Z doświadczenia Grecji, Wielkiej Brytanii, Węgier wiemy, że euroelity same z siebie nie przeprowadzą skutecznych zmian systemowych. Reformy muszą wyjść z wewnątrz każdego z państw. Być częścią narodowego programu czy programów, które pozwolą przywrócić oryginalne ramy unii narodowych państw tworzących wspólnotę gospodarczą.
Wiemy też, że naprawy nie podejmą się partie głównego eurocentrycznego nurtu. Każdy zachodni rząd ma lub miał swoją Platformę Obywatelską. Niemieckie CDU, brytyjscy torysi, francuscy gaulliści, szwedzcy moderaci i wiele innych partii swoje programy początkowo zaadresowały do szerokiego elektoratu. Z czasem zawężały się do wskaźników makroekonomicznych i zacierania różnic między interesem państwa a interesem globalnych korporacji.
Wartości, które były częścią ich tożsamości ideowej: patriotyzm, obrona rodziny, przedsiębiorczości i narodowego charakteru biznesu stopniowo spychane były na dalszy plan i stały się obiektem kpin. „Staroświecki model rodziny”, „tępy patriotyzm gospodarczy” przeciwstawiane były nowoczesnej eurotożsamości. Ale pracy od tego nie przybywało. 150 mld euro wpompowane w ratowanie prywatnych banków nie uzdrowiło finansów publicznych. Bezrobocie w strefie euro wciąż jest dwa razy wyższe niż w USA. Grecja dalej blokuje reformy finansów publicznych, 60 mld euro, które EBC dodrukowuje każdego miesiąca, nie wybudziło Europy ze stagnacji. Kurczy się dobrobyt i pogarsza jakość życia. Wielka Brytania odważniej mówi o Brexicie, a Katalonia o secesji.
Most nad Sundem między Szwecją a Danią z nowymi posterunkami kontroli granicznej z symbolu ściślejszej Unii stał się żywym pomnikiem dezintegracji. Szwedzi odgradzają się od Duńczyków, Duńczycy od Niemców, Niemcy od Austriaków i nikt nie wie, jak sobie radzić z uchodźcami. Dodajmy do tego komunistów i nacjonalistów w europejskich parlamentach, a łatwiej zrozumiemy, skąd wzięły się histeryczne reakcje przewodniczącego Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera na doniesienia z Warszawy o szukaniu własnej, konserwatywnej drogi.
To może być jego ostatnia szansa na ustanowienie nadrzędności Komisji Europejskiej nad narodowymi rządami. Wcześniejsze próby wymuszenia kwot imigracyjnych, a później unijnej kontroli nad granicami suwerennych państw, skończyły się kompromitacją. Czwartej szansy nie będzie. Juncker, gorący zwolennik centralizacji, odebrania kompetencji politykom z wyboru i powierzenia pełni władzy urzędnikom z nadania euroelit, doskonale to wie.
Od tego roku KE ma nowe możliwości monitorowania, kontrolowania i pouczania rządów, coś, co komisarz ds. mediów Günther Oettinger bardzo chce przetestować. Rozprawa z Polską mogłaby być precedensem, który w przyszłości pozwoli Brukseli przywoływać do porządku stolicę, która spróbuje iść drogą Wielkiej Brytanii.
Determinację komisarzy potęgować będą grupy nacisku, przekonane, że tracą w Polsce uprzywilejowaną pozycję. Sieci handlowe, banki, którym w ostatniej chwili zablokowano możliwość przerzucania nowego podatku na klientów, francuscy dostawcy broni, którzy mogą utracić lukratywny kontrakt na śmigłowce dla armii, niemieccy wydawcy zaniepokojeni zapowiedziami ustawy repolonizacyjnej – potężne lobby, które będą naciskały na swoich polityków, żeby skorzystali z pretekstu i zmusili Warszawę do ustępstw. Im większa bezsilność Brukseli wobec codziennych wyzwań, tym więcej hipokryzji będzie w jej oskarżeniach i większa determinacja urzędników, żeby urządzić w Brukseli pokazową rozprawę z konserwatywnym rządem.
Nowy numer "Wprost” trafi do kiosków w poniedziałek, 11 stycznia 2016 r. E-wydanie tygodnika będzie dostępne w niedzielę o godz. 20:00. "Wprost" można zakupić także w wersji do słuchaniaoraz na AppleStore i GooglePlay.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.