To było straszne, jeden wielki pisk, płacz, przerażenie. Bracia i siostry tuliły się do ojca i ciotek – wspomina dziś Ela Olejarz, która 28 kwietnia tego roku wraz z siedmiorgiem rodzeństwa została siłą odebrana z rodzinnego domu w podkarpackim Pruchniku i trafiła do Domu Dziecka w Nowej Grobli. – Przyszło dwóch policjantów i osiem innych osób, w tym pani prokurator – mówią nam świadkowie tej sceny. – To powinno odbywać się delikatniej. Zwłaszcza obecność policjantów przeraziła młodsze dzieci – dodają.
Dziś Ela, która w maju będzie zdawać maturę, już tam nie przebywa. W lipcu tego roku skończyła 18 lat i od razu wróciła do domu. Ale siedmioro jej rodzeństwa wciąż pozostaje pod opieką państwa. Troje – ośmioletni Bartek, sześcioletni Kamil i czteroletnia Sabinka – w Domu Dziecka nr 1 w Jarosławiu, kolejne troje – nastoletni Iwona, Natalia i Jarosław – we wspomnianej Nowej Grobli, oddalonej od Pruchnika o 58 km. Najmłodsza, dwuletnia Julka, jest w Jarosławiu w rodzinie zastępczej.
Rodzeństwo nie tylko że przeżyło traumę rozstania z rodzicami, to zostało także rozdzielone. Z panią Moniką i Markiem, rodzicami dzieci, przyjeżdżam w ubiegłym tygodniu do Domu Dziecka w Jarosławiu. Pytam, dlaczego rozdzielono dzieci. Pani opiekun, która rozmawia ze mną, odpowiada, że dla tak licznej rodziny nie było miejsca w jednym domu dziecka.
GŁÓWNE ZARZUTY TO BIEDA
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.