustaną, a biorąc pod uwagę doniesienia zachodnich służb, ich liczba może wręcz rosnąć. Tylko części z nich udaje się zapobiec. – Bezpieczeństwo absolutne to iluzja. Nie jesteśmy w stanie obronić się przed wszystkimi. Powinniśmy jednak robić wszystko, by minimalizować zagrożenie terroryzmem – mówi w rozmowie z „Wprost” Jelle van Buuren z Centrum ds. Terroryzmu i Antyterroryzmu Uniwersytetu w Lejdzie w Holandii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.