Kurierowi z Warszawy należy się prawo do wydawania sądów, a nawet do naszej wdzięczności, że jeszcze mu się chce
"Mówią, że jestem za stary, należę do wymierającego pokolenia, więc nie mam nic do gadania, albo że nie mam prawa wydawania sądu o tym, co dzieje się w Polsce, bo mieszkam od lat poza granicami kraju"
Jan Nowak-Jeziorański
Zabrałem z sobą na wakacje najświeższą książkę kuriera z Warszawy, ale Jerzy Jedlicki wcześniej znalazł na nią czas. Ubiegł mnie - nie tylko w moim obowiązku, lecz także wielu, wielu tych, którzy Nowakowi-Jeziorańskiemu zawdzięczają jako taką jasność widzenia spraw polskich ważnych i najważniejszych. Autor książki "Polska wczoraj, dziś i jutro" jest przecież jedną z tych szczególnych postaci, które dałoby się dziś zliczyć może na palcach dwóch rąk, a może już tylko jednej. Myślę nie tylko o wielkim benefisie Pana Jana, jakim okazała się jego akcja waszyngtońska w sprawie przyjęcia Polski do NATO, podejmowana przecież wysiłkiem wielu ludzi znanych lub mniej znanych - jak choćby ambasador Jerzy Koźmiński. A niektórzy z tych, którzy przygotowywali wielki Marzec ?99, nie doczekali go, jak choćby Kazimierz Dziewanowski.
Myślę o Janie Nowaku-Jeziorańskim w sposób, który Jerzy Jedlicki swym socjologicznym językiem w recenzji pomieszczonej w "Gazecie Wyborczej" określił jako mariaż wytrawnego polityka z aspiracjami wychowawcy narodu. Pisałem w tym miejscu o kilku osobach, których kaliber polityczny łączy się - lub łączył - z tym szczególnym poczuciem obowiązku, aby nawet wtedy, gdy trzeba iść pod prąd, bronić bardziej idei niż własnej pozycji. Zawsze mi takie postawy były bliskie, choć coraz częściej muszę przyjmować do wiadomości, że przyszłość należy chyba bardziej do polityków tout court niż do tych, którzy gotowi są iść pod prąd.
Nowak-Jeziorański nie jest zresztą typowym politykiem. Nie zajął żadnej formalnej pozycji, która kwalifikowałaby go do politycznej kasty. Jest mocno starszym panem, rzeczywiście od lat żyje na emigracji i oba te czynniki w naszych cynicznych czasach pozbawiają go łatwości, z jaką pierwszy lepszy głupi młokos mieszkający od zawsze tam, gdzie go matka urodziła, nie tylko wygłasza lekkie, łatwe i przyjemne bzdury, ale jeszcze potrafi dzięki tym bzdurom być wybierany na funkcje i stanowiska pozwalające mu podejmować realne decyzje. Nowak- Jeziorański nie ma w ręku żadnego sznurka, za pomocą którego mógłby kierować choćby kukiełką w teatrze lalek. Co mu zostaje? Ano, zostaje mu gadać i pisać...
Pewno dlatego Pan Jan - jak pisze Jedlicki - "jeśli wiedziony niepokojem skłonny jest niekiedy porzucać subtelność politycznej analizy na rzecz maksymalizmu pryncypiów, to musi mieć do tego poważne powody".
Przy okazji rocznicy powstania warszawskiego wróciła dawna dyskusja o tym, czy warto było się bić. Pojawił się argument - lub jeśli ktoś woli: kontrargument - polegający na wywiedzeniu ciągłości między gotowością do tamtego beznadziejnego zrywu i fenomenem Sierpnia ?80. Nie chcę się silić na własne analizy, ale odnajduję coś bardzo prawdziwego we wspólnocie punktów odniesień, jakimi dla ludzi Sierpnia ?80 była pamięć o Sierpniu ?44. I choć pokolenie Jana Nowaka-Jeziorańskiego rzeczywiście odchodzi coraz częściej, to choćby temu kurierowi z Warszawy należy się nie tylko prawo do gadania, ale także do wydawania sądów, a nawet do naszej wdzięczności, że jeszcze mu się chce.
Z życiorysem, który wywiózł z wojennej Polski, z osobistego uczestnictwa w dziejowej zawierusze i na kurierskim szlaku, z lat spędzonych przed emigracyjnym mikrofonem Radia Wolna Europa, dałoby się skleić przynajmniej kilka postaci dostatecznie jędrnych i bogatych, by posłużyły - każda z osobna - za historycznych bohaterów. A wiemy przecież, że bohaterowie często albo powołują się na swe blizny, albo po prostu są zmęczeni. Nowak ma swoje blizny i ma prawo do zmęczenia. Ale to przedwojenny materiał i najwyraźniej wciąż się nie zużył.
Jan Nowak-Jeziorański
Zabrałem z sobą na wakacje najświeższą książkę kuriera z Warszawy, ale Jerzy Jedlicki wcześniej znalazł na nią czas. Ubiegł mnie - nie tylko w moim obowiązku, lecz także wielu, wielu tych, którzy Nowakowi-Jeziorańskiemu zawdzięczają jako taką jasność widzenia spraw polskich ważnych i najważniejszych. Autor książki "Polska wczoraj, dziś i jutro" jest przecież jedną z tych szczególnych postaci, które dałoby się dziś zliczyć może na palcach dwóch rąk, a może już tylko jednej. Myślę nie tylko o wielkim benefisie Pana Jana, jakim okazała się jego akcja waszyngtońska w sprawie przyjęcia Polski do NATO, podejmowana przecież wysiłkiem wielu ludzi znanych lub mniej znanych - jak choćby ambasador Jerzy Koźmiński. A niektórzy z tych, którzy przygotowywali wielki Marzec ?99, nie doczekali go, jak choćby Kazimierz Dziewanowski.
Myślę o Janie Nowaku-Jeziorańskim w sposób, który Jerzy Jedlicki swym socjologicznym językiem w recenzji pomieszczonej w "Gazecie Wyborczej" określił jako mariaż wytrawnego polityka z aspiracjami wychowawcy narodu. Pisałem w tym miejscu o kilku osobach, których kaliber polityczny łączy się - lub łączył - z tym szczególnym poczuciem obowiązku, aby nawet wtedy, gdy trzeba iść pod prąd, bronić bardziej idei niż własnej pozycji. Zawsze mi takie postawy były bliskie, choć coraz częściej muszę przyjmować do wiadomości, że przyszłość należy chyba bardziej do polityków tout court niż do tych, którzy gotowi są iść pod prąd.
Nowak-Jeziorański nie jest zresztą typowym politykiem. Nie zajął żadnej formalnej pozycji, która kwalifikowałaby go do politycznej kasty. Jest mocno starszym panem, rzeczywiście od lat żyje na emigracji i oba te czynniki w naszych cynicznych czasach pozbawiają go łatwości, z jaką pierwszy lepszy głupi młokos mieszkający od zawsze tam, gdzie go matka urodziła, nie tylko wygłasza lekkie, łatwe i przyjemne bzdury, ale jeszcze potrafi dzięki tym bzdurom być wybierany na funkcje i stanowiska pozwalające mu podejmować realne decyzje. Nowak- Jeziorański nie ma w ręku żadnego sznurka, za pomocą którego mógłby kierować choćby kukiełką w teatrze lalek. Co mu zostaje? Ano, zostaje mu gadać i pisać...
Pewno dlatego Pan Jan - jak pisze Jedlicki - "jeśli wiedziony niepokojem skłonny jest niekiedy porzucać subtelność politycznej analizy na rzecz maksymalizmu pryncypiów, to musi mieć do tego poważne powody".
Przy okazji rocznicy powstania warszawskiego wróciła dawna dyskusja o tym, czy warto było się bić. Pojawił się argument - lub jeśli ktoś woli: kontrargument - polegający na wywiedzeniu ciągłości między gotowością do tamtego beznadziejnego zrywu i fenomenem Sierpnia ?80. Nie chcę się silić na własne analizy, ale odnajduję coś bardzo prawdziwego we wspólnocie punktów odniesień, jakimi dla ludzi Sierpnia ?80 była pamięć o Sierpniu ?44. I choć pokolenie Jana Nowaka-Jeziorańskiego rzeczywiście odchodzi coraz częściej, to choćby temu kurierowi z Warszawy należy się nie tylko prawo do gadania, ale także do wydawania sądów, a nawet do naszej wdzięczności, że jeszcze mu się chce.
Z życiorysem, który wywiózł z wojennej Polski, z osobistego uczestnictwa w dziejowej zawierusze i na kurierskim szlaku, z lat spędzonych przed emigracyjnym mikrofonem Radia Wolna Europa, dałoby się skleić przynajmniej kilka postaci dostatecznie jędrnych i bogatych, by posłużyły - każda z osobna - za historycznych bohaterów. A wiemy przecież, że bohaterowie często albo powołują się na swe blizny, albo po prostu są zmęczeni. Nowak ma swoje blizny i ma prawo do zmęczenia. Ale to przedwojenny materiał i najwyraźniej wciąż się nie zużył.
Więcej możesz przeczytać w 33/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.