Przy porażająco niskiej frekwencji wrześniowe referendum okazało się niewypałem. Nic dziwnego. Politycy wykorzystali ten podstawowy instrument demokracji bezpośredniej do gry wyborczej. Główny nurt przekazu medialnego kwestionował w ogóle referendum wokół proponowanych pytań i skupił się na krytyce systemu większościowego – JOW. Troską establishmentu politycznego i liberalnych mediów było doprowadzenie do niskiej frekwencji. Dwa spośród pytań referendalnych nadawały się z pewnością do rozstrzygnięcia w tym trybie: ordynacja wyborcza i finansowanie partii politycznych. Oba dotyczą w sposób zasadniczy relacji między obywatelem a władzą państwową. Z oboma wiążą się żywotne interesy polityków. Trudno zaś przyjąć a priori, że interesy te zbieżne są z interesem państwa.
Referendum nie poprzedziła poważna debata. Prowadzący programy publicystyczne telewizji oraz większość prasy nie kryli swojej stronniczości. W debatach telewizyjnych na jednego zwolennika JOW przypadało czterech przeciwników; „bezstronnymi” ekspertami zaś byli ludzie znani z antypatii wobec JOW. Eksperci ci skrzętnie pomijali fakty i argumenty sprzeczne z ich stanowiskiem. Nie dostrzegli też, że system wyborczy, w którym o tym, kto kandyduje do Sejmu i z którego miejsca na liście decyduje szefostwo partii, nie tworzy żadnej reprezentacji politycznej społeczeństwa.
Postulat JOW jest według nich przejawem ignorancji i populizmu. „Ekspertom” tym nie przeszkadza, że za systemem większościowym opowiadali się tacy giganci XX-wiecznej myśli społeczno-politycznej jak Max Weber, Joseph Schumpeter czy Karl Popper. Można się z tymi uczonymi nie zgadzać, ale nie wolno ich lekceważyć. Jakiej to eksperckiej głowy potrzeba, by tyle wody sodowej pomieścić?
Ku zadowoleniu wielu referendum poniosło porażkę. Nie ma jednak powodu do radości. Polacy nie poszli do referendum, bo instytucje polityczne straciły wiarygodność. Zmęczeni manipulacją i nachalną propagandą ludzie odwrócili się od swojego państwa. Jeżeli ocena ta jest trafna, to także frekwencja w najbliższych wyborach do władzy ustawodawczej będzie rekordowo niska. Nasi politycy, część publicystów i naukowców – będą wtedy ronić łzy nad niską kulturą polityczną polskiego społeczeństwa i dalej brnąć w odmęty niezrozumienia i arogancji. �
* Profesor Instytutu Studiów Politycznych PAN, były szef Transparency International Poland
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.