Minister edukacji nie wprowadziła ustawy, bez której Polska nie otrzyma z UE 2 mld zł na doskonalenie zawodowe. Na zaniechaniu Joanny Kluzik-Rostkowskiej mogą też stracić polscy przedsiębiorcy starający się o zlecenia w innych krajach Unii. Minister edukacji martwi się o polskie gimnazja i jest gotowa „za nie umierać”. Ta teatralna deklaracja może mieć na celu przykrycie ważniejszych zaniedbań kierowanego przez nią resortu. Chodzi o przeszło 420 mln euro, czyli prawie 2 mld zł. Te pieniądze mają trafić na dokształcanie się Polaków. Komisja Europejska postawiła jednak warunek – przekaże nam środki, jeżeli wcześniej wprowadzimy spójne i jasne standardy nadawania kwalifikacji. KE nie podoba się, że w Polsce mamy z jednej strony system przyznawania świadectw przez szkoły i uczelnie, a z drugiej na rynku funkcjonują podmioty szkolące i nadające kwalifikacje, których prawo nie Przepisy dotyczące tzw. Zintegrowanego Systemu Kwalifikacji powinny wejść w życie jeszcze w tym roku. Już w lutym wiceminister infrastruktury i rozwoju Paweł Orłowski alarmował szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacka Cichockiego, że opóźnienie będzie stanowiło poważne zagrożenie w zakresie wdrażania funduszy unijnych w Polsce. NIECH OBWINIĄ NOWY RZĄD Pod koniec 2014 r. minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska, odpowiedzialna za przygotowanie nowego prawa, zapewniła Komisję Europejską, że podstawy prawne do funkcjonowania takiego systemu zostaną opracowane do końca tego roku. To zobowiązanie było niezbędne, by KE uwzględniła Polskę przy podziale pieniędzy. Pismo Orłowskiego przyczyniło się zapewne do tego, że w marcu rząd przyjął założenia do projektu ustawy. Sam projekt do tej pory jednak nie powstał. Na nasze pytanie rzeczniczka resortu edukacji Joanna Dębek napisała, że przechodzi on właśnie „etap formalnych uzgodnień we wszystkich właściwych merytorycznie komórkach organizacyjnych MEN”. Nie oznacza to jednak, że w najbliższym czasie trafi do konsultacji, co dawałoby szanse na jego przyjęcie jeszcze w tym roku. Dębek: „Decyzja o skierowaniu projektu do uzgodnień międzyresortowych i konsultacji społecznych zostanie podjęta przez ministra edukacji w nowym rządzie. Projekt powinien trafić do uzgodnień międzyresortowych i konsultacji społecznych w pierwszych tygodniach pracy nowego rządu”. Zdaniem osób, które znają kulisy prac nad tą ustawą, to próba przerzucania odpowiedzialności za porażkę na nowy gabinet. – Projekt ustawy jest gotowy już od maja – twierdzi nasz informator. Dlaczego zatem do tej pory nie trafił do uzgodnień? – Od początku jego przeciwnikiem był resort nauki. Wprowadzenie zmian, których wymaga od nas KE, zakłada bowiem, że certyfikaty potwierdzające wiedzę i umiejętności wydawane przez instytucje o zweryfikowanej renomie, będą traktowane na równi z dyplomami uczelni, a to oznaczałoby, że z części z nich odpłynęliby studenci. Wielu z nich ma doświadczenie i wiedzę zdobytą w praktyce, a studiują tylko po to, by dostać dyplom – wyjaśnia nasz rozmówca. Dodaje, że Ministerstwo Nauki nie chciało zgodzić się na scenariusz, który mógłby prowadzić do likwidacji wielu uczelni niepublicznych. Ale to nie wszystko. Ramy Kwalifikacji jasno wskazują, jakie kompetencje powinna mieć osoba legitymująca się określonym dyplomem – czy to szkoły zawodowej, czy danego kierunku i stopnia studiów. Nasz rozmówca: – Nagle mogłoby się okazać, że licencjaci czy magistrowie poszczególnych szkół wyższych tych norm nie spełniają, a przecież wiemy, że takich nie brakuje. To znowu problem dla ministra nauki. STRACI POLSKI BIZNES Konfederacja pracodawców Lewiatan w lipcu zwróciła MEN uwagę na jeszcze jeden problem. W razie blokady środków przeznaczonych na dokształcanie się dorosłych stracą nie tylko osoby zainteresowane podnoszeniem swoich kompetencji, ale także przedsiębiorcy, którzy od lat narzekają na brak odpowiednio wykwalifikowanych pracowników. Według ostatnich danych Eurostatu w Polsce swoje kwalifikacje podnosi tylko 4 proc. dorosłych, podczas gdy średnia unijna to blisko 11 proc. Ponadto, jak pisze prezydent Lewiatana Henryka Bochniarz, część z tych środków miała trafić na działania powiązane z innymi programami, co podważa także ich zasadność i skuteczność. To niejedyne zagrożenie dla biznesu związane z brakiem systemu kwalifikacji. Przedsiębiorcy obawiają się, że w związku z tym, że Polska zobowiązała się do wprowadzenia Ram Kwalifikacji, kraje, w których one już obowiązują, będą się domagać odpowiednich certyfikatów poświadczających kompetencje pracowników polskich firm przystępujących do ogłaszanych tam przetargów publicznych. – Warunek dysponowania odpowiednio wykwalifikowanym zespołem to norma w tego typu zamówieniach, teraz możemy mieć poważny problem z weryfikacją umiejętności naszych pracowników – mówi dr Grzegorz Baczewski, ekspert Lewiatana ds. rynku pracy. 70 MLN ZŁ DO ZWROTU Co to jest Zintegrowany System Kwalifikacji? Najprościej porównać go do funkcjonujących już certyfikatów efektów uczenia się, np. językowych typu EFC czy CAE, które są honorowane na poziomie międzynarodowym i określają poziom umiejętności językowych niezależnie od tego, w jaki sposób zostały zdobyte. System kwalifikacji miałby tak samo określić umiejętności dla wszystkich rynkowych profesji, i tu także nieważne by było, czy zostały one nabyte w systemie formalnym, czyli szkolnym, czy poza nim. – Dzięki temu pracodawcy mogliby zrezygnować z testów kompetencyjnych prowadzonych w ramach rekrutacji – wskazuje Baczewski. Na tej zasadzie już teraz wydawane są np. licencje lotnicze przez Urząd Lotnictwa Cywilnego, uprawnienia budowlane przez Polską Izbę Inżynierów Budownictwa. Związek Banków Polskich certyfikuje kwalifikacje pracowników bankowych, a Stowarzyszenie Księgowych – specjalistów ds. rachunkowości. W wymiarze międzynarodowym system kwalifikacji ma pomagać w ocenie umiejętności pracowników pochodzących z zagranicy. Nad Polską Ramą Kwalifikacji eksperci pracowali od 2010 r. Udało się ją przygotować, osiągając w tej sprawie konsensus ponad stu organizacji branżowych. W negocjacjach uczestniczyli przedstawiciele zarówno pracodawców, jak i związków zawodowych. Teraz ich dorobek wystarczy jedynie wpisać do ustawy. Jeżeli tak się nie stanie, Bruksela nie tylko zablokuje nam środki, ale może zażądać zwrotu blisko 70 mln zł, które zostały wydane na opracowanie ramy.
Więcej możesz przeczytać w 45/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.