Gdy rodzice Szymona Zdanowskiego, 20-letniego studenta medycyny z Gdańska, byli w tym wieku co on teraz, mieli po kilkudziesięciu znajomych, ale stały kontakt utrzymywali może z kilkunastoma. Szymon ma kilkuset na samym Facebooku. Kiedy chce z kimś porozmawiać, pisze coś i od razu ma odzew. – Można prowadzić komunikację na zasadzie monologu, wrzucić swoje zdjęcie – i już, kciuki w górę i serduszka. Świat w internecie jest prostszy, bo łatwiej jest tu być wyjątkowym niż wtedy, kiedy się stoi face to face – tłumaczy. – Nie jest tak, że siedzę cały dzień w piwnicy przy komputerze – zastrzega Szymon. Ale przyznaje, że jego świat jest inny niż rodziców. Atrakcyjniejszy. – W internecie jestem wszędzie, to szansa, której starsi nie mieli. Jak się uprę, mogę coś napisać na TT u prezydenta Andrzeja Dudy. Kiedyś można było wysłać do władzy list, ale i tak nikt nie czytał. Teraz mogę zostać kumplem celebryty, pisząc mu coś na Facebooku. Zresztą, sam mogę być celebrytą na YouTubie, to nic trudnego. Na żywo nie da się tak wymiernie sprawdzić popularności jak za pomocą liczby lajków, a to, jak mówi Szymon, zaspokaja potrzebę bycia lubianym, kochanym, akceptowanym. Jest przyjemne. Dla jego pokolenia internet to jednak nie tylko narzędzie zdobywania popularności, to narzędzie do życia. Nie pamięta ono czasów, gdy sieć nie istniała. Dla ludzi urodzonych w latach 1990-1997 utrata dostępu do internetu jest dramatem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.