Dwie największe partie współrządzące zamieniły się rolami i chadecka CDA przejęła od liberalnej VVD pałeczkę w krytyce zaległości Polski i innych krajów przystępujących w dostosowaniu do reguł unijnych i w ostrzeżeniach przed "zalaniem" tutejszego rynku pracy przez "tanich Polaków".
"CDA ubolewa, że Komisja Europejska nie zaproponowała konkretnych dziedzin, w których należałoby zastosować klauzule ochronne" - grzmiał na początku środowej debaty Jan Jacob van Dijk, przedstawiciel partii premiera Jana Petera Belkenendego.
Wywołało to gniewną reakcję marszałka Senatu Longina Pastusiaka, który akurat przebywał w Hadze i przysłuchiwał się początkowi debaty.
"Jestem zdegustowany tym, co słyszę, zwłaszcza ze strony partii rządzącej CDA, ponieważ dotąd byliśmy zapewniani przez rząd holenderski, że nie zastosuje żadnych przejściowych restrykcji wobec siły roboczej ani wobec żywności polskiej" - powiedział polskim dziennikarzom w kuluarach holenderskiego parlamentu. "Jeszcze nie dalej jak wczoraj premier Jan Peter Balkenende w rozmowie ze mną powiedział, że jest przeciwny wprowadzeniu jakichkolwiek restrykcji wobec Polski" - poinformował Pastusiak. "Albo jest tu totalny chaos, sprzeczność interesów, albo któraś ze stron w partii CDA zachowuje się nieszczerze wobec nas, co uważam - biorąc pod uwagę nazwę tej partii chrześcijańskiej - za wiarołomstwo, a wiarołomstwo jest grzechem" - dodał. Niespodziewany entuzjazm wobec poszerzenia Unii zademonstrował tym razem natomiast przedstawiciel współrządzącej VVD Hans van Baalen. Zaczął swoje wystąpienie od pierwszych słów polskiego hymnu: "Panie przewodniczący, jeszcze Polska nie zginęła!" i od przypomnienia zasług Karola Wojtyły, Lecha Wałęsy i Tadeusza Mazowieckiego. Mówił też o zasługach generała Stanisława Maczka w wyzwalaniu Holandii. Opozycja zarzuciła mu natychmiast, że sam zmienia zdanie, bo niedawno mówił, że VVD zgodzi się na poszerzenie "z pistoletem przy skroni". Odszedł też od linii lidera tej partii w rządzie, wicepremiera Gerrita Zalma, który od roku przestrzega przed tanią siłą roboczą, "brudną" żywnością z Polski i polską korupcją. Konsekwentnie pozytywnie wypowiadał się przedstawiciel największej partii opozycyjnej, socjaldemokratycznej PvdA, Frans Timmermans. W sprawie siły roboczej apelował przynajmniej o poczekanie do 15 grudnia, kiedy to ministerstwo pracy i polityki socjalnej ma przedstawić parlamentowi raport o spodziewanych skutkach poszerzenia UE dla holenderskiego rynku pracy.
Takie samo stanowisko zajął nieoczekiwanie reprezentant VVD, a przeciwko restrykcjom w podejmowaniu pracy wypowiedziała się posłanka najmniejszej partii koalicji rządzącej, lewicowych liberałów D66 Lousewies van der Laan. Ale ona zażądała z kolei restrykcji we współpracy policyjnej i sądowniczej z "krajami, w których korupcja jest na porządku dziennym i ochrona prawna jest na zbyt niskim poziomie, żeby można to było zaakceptować". Ta była rzeczniczka Komisji Europejskiej skrytykowała zwłaszcza Polskę za niewystarczającą kontrolę... "dobrostanu zwierząt i mniejszości".
Mniejsze partie opozycyjne, w tym przedstawicielka Zielonej Lewicy Fara Karimi, zarzuciły rządowi i tworzącym go partiom, że są gotowe złamać obietnicę daną przed dwoma laty Polsce i innym krajom przystępującym do Unii, że Holandia w pełni otworzy rynek pracy dla ich obywateli.
Zobowiązał się do tego rząd koalicyjny PvdA, VVD i D66. Z trzech partii tylko najmniejsza D66 nadal popiera otwarcie rynku pracy, PvdA zajmuje ostrożne stanowisko, VVD zaś skłania się razem z CDA i popierającymi ich populistami z Listy Pima Fortuyna do utrzymania obecnych restrykcji.
em, pap