Dzięki świętom pracę mają tysiące Polaków. Większość z nich nie lubi Bożego Narodzenia. Dlatego że mają je przez cały rok.
Przed Bożym Narodzeniem pracę sezonową znajduje ok. 2 tys. osób. Występują w roli Świętego Mikołaja, elfa czy śnieżynki, pomagają rozwozić prezenty. Kolejnych kilka tysięcy żyje ze świąt przez okrągły rok. Prowadzą plantacje choinek, hodowle karpia czy ręcznie wytwarzają artystyczne prezenty. – Większe zapotrzebowanie na pracowników pojawia się już od początku listopada, gdy na wystawach sklepowych zaczynamy zauważać pierwsze dekoracje świąteczne – tłumaczy Krzysztof Inglot z Work Service. Rzesze ludzi pracują, by wszyscy mogli przygotować wyczekiwane przez cały rok święta.
Śmierdzący czar
Konrad Kaniewski śmieje się, że znajomi czasem mu zazdroszczą „pracy przy świętach”. – Wyobrażają sobie, że u nas w pracowni jest jak u Świętego Mikołaja. Biegają śnieżynki malujące bombki i sypią brokat – ironizuje. Dopiero gdy ktoś przekroczy próg pracowni, widać po jego twarzy, że czar pryska. – Uderza go wyjątkowo nieprzyjemny chemiczny smród lakieru, który odrzuca każdego, kto się z tym zetknie po raz pierwszy. Niektórzy nie są w stanie tego wytrzymać – mówi. Piotr Suchoń 12 lat temu w miejscowości Stawy założył hodowlę karpia. Szkopuł w tym, że rybę trzeba hodować trzy lata. – Dużo dłużej niż prosiaka – narzeka. Ryby co roku odławia się na zimę i przenosi do mniejszych stawów. Trzeba je karmić, pilnować, czy nie chorują i nie są atakowane przez szkodniki. Gdy jest za gorąco, należy schładzać wodę. To praca na cały rok. Gospodarstwo rybackie Suchonia sprzedaje ok. 15 ton karpia rocznie. Transporty wyjeżdżają do sklepów do 22 grudnia. Zwierzęta trzeba odłowić już w październiku. – Trafiają wtedy do źródlanej wody, by się „odpiły”, czyli oczyściły. Inaczej karp śmierdzi mułem – tłumaczy hodowca. A na stole wigilijnym nikt, jak wiadomo, smrodu nie chce.
Jednak nie tylko troska o karpie spędza sen z powiek Suchoniowi. Ostatnio coraz bardziej dają się mu we znaki akcje obrońców karpi. – Czujemy się napiętnowani – mówi, dodając, że przez ekologów sprzedaż spadła im nawet o 10 proc. – Ci wszyscy celebryci, którzy zakładają na głowy torebki foliowe i udają karpie, to kompletny bezsens – przekonuje. Najbardziej absurdalna wydaje mu się moda na to, by karpia kupić w sklepie, a potem wypuścić do stawu czy rzeki. – Te ryby później i tak zdychają – wyjaśnia. Ta cała atmosfera sprawia, że coraz głośniej mówi się o groźbie bankructwa karpiowych hodowli. – A przecież nasza produkcja jest znacznie bardziej humanitarna niż na przykład farmy kurcząt – zauważa. Trzyletnia hodowla karpi to i tak błyskawiczny biznes w porównaniu z choinkami. Zanim drzewka będą gotowe do ścięcia, trzeba je uprawiać przez siedem lat. I wcale nie jest tak, że dopóki rosną, można o nich zapomnieć. – Są terminy ochrony chemicznej, formowania, wykaszania plantacji. Trzeba skracać za długie gałązki, wyłamywać pąki, aby zagęścić drzewko. Do każdej choinki muszę podchodzić kilkanaście razy w roku, a mam ich na plantacji tysiące – mówi Ireneusz Sikorski, właściciel plantacji choinek.
W tym roku wyciął 6 tys. drzewek. Popyt jest, bo w całej Europie był ostatnio z choinkami spory problem. Od dawna potentatem na międzynarodowym rynku jest Dania. Osiem lat temu miała jednak choinkową klęskę urodzaju, w związku z czym tamtejsi producenci znacznie ograniczyli liczbę sadzonych drzewek. Na czym Sikorski teraz korzysta. Kolejna dobra wiadomość jest taka, że moda na sztuczne choinki definitywnie się skończyła i co roku coraz więcej osób decyduje się na żywe drzewko. Sikorski przyznaje, że praca na plantacji jest dla niego odskocznią od codzienności. Formując drzewko, oczami wyobraźni widzi je już w ozdobach. – Muszę wyczuć, jaki powinna mieć kształt, żeby dobrze się prezentowała przy wigilijnym stole – tłumaczy. W wyścigu, aby mieć więcej, magia świąt traci swój niepowtarzalny urok. Czasem próbuję ją przywrócić. – Ostatnio ogłosiłem swoim wnukom, że właśnie byłem u Świętego Mikołaja z dostawą choinek. Były tym strasznie podekscytowane, trochę z tego nawet mi się udzieliło – dodaje.
Renifer stachanowiec
Zofia Borucińska, rękodzielniczka i właścicielka galerii rękodzielniczej Las Rąk, twierdzi, że ratunkiem na całoroczną bożonarodzeniową monotonię bywa jakieś niekonwencjonalne zamówienie. – Pewna działaczka LGBT [ruchu gejowsko-lesbijskiego – red.] zamówiła dla siebie i swojego pieska różowe ubranko i różową moherową wielką czapę z tęczową wstawką. Musiałam znaleźć odpowiednią włóczkę i zrobić to tak, żeby było odjazdowo. Takie zamówienia wyzwalają kreatywność – mówi. By przygotować się do sezonu, pracę musi planować kilka miesięcy wcześniej. Kupuje potrzebne materiały, składa zamówienia u innych twórców rękodzielników. Przed świętami pracuje po kilkanaście godzin. – Czuję się reniferem stachanowcem. Mocno utytłanym, choć energicznym i radosnym, śpiącym dwie godziny na dobę pomocnikiem Świętego Mikołaja – śmieje się Borucińska. Po latach fascynacji powtarzalnymi ozdobami choinkowymi z supermarketów lawinowo rośnie w Polsce popyt na rękodzieło. – Ale trzeba też pamiętać, że mamy kryzys. Przychodzi do nas o 20-30 proc. więcej klientów, lecz wydają niestety mniej niż w poprzednich latach – mówi Borucińska.
Choinki w serialach
Święta przez cały rok mają także osoby produkujące sztuczne choinki i ozdoby. Firma MAG swoje produkty sprzedaje w grudniu, gdy zaczyna się świąteczny szał. Ich choinki trafiają do wielkich sieci handlowych, a ozdoby świąteczne wiszą na ulicach Paryża, Berlina czy Kopenhagi. – Pod koniec stycznia rozpoczynają się dla nas kolejne święta – mówi prezes firmy Jerzy Jasiński. Twierdzi, że „swoje” choinki i ozdoby pozna wszędzie. Kiedy je dostrzega w serialach telewizyjnych, chwali się domownikom. Ale u siebie wyprodukowanych w swojej firmie bombek nie wiesza. Doskonale go rozumie Marta, która przez okrągły rok maluje bombki. – Święta są mi obojętne. Choinki nawet nie ubieram. Boże Narodzenie obchodzę z rodziną przy barszczu i rybie, ale bez zbędnych dodatków i ozdób – mówi. I dodaje, że te ostatnie kojarzą się jej z brudem i ze zmęczeniem.
Artykuł z numeru 51-52/2013. Najnowszy "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania: www.ewydanie.wprost.pl.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
Śmierdzący czar
Konrad Kaniewski śmieje się, że znajomi czasem mu zazdroszczą „pracy przy świętach”. – Wyobrażają sobie, że u nas w pracowni jest jak u Świętego Mikołaja. Biegają śnieżynki malujące bombki i sypią brokat – ironizuje. Dopiero gdy ktoś przekroczy próg pracowni, widać po jego twarzy, że czar pryska. – Uderza go wyjątkowo nieprzyjemny chemiczny smród lakieru, który odrzuca każdego, kto się z tym zetknie po raz pierwszy. Niektórzy nie są w stanie tego wytrzymać – mówi. Piotr Suchoń 12 lat temu w miejscowości Stawy założył hodowlę karpia. Szkopuł w tym, że rybę trzeba hodować trzy lata. – Dużo dłużej niż prosiaka – narzeka. Ryby co roku odławia się na zimę i przenosi do mniejszych stawów. Trzeba je karmić, pilnować, czy nie chorują i nie są atakowane przez szkodniki. Gdy jest za gorąco, należy schładzać wodę. To praca na cały rok. Gospodarstwo rybackie Suchonia sprzedaje ok. 15 ton karpia rocznie. Transporty wyjeżdżają do sklepów do 22 grudnia. Zwierzęta trzeba odłowić już w październiku. – Trafiają wtedy do źródlanej wody, by się „odpiły”, czyli oczyściły. Inaczej karp śmierdzi mułem – tłumaczy hodowca. A na stole wigilijnym nikt, jak wiadomo, smrodu nie chce.
Jednak nie tylko troska o karpie spędza sen z powiek Suchoniowi. Ostatnio coraz bardziej dają się mu we znaki akcje obrońców karpi. – Czujemy się napiętnowani – mówi, dodając, że przez ekologów sprzedaż spadła im nawet o 10 proc. – Ci wszyscy celebryci, którzy zakładają na głowy torebki foliowe i udają karpie, to kompletny bezsens – przekonuje. Najbardziej absurdalna wydaje mu się moda na to, by karpia kupić w sklepie, a potem wypuścić do stawu czy rzeki. – Te ryby później i tak zdychają – wyjaśnia. Ta cała atmosfera sprawia, że coraz głośniej mówi się o groźbie bankructwa karpiowych hodowli. – A przecież nasza produkcja jest znacznie bardziej humanitarna niż na przykład farmy kurcząt – zauważa. Trzyletnia hodowla karpi to i tak błyskawiczny biznes w porównaniu z choinkami. Zanim drzewka będą gotowe do ścięcia, trzeba je uprawiać przez siedem lat. I wcale nie jest tak, że dopóki rosną, można o nich zapomnieć. – Są terminy ochrony chemicznej, formowania, wykaszania plantacji. Trzeba skracać za długie gałązki, wyłamywać pąki, aby zagęścić drzewko. Do każdej choinki muszę podchodzić kilkanaście razy w roku, a mam ich na plantacji tysiące – mówi Ireneusz Sikorski, właściciel plantacji choinek.
W tym roku wyciął 6 tys. drzewek. Popyt jest, bo w całej Europie był ostatnio z choinkami spory problem. Od dawna potentatem na międzynarodowym rynku jest Dania. Osiem lat temu miała jednak choinkową klęskę urodzaju, w związku z czym tamtejsi producenci znacznie ograniczyli liczbę sadzonych drzewek. Na czym Sikorski teraz korzysta. Kolejna dobra wiadomość jest taka, że moda na sztuczne choinki definitywnie się skończyła i co roku coraz więcej osób decyduje się na żywe drzewko. Sikorski przyznaje, że praca na plantacji jest dla niego odskocznią od codzienności. Formując drzewko, oczami wyobraźni widzi je już w ozdobach. – Muszę wyczuć, jaki powinna mieć kształt, żeby dobrze się prezentowała przy wigilijnym stole – tłumaczy. W wyścigu, aby mieć więcej, magia świąt traci swój niepowtarzalny urok. Czasem próbuję ją przywrócić. – Ostatnio ogłosiłem swoim wnukom, że właśnie byłem u Świętego Mikołaja z dostawą choinek. Były tym strasznie podekscytowane, trochę z tego nawet mi się udzieliło – dodaje.
Renifer stachanowiec
Zofia Borucińska, rękodzielniczka i właścicielka galerii rękodzielniczej Las Rąk, twierdzi, że ratunkiem na całoroczną bożonarodzeniową monotonię bywa jakieś niekonwencjonalne zamówienie. – Pewna działaczka LGBT [ruchu gejowsko-lesbijskiego – red.] zamówiła dla siebie i swojego pieska różowe ubranko i różową moherową wielką czapę z tęczową wstawką. Musiałam znaleźć odpowiednią włóczkę i zrobić to tak, żeby było odjazdowo. Takie zamówienia wyzwalają kreatywność – mówi. By przygotować się do sezonu, pracę musi planować kilka miesięcy wcześniej. Kupuje potrzebne materiały, składa zamówienia u innych twórców rękodzielników. Przed świętami pracuje po kilkanaście godzin. – Czuję się reniferem stachanowcem. Mocno utytłanym, choć energicznym i radosnym, śpiącym dwie godziny na dobę pomocnikiem Świętego Mikołaja – śmieje się Borucińska. Po latach fascynacji powtarzalnymi ozdobami choinkowymi z supermarketów lawinowo rośnie w Polsce popyt na rękodzieło. – Ale trzeba też pamiętać, że mamy kryzys. Przychodzi do nas o 20-30 proc. więcej klientów, lecz wydają niestety mniej niż w poprzednich latach – mówi Borucińska.
Choinki w serialach
Święta przez cały rok mają także osoby produkujące sztuczne choinki i ozdoby. Firma MAG swoje produkty sprzedaje w grudniu, gdy zaczyna się świąteczny szał. Ich choinki trafiają do wielkich sieci handlowych, a ozdoby świąteczne wiszą na ulicach Paryża, Berlina czy Kopenhagi. – Pod koniec stycznia rozpoczynają się dla nas kolejne święta – mówi prezes firmy Jerzy Jasiński. Twierdzi, że „swoje” choinki i ozdoby pozna wszędzie. Kiedy je dostrzega w serialach telewizyjnych, chwali się domownikom. Ale u siebie wyprodukowanych w swojej firmie bombek nie wiesza. Doskonale go rozumie Marta, która przez okrągły rok maluje bombki. – Święta są mi obojętne. Choinki nawet nie ubieram. Boże Narodzenie obchodzę z rodziną przy barszczu i rybie, ale bez zbędnych dodatków i ozdób – mówi. I dodaje, że te ostatnie kojarzą się jej z brudem i ze zmęczeniem.
Artykuł z numeru 51-52/2013. Najnowszy "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania: www.ewydanie.wprost.pl.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.