W marcu 1946 r. 14 tys. pilotów i żołnierzy obsługi naziemnej polskich dywizjonów lotniczych RAF zostało wezwanych do baz i rozlokowanych w całej Anglii. Każdemu z bohaterów Bitwy o Anglię wręczono dwa listy: w jednym komunistyczny rząd w Warszawie domagał się ich powrotu do kraju. W drugim Ernest Bevin, minister spraw zagranicznych rządu Jej Królewskiej Mości, informował o rozwiązaniu polskiej armii na Zachodzie. List miał nagłówek „Do użytku praktycznego”, a jego początek brzmiał: „Dziękujemy za wkład w nasze zwycięstwo. Niestety, nie może Pan zostać w Anglii. Niniejszym zwalniam Pana ze służby”. Kilku weteranów Bitwy o Anglię, którzy dożyli końca wojny, zebrało się potem w londyńskim klubie Wellington, by przy szklaneczce whisky zastanowić się, co robić dalej. Nastroje były minorowe. „Podczas wojny towarzyszyły nam tu zazwyczaj piękne, czule nas obejmujące damy. Teraz po apetycznych pupciach, prężących się ku naszym głodnym rękom, ani śladu. Dawni weseli bohaterowie mają teraz kłopoty” – wspominał pułkownik Jan Zumbach. Każdy miał swój pomysł na dalsze życie. Tolo Łokuciewski całkiem niedawno wrócił z niemieckiej niewoli. Od 1942 r., gdy został zestrzelony nad Francją, do końca wojny siedział w obozie w Żaganiu, skąd próbował uciec, a potem brał udział w przygotowaniach do słynnej Wielkiej Ucieczki. Po wyzwoleniu stawił się w macierzystej jednostce i został jej ostatnim dowódcą, a zarazem likwidatorem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.