Viktor Orbán, zwykle traktowany w Brukseli jako europejski enfant terrible, w ubiegły czwartek został tu wysłuchany z uwagą. Nie byłby oczywiście sobą, gdyby w rozmowie z Donaldem Tuskiem nie nawiązał do… tureckiego zaboru z XVI- -XVII w., ale powiedział też rzeczy, z którymi większość Europejczyków się zgadza.
A nie są to miłe słowa – o migracyjnym tsunami, o kulturowym zagrożeniu. O ile ostatnio można było odnieść wrażenie, że państwa Europy Środkowej więcej dzieli, niż łączy (zwłaszcza w kontekście sytuacji na Ukrainie), to w sprawie masowej migracji przywódcy regionu na piątkowym spotkaniu Grupy Wyszehradzkiej okazali się dość jednomyślni. Jakoś nikt tym razem nie przejmował się oskarżeniami Zachodu o „niepostępowość”, „nieeuropejskość” i brak solidarności.
NIEMIECKI PROBLEM
Elity polityczne naszej części Europy zdają się być wciąż odporne na poprawność polityczną, która stała się głównym wyznacznikiem myślenia polityków na Zachodzie. Premier Słowacji już tydzień wcześniej wypalił bez ogródek, że „to nie my bombardowaliśmy Syrię i Libię”. Oliwy do ognia dolał czeski prezydent Miloš Zeman, mówiąc, że „jeśli uchodźcy naruszają nasze prawo, to powinni być odsyłani, a nie przyjmowani w naszym kraju. Myślę, że przeważająca ich część to nie uchodźcy, ale emigranci ekonomiczni”.Orbán odważa się mówić głośno: masowa migracja to problem bardziej niemiecki niż europejski. To niemieccy politycy – kanclerz Angela Merkel, wicekanclerz Sigmar Gabriel czy premier Saksonii Stanislaw Tillich zapewniali uchodźców, że „drzwi do Niemiec są szeroko otwarte, a żadna osoba potrzebująca pomocy nie zostanie odesłana”. Jeśli więc mówią o narastającym problemie, to w dużej mierze sobie zawdzięczają jego wywołanie.
Zaczęło się zresztą znacznie wcześniej. Niemcy wspierali migrację od lat 60. Potrzebowali siły roboczej, a wizerunek raju dla uciśnionych miał wymazać reminiscencje z czasów nazizmu. W internecie do dziś można obejrzeć film propagandowy nakręcony w 2014 r. na zlecenie Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców, na którym widać szczęśliwych przybyszów z Bliskiego Wschodu przyjmowanych w obozach o standardzie czterogwiazdkowego hotelu, obsługiwanych przez tłum opiekunów i zaopatrzonych we wszystko, czego dusza zapragnie. Film ma wersję arabską, serbskochorwacką, pasztu, dari, albańską i rosyjską. 17 minut propagandy w każdym oglądającym mieszkańcu obozu dla uchodźców musi wywoływać reakcję: „Żyć, nie umierać! Kierunek Niemcy!”.
Takie myślenie doskonale ilustrują wypowiedzi Olivera Junka, burmistrza miasta Goslar w Dolnej Saksonii, który wręcz domagał się przysyłania większej liczby imigrantów. Stwierdził, że w razie potrzeby można by nawet odbierać nieruchomości osobom, które ich nie używają, bo ważniejsi są „dający nam nadzieję” migranci. Zadziwiające, że znane w naszej części Europy pomysły „rozkułaczenia burżujów” rzucał polityk CDU.
Do migrantów docierają głównie entuzjastyczne deklaracje i humanitarne gesty...
(...)Więcej na temat imigracji, problemów uchodźców i kryzysowej sytuacji w Europie przeczytasz w numerze 37. tygodnika "Wprost", który będzie dostępny w formie e-wydania na e.wprost.pl od godz. 20 w niedzielę 6 września, a w kioskach od poniedziałku 7 września.
"Wprost" można zakupić także w wersji do słuchania oraz na AppleStore i GooglePlay.