"Wprost" zdobył tajny kontrakt na dostawy gazu z Rosji do Polski, zwany "kontraktem stulecia"
We wrześniu 1996 r. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, firma odpowiadająca za zaopatrzenie kraju w gaz, zawarła go z rosyjskim koncernem Gazprom. Jego szczegóły były ukrywane przez poprzedni zarząd PGNiG nawet przed kierownictwem Ministerstwa Gospodarki. Treść umowy w całości zna w Polsce tylko kilkanaście osób. Tymczasem - według sporządzonego w tym roku rządowego raportu - "kontrakt z Gazpromem jest poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa energetycznego i surowcowego kraju, a nawet suwerenności RP". Zdaniem rządowych specjalistów, wymaga natychmiastowej renegocjacji. Idea poprowadzenia przez terytorium Polski gazociągu Jamał - Europa Zachodnia zrodziła się na początku lat 90. Z inicjatywą wystąpiła strona rosyjska, dla której gazociąg ten jest inwestycją strategiczną, o znaczeniu nie tylko ekonomicznym, ale i politycznym. Obecnie główne arterie doprowadzające rosyjski gaz do Europy Zachodniej i Południowej biegną przez Ukrainę. By kraj ten nie mógł decydować o całym transporcie rosyjskiego gazu na Zachód, rosyjscy stratedzy zaprojektowali gazociąg tranzytowy Jamał - Europa Zachodnia, prowadzący przez Białoruś i Polskę. Jak sama nazwa wskazuje, w przyszłości będzie nim transportowany gaz ze złóż na półwyspie Jamał. Jednak przygotowanie złóż do eksploatacji i samo jej uruchomienie jest niezwykle kosztowne. Dlatego w ciągu najbliższych lat rurociąg ten nie będzie służył do przesyłania gazu z Jamału, lecz jako alternatywna droga transportu z tych samych złóż, z których teraz gaz jest w całości transportowany przez Ukrainę. Eksploatacja zasobów półwyspu Jamał to odległa przyszłość. Polska zdecydowała się uczestniczyć w budowie i dostawach gazu z gazociągu tranzytowego na skutek zawyżonych prognoz zużycia gazu ziemnego w naszym kraju. W latach 1990-1991 zachodnie firmy na zlecenie rządu przeprowadziły studia sektorowe, z których wynikało, że zużycie gazu w Polsce w roku 2010 wyniesie - w zależności od wariantu - 27-45 mld m3. Wprawdzie w ostatnich latach zużywano w Polsce tylko ok. 11 mld m3 gazu rocznie, niemniej jednak we wrześniu 1996 r. rząd Włodzimierza Cimoszewicza, reprezentowany przez PGNiG, zawarł kontrakt z Rosjanami. Już dwa lata później okazało się, że umowa ta praktycznie nie miała dla Polski żadnego sensu. Na zlecenie Rządowego Centrum Studiów Strategicznych wykonano nowe wstępne prognozy, z których wynika, że roczne zapotrzebowanie Polski na gaz ziemny nie przekroczy w ciągu najbliższych kilkunastu lat 15-17 mld m3. Tę ilość mogliśmy sobie zapewnić bez konieczności inwestowania w budowę gazociągu tranzytowego. Już w 1991 r. informował o tym Instytut Podstawowych Problemów Techniki PAN, lecz ostrzeżenia te zignorowano. "Kontrakt stulecia" pogłębia uzależnienie Polski od dostaw z jednego tylko kierunku, a jego zapisy wywołują wrażenie, jakby przed podpisaniem dokumentu nikt z polskiej strony go nie czytał. Obecnie Rosja jest monopolistą w dostawach gazu do Polski. Do czasu, kiedy budowa gazociągu jamalskiego nie zostanie ukończona, nie są one gwarantowane żadnym kontraktem handlowym, a odbywają się jedynie na podstawie corocznych umów między PGNiG i Gazpromem. Stwarza to stałe zagrożenie przerwaniem lub ograniczeniem dostaw bez prawnych i międzynarodowych konsekwencji dla rosyjskiego koncernu. Dla naszego systemu gospodarczego przerwanie (z jakichkolwiek przyczyn) dostaw z Rosji oznaczałoby katastrofę. Z żadnym zachodnioeuropejskim dostawcą gazu nie mamy połączenia rurociągowego ani podpisanej wiążącej umowy, co zapewniłoby Polsce dywersyfikację dostaw. Wprawdzie wiosną tego roku zawarto kontrakt z Norwegami, ale opiewa on jedynie na 0,5 mld m3 rocznie. Tymczasem obowiązek dywersyfikacji dostaw gazu nakładają na Polskę umowy podpisane z Unią Europejską w układzie stowarzyszeniowym, a także najnowsze przepisy prawne UE, które będą musiały znaleźć zastosowanie w Polsce po naszym przystąpieniu do unii. Zawarcie z Gazpromem "kontraktu stulecia" w praktyce uniemożliwia zapewnienie Polsce dywersyfikacji dostaw gazu. Z gazociągu jamalskiego nasz kraj miałby bowiem odbierać 14 mld m3 rocznie. Jeśli do tego dodać ok. 5 mld m3 wydobycia krajowego i wspomniany gaz od Norwegów, to całość przekraczałaby nawet planowane roczne zapotrzebowanie na gaz w naszym kraju. Pozyskiwanie gazu z innych źródeł straciłoby więc sens. Co gorsza - kontrakt z Gazpromem skonstruowano w ten sposób, że Polska będzie musiała płacić nawet za gaz, który nie będzie jej potrzebny i nie zostanie odebrany. Opłaty obciążające PGNiG za gaz zamówiony, a nie odebrany, ustalono w kontrakcie na 75 proc. wartości gazu nie odebranego. A zatem zbyt duża ilość gazu zakontraktowana przez PGNiG nie tylko wyklucza możliwość sensownej dywersyfikacji dostaw tego surowca, ale stwarza także poważne zagrożenie dla finansów firmy odpowiedzialnej za zaopatrzenie Polski w gaz. W kontrakcie nie zachowano również zasady równości stron. Z jednej strony, zezwala on spółce Gazprom na sprzedaż w Polsce gazu z rurociągu tranzytowego stronom trzecim bez pośrednictwa PGNiG, z drugiej zaś - zabrania PGNiG sprzedaży nadwyżek gazu odebranego zagranicznym kontrahentom. Taki zapis w kontrakcie doprowadzi do tego, że rosyjski dostawca będzie mógł sprzedawać gaz bezpośred- nio polskim odbiorcom, bez pośrednictwa PGNiG, korzystając z gazociągu, w który firma ta zainwestowała co najmniej 350 mln zł. Zyski PGNiG z takich operacji wyniosłyby 0,00 zł.
"Kontrakt stulecia" z rosyjskim Gazpromem zagraża suwerenności RP
Na mocy kontraktu Polska rezygnuje też z używania niektórych istniejących już połączeń gazociągowych. Gdy gazociągiem jamalskim zacznie płynąć pierwszy gaz, wyłączone zostaną sprawne i działające dziś rurociągi w okolicach Przemyśla i Hołowczyc, którymi importujemy gaz z Rosji. Zarząd PGNiG zgodził się, by połączenia te pozostawić jako strategiczną techniczną rezerwę przesyłową dla Gazpromu. W konsekwencji doprowadzi to do umocnienia monopolistycznej pozycji tej firmy w Polsce. Połączenia te mogą bowiem zostać wykorzystane do zwiększenia rosyjskich dostaw (nie wymagającego żadnych inwestycji) wraz z wprowadzeniem w Polsce dostępu stron trzecich do sieci. Zgodnie z naszymi ustaleniami z Unią Europejską nastąpi to w 2006 r. W ten sposób Gazprom będzie miał strategiczną przewagę nad wszystkimi innymi potencjalnymi dostawcami gazu, którzy po liberalizacji rynku gazowego mogliby sprzedawać gaz w Polsce. Przewagę taką zapewni mu brak infrastruktury łączącej polski system gazowniczy z systemami krajów Unii Europejskiej. Zapisy kontraktu uniemożliwiają też w praktyce uzyskanie przez Polskę rekompensaty w razie niewywiązania się przez Gazprom z warunków kontraktu. W takim wypadku PGNiG najpierw musi wypłacić odszkodowania swoim odbiorcom, a dopiero, gdy Gazprom uzna, że kwoty te wydano zasadnie, PGNiG może liczyć na odzyskanie pieniędzy. Kontrakt nie określa jednak, w jakim czasie Gazprom powinien wypłacić tę rekompensatę, a jednocześnie ogranicza wielkość polskich roszczeń jedynie do wartości jednomiesięcznych dostaw. W kontrakcie fatalnie dla strony polskiej zdefiniowano pojęcie ewentualnych strat poniesionych przez PGNiG. Mają to być mianowicie "kwoty, które będą zasadnie i rzeczywiście wypłacone przez kupującego", czyli PGNiG, jego odbiorcom.
MAREK POL, lider Unii Pracy,
minister przemysłu i handlu w latach 1993-1995
Zawarcie kontraktu z Gazpromem było najlepszym wyjściem dla Polski i naszej gospodarki. Nie było możliwe zawarcie innej umowy bez spowodowania znacznej podwyżki cen gazu. Gaz, który popłynie gazociągiem jamalskim, będzie pochodził z największych złóż i będzie najtańszy. Trzeba pamiętać, że kiedy toczyły się negocjacje, Polska nie miała stałego kontraktu na dostawy gazu, a nasz kraj znajdował się na końcu rosyjskich rurociągów. Odcięcie dopływu gazu, który nimi płynął, nie miałoby więc dla nikogo konsekwencji ekonomicznych - dla nikogo oprócz Polski. Dzięki kontraktowi Polska będzie krajem tranzytowym, a rosyjski gaz popłynie również do krajów zachodnich, z którymi Rosja chce przecież utrzymywać jak najlepsze kontakty. To zapewnia nam bezpieczeństwo. Oprócz nas o kontrakt z Rosjanami starało się jeszcze kilka innych państw, m.in. Ukraina i Czechy. Proponowały one nawet lepsze warunki niż Polska, a mimo to Rosja wybrała nas. Oczywiście, należy szukać również innych dostawców gazu, dlatego cieszę się, że toczone są negocjacje w sprawie pozyskiwania gazu ze złóż na północy Europy. Ale jeszcze raz podkreślam, że kontrakt z Gazpromem był i jest dla Polski najlepszy. Znam jego treść dość dokładnie. Jest on objęty tajemnicą handlową i nie mogę ujawnić jego szczegółów, ale zapewniam, że jest bezpieczny dla Polski.
Taka definicja z góry zakłada, że w razie poważniejszych i długotrwałych ograniczeń dostaw uzyskanie rekompensaty od Gazpromu nie będzie możliwe. Po pierwsze - maksymalna wysokość rekompensaty jest limitowana, po drugie - PGNiG, firma znajdująca się w słabej kondycji finansowej, nie będzie w stanie zrealizować warunku "rzeczywistej" wypłaty odszkodowań za straty, jakie ponieśliby polscy odbiorcy. Straty te w skrajnych wypadkach mogą bowiem sięgać setek milionów złotych, których PGNiG nie będzie w stanie wypłacić po to, by móc żądać od Gazpromu ich zwrotu. Kontrakt zawarto wreszcie na bardzo długi okres - 25 lat. Będzie obowiązywał do 2021 r. Tymczasem prognozy dotyczące zapotrzebowania Polski na gaz ziemny sięgają co najwyżej 2010 r. W krajach Unii Europejskiej kontrakty na dostawy gazu zawiera się maksymalnie na 15 lat ze względu na trudności z dokładnym określeniem zapotrzebowania w dłuższym czasie. Biorąc pod uwagę wszelkie wynikające z "kontraktu stulecia" zagrożenia dla bezpieczeństwa polskiego systemu gazowniczego, powołano specjalną rządową komisję, która opracowała raport "O zaopatrzeniu Polski w gaz ziemny". Autorzy raportu podkreślają konieczność renegocjacji kontraktu z Gazpromem. Według nich, Polska powinna renegocjować wszystkie opisane wyżej zapisy. Bardzo ważne jest, byśmy nie musieli płacić za gaz nie odebrany. W ten sposób mielibyśmy również szansę korzystać w większym stopniu z gazu dostarczanego z Norwegii i przez innych zachodnioeuropejskich dostawców. W rządowym raporcie mówi się też o konieczności renegocjacji zapisu o punktach odbioru gazu z gazociągu jamalskiego. Wedle kontraktu, są to dwa punkty znajdujące się w rejonie Włocławka i Poznania. Odbiór gazu w jakichkolwiek innych miejscach - zgodnie z umową - nie jest możliwy. Oznacza to, że do Przemyśla, na Śląsk i do całej południowej Polski PGNiG będzie tłoczyło gaz z Polski centralnej, ponosząc przy tym znaczne koszty, co oczywiście spowoduje wzrost cen gazu w naszym kraju. Północno-wschodnia i wschodnia Polska również będzie zaopatrywana spod Włocławka, a nie - jak do tej pory - z granicy polsko-białoruskiej. W ten sposób rosyjski gaz najpierw dotrze gazociągiem tranzytowym do Włocławka, a więc ok. 400 km od granicy z Białorusią (zresztą na koszt PGNiG, ponieważ kontrakt z Gazpromem określa, iż od miejscowości Kondratki na granicy białorusko-polskiej gazociąg staje się własnością PGNiG), a dopiero potem wróci kilkaset kilometrów z powrotem do wschodniej Polski. Wiosną tego roku zmienił się zarząd PGNiG. Aleksandra Findzińskiego na stanowisku prezesa zastąpił Stefan Geroń. Nowy zarząd ma naprawić błędy swoich poprzedników. Na szczęście - choć będzie to bardzo trudne zadanie - oprócz szukania nowych dostawców gazu na zachodzie Europy musi się zająć renegocjacją tylko jednego kontraktu: umowy z Gazpromem. A niewiele brakowało, by poprzednie kierownictwo PGNiG doprowadziło również do podpisania umowy z holenderską firmą Gasunie. Umowa pozornie miała prowadzić do dywersyfikacji dostaw gazu do Polski, ale w istocie pogłębiłaby uzależnienie naszego kraju od rosyjskiego Gazpromu. PGNiG miało ją podpisać z dostawcą zachodnioeuropejskim, teoretycznie bezpiecznym. Było tylko jedno małe, ale zasadnicze "ale". Nasz system gazociągowy nie jest połączony z systemem Gasunie, a jedynie z gazociągami zachodnioeuropejskim (w dużej mierze kontrolowanymi przez Gazprom), takimi jak Midal, Jagal, Stegal, z którymi ma zostać połączony gazociąg tranzytowy Jamał - Europa Zachodnia. W sieciach tych gaz płynie ze wschodu na zachód, rozprowadzając rosyjskie dostawy. W jednej rurze nie można przesyłać gazu w dwóch kierunkach jednocześnie - z Rosji na zachód i z Holandii do Polski. Negocjatorzy z PGNiG i Gasunie ustalili więc, że transakcja między tymi firmami odbywałaby się na zasadzie "swap", czyli wymiany. Polegałoby to na tym, że my kupowalibyśmy 2 mld m3 gazu rocznie od holenderskiej firmy, a ona dostarczałaby go z... gazociągu Jamał - Europa Zachodnia. Gasunie bowiem podpisała już z Gazpromem kontrakt na zakup 4 mld m3 gazu z tego właśnie gazociągu. Rosjanie zgodzili się, by Holendrzy reeksportowali gaz do odbiorców trzecich ? w tym wypadku do Polski. Faktycznie byłby to rosyjski gaz przesyłany z Jamału. W tym miejscu można zapytać, dlaczego PGNiG, podpisując z Gazpromem w 1996 r. kontrakt na dostawy 14 mld m3 gazu rocznie, a więc przeszło trzykrotnie więcej niż w umowie z Holendrami, prawa do reeksportu nie wynegocjowało? Na szczęście w ostatniej chwili minister gospodarki wydał PGNiG polecenie zakazujące podpisywania umowy z Gasunie. Wkrótce potem zawarto umowę z Norweskim Komitetem Negocjacyjnym na dostawy do Polski wspomnianych wyżej 0,5 mld m3 rocznie. To niewiele, ale toczą się negocjacje w sprawie większych kontraktów z Norwegami i podłączenia Polski do norwesko-niemieckiego systemu NETRA, którym gaz płynie z zachodu na wschód. Należy mieć nadzieje, że wkrótce rozpoczną się też prace nad zaniedbywanym dotychczas projektem budowy terminalu gazu skroplonego LNG (dostawy gazu tankowcami), który byłby alternatywą dla bardzo kosztownych podziemnych magazynów gazu. Doprowadzenie do dywersyfikacji dostaw, a co najważniejsze - renegocjacja tragicznych dla Polski zapisów kontraktu z Gazpromem, to niezbędne warunki, by odsunąć ryzyko katastrofy gospodarczej, która mogłaby nas dotknąć w przyszłości, gdyby z jakichś powodów przestał sprawnie funkcjonować gazociąg jamalski.
"Kontrakt stulecia" z rosyjskim Gazpromem zagraża suwerenności RP
Na mocy kontraktu Polska rezygnuje też z używania niektórych istniejących już połączeń gazociągowych. Gdy gazociągiem jamalskim zacznie płynąć pierwszy gaz, wyłączone zostaną sprawne i działające dziś rurociągi w okolicach Przemyśla i Hołowczyc, którymi importujemy gaz z Rosji. Zarząd PGNiG zgodził się, by połączenia te pozostawić jako strategiczną techniczną rezerwę przesyłową dla Gazpromu. W konsekwencji doprowadzi to do umocnienia monopolistycznej pozycji tej firmy w Polsce. Połączenia te mogą bowiem zostać wykorzystane do zwiększenia rosyjskich dostaw (nie wymagającego żadnych inwestycji) wraz z wprowadzeniem w Polsce dostępu stron trzecich do sieci. Zgodnie z naszymi ustaleniami z Unią Europejską nastąpi to w 2006 r. W ten sposób Gazprom będzie miał strategiczną przewagę nad wszystkimi innymi potencjalnymi dostawcami gazu, którzy po liberalizacji rynku gazowego mogliby sprzedawać gaz w Polsce. Przewagę taką zapewni mu brak infrastruktury łączącej polski system gazowniczy z systemami krajów Unii Europejskiej. Zapisy kontraktu uniemożliwiają też w praktyce uzyskanie przez Polskę rekompensaty w razie niewywiązania się przez Gazprom z warunków kontraktu. W takim wypadku PGNiG najpierw musi wypłacić odszkodowania swoim odbiorcom, a dopiero, gdy Gazprom uzna, że kwoty te wydano zasadnie, PGNiG może liczyć na odzyskanie pieniędzy. Kontrakt nie określa jednak, w jakim czasie Gazprom powinien wypłacić tę rekompensatę, a jednocześnie ogranicza wielkość polskich roszczeń jedynie do wartości jednomiesięcznych dostaw. W kontrakcie fatalnie dla strony polskiej zdefiniowano pojęcie ewentualnych strat poniesionych przez PGNiG. Mają to być mianowicie "kwoty, które będą zasadnie i rzeczywiście wypłacone przez kupującego", czyli PGNiG, jego odbiorcom.
MAREK POL, lider Unii Pracy,
minister przemysłu i handlu w latach 1993-1995
Zawarcie kontraktu z Gazpromem było najlepszym wyjściem dla Polski i naszej gospodarki. Nie było możliwe zawarcie innej umowy bez spowodowania znacznej podwyżki cen gazu. Gaz, który popłynie gazociągiem jamalskim, będzie pochodził z największych złóż i będzie najtańszy. Trzeba pamiętać, że kiedy toczyły się negocjacje, Polska nie miała stałego kontraktu na dostawy gazu, a nasz kraj znajdował się na końcu rosyjskich rurociągów. Odcięcie dopływu gazu, który nimi płynął, nie miałoby więc dla nikogo konsekwencji ekonomicznych - dla nikogo oprócz Polski. Dzięki kontraktowi Polska będzie krajem tranzytowym, a rosyjski gaz popłynie również do krajów zachodnich, z którymi Rosja chce przecież utrzymywać jak najlepsze kontakty. To zapewnia nam bezpieczeństwo. Oprócz nas o kontrakt z Rosjanami starało się jeszcze kilka innych państw, m.in. Ukraina i Czechy. Proponowały one nawet lepsze warunki niż Polska, a mimo to Rosja wybrała nas. Oczywiście, należy szukać również innych dostawców gazu, dlatego cieszę się, że toczone są negocjacje w sprawie pozyskiwania gazu ze złóż na północy Europy. Ale jeszcze raz podkreślam, że kontrakt z Gazpromem był i jest dla Polski najlepszy. Znam jego treść dość dokładnie. Jest on objęty tajemnicą handlową i nie mogę ujawnić jego szczegółów, ale zapewniam, że jest bezpieczny dla Polski.
Taka definicja z góry zakłada, że w razie poważniejszych i długotrwałych ograniczeń dostaw uzyskanie rekompensaty od Gazpromu nie będzie możliwe. Po pierwsze - maksymalna wysokość rekompensaty jest limitowana, po drugie - PGNiG, firma znajdująca się w słabej kondycji finansowej, nie będzie w stanie zrealizować warunku "rzeczywistej" wypłaty odszkodowań za straty, jakie ponieśliby polscy odbiorcy. Straty te w skrajnych wypadkach mogą bowiem sięgać setek milionów złotych, których PGNiG nie będzie w stanie wypłacić po to, by móc żądać od Gazpromu ich zwrotu. Kontrakt zawarto wreszcie na bardzo długi okres - 25 lat. Będzie obowiązywał do 2021 r. Tymczasem prognozy dotyczące zapotrzebowania Polski na gaz ziemny sięgają co najwyżej 2010 r. W krajach Unii Europejskiej kontrakty na dostawy gazu zawiera się maksymalnie na 15 lat ze względu na trudności z dokładnym określeniem zapotrzebowania w dłuższym czasie. Biorąc pod uwagę wszelkie wynikające z "kontraktu stulecia" zagrożenia dla bezpieczeństwa polskiego systemu gazowniczego, powołano specjalną rządową komisję, która opracowała raport "O zaopatrzeniu Polski w gaz ziemny". Autorzy raportu podkreślają konieczność renegocjacji kontraktu z Gazpromem. Według nich, Polska powinna renegocjować wszystkie opisane wyżej zapisy. Bardzo ważne jest, byśmy nie musieli płacić za gaz nie odebrany. W ten sposób mielibyśmy również szansę korzystać w większym stopniu z gazu dostarczanego z Norwegii i przez innych zachodnioeuropejskich dostawców. W rządowym raporcie mówi się też o konieczności renegocjacji zapisu o punktach odbioru gazu z gazociągu jamalskiego. Wedle kontraktu, są to dwa punkty znajdujące się w rejonie Włocławka i Poznania. Odbiór gazu w jakichkolwiek innych miejscach - zgodnie z umową - nie jest możliwy. Oznacza to, że do Przemyśla, na Śląsk i do całej południowej Polski PGNiG będzie tłoczyło gaz z Polski centralnej, ponosząc przy tym znaczne koszty, co oczywiście spowoduje wzrost cen gazu w naszym kraju. Północno-wschodnia i wschodnia Polska również będzie zaopatrywana spod Włocławka, a nie - jak do tej pory - z granicy polsko-białoruskiej. W ten sposób rosyjski gaz najpierw dotrze gazociągiem tranzytowym do Włocławka, a więc ok. 400 km od granicy z Białorusią (zresztą na koszt PGNiG, ponieważ kontrakt z Gazpromem określa, iż od miejscowości Kondratki na granicy białorusko-polskiej gazociąg staje się własnością PGNiG), a dopiero potem wróci kilkaset kilometrów z powrotem do wschodniej Polski. Wiosną tego roku zmienił się zarząd PGNiG. Aleksandra Findzińskiego na stanowisku prezesa zastąpił Stefan Geroń. Nowy zarząd ma naprawić błędy swoich poprzedników. Na szczęście - choć będzie to bardzo trudne zadanie - oprócz szukania nowych dostawców gazu na zachodzie Europy musi się zająć renegocjacją tylko jednego kontraktu: umowy z Gazpromem. A niewiele brakowało, by poprzednie kierownictwo PGNiG doprowadziło również do podpisania umowy z holenderską firmą Gasunie. Umowa pozornie miała prowadzić do dywersyfikacji dostaw gazu do Polski, ale w istocie pogłębiłaby uzależnienie naszego kraju od rosyjskiego Gazpromu. PGNiG miało ją podpisać z dostawcą zachodnioeuropejskim, teoretycznie bezpiecznym. Było tylko jedno małe, ale zasadnicze "ale". Nasz system gazociągowy nie jest połączony z systemem Gasunie, a jedynie z gazociągami zachodnioeuropejskim (w dużej mierze kontrolowanymi przez Gazprom), takimi jak Midal, Jagal, Stegal, z którymi ma zostać połączony gazociąg tranzytowy Jamał - Europa Zachodnia. W sieciach tych gaz płynie ze wschodu na zachód, rozprowadzając rosyjskie dostawy. W jednej rurze nie można przesyłać gazu w dwóch kierunkach jednocześnie - z Rosji na zachód i z Holandii do Polski. Negocjatorzy z PGNiG i Gasunie ustalili więc, że transakcja między tymi firmami odbywałaby się na zasadzie "swap", czyli wymiany. Polegałoby to na tym, że my kupowalibyśmy 2 mld m3 gazu rocznie od holenderskiej firmy, a ona dostarczałaby go z... gazociągu Jamał - Europa Zachodnia. Gasunie bowiem podpisała już z Gazpromem kontrakt na zakup 4 mld m3 gazu z tego właśnie gazociągu. Rosjanie zgodzili się, by Holendrzy reeksportowali gaz do odbiorców trzecich ? w tym wypadku do Polski. Faktycznie byłby to rosyjski gaz przesyłany z Jamału. W tym miejscu można zapytać, dlaczego PGNiG, podpisując z Gazpromem w 1996 r. kontrakt na dostawy 14 mld m3 gazu rocznie, a więc przeszło trzykrotnie więcej niż w umowie z Holendrami, prawa do reeksportu nie wynegocjowało? Na szczęście w ostatniej chwili minister gospodarki wydał PGNiG polecenie zakazujące podpisywania umowy z Gasunie. Wkrótce potem zawarto umowę z Norweskim Komitetem Negocjacyjnym na dostawy do Polski wspomnianych wyżej 0,5 mld m3 rocznie. To niewiele, ale toczą się negocjacje w sprawie większych kontraktów z Norwegami i podłączenia Polski do norwesko-niemieckiego systemu NETRA, którym gaz płynie z zachodu na wschód. Należy mieć nadzieje, że wkrótce rozpoczną się też prace nad zaniedbywanym dotychczas projektem budowy terminalu gazu skroplonego LNG (dostawy gazu tankowcami), który byłby alternatywą dla bardzo kosztownych podziemnych magazynów gazu. Doprowadzenie do dywersyfikacji dostaw, a co najważniejsze - renegocjacja tragicznych dla Polski zapisów kontraktu z Gazpromem, to niezbędne warunki, by odsunąć ryzyko katastrofy gospodarczej, która mogłaby nas dotknąć w przyszłości, gdyby z jakichś powodów przestał sprawnie funkcjonować gazociąg jamalski.
Więcej możesz przeczytać w 33/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.