Patryk Vega o „Pitbullu": Maksymalny realizm plus mocne postaci

Patryk Vega o „Pitbullu": Maksymalny realizm plus mocne postaci

Dodano:   /  Zmieniono: 
Patryk Vega (FOT GRZEGORZ KRZYZEWSKI / FOTONEWS / NEWSPIX.PL) Źródło: Newspix.pl
Pisząc scenariusz nowego „Pitbulla”, opierałem się na autentycznych zapisach rozmów i przesłuchań. Więc to, co mówią do siebie bohaterowie, to prawda - opowiada reżyser Patryk Vega.

Robert Ziębiński: W „Pitbullu: Nowych porządkach” wracasz do świata policjantów. Serial, który zrobiłeś kilka lat temu, zmienił nasze kino sensacyjne. Byłeś pierwszym, który postawił na maksymalny realizm.

Patryk Vega: Nowy „Pitbull” to rzecz, której daleko do „CSI: Kryminalne zagadki”. Znowu będzie maksymalny realizm plus mocne postaci i historia. A to, co robi Bogusław Linda… Jest tu po prostu fenomenalny. Jeszcze jedno – pisząc scenariusz, opierałem się na autentycznych zapisach rozmów i przesłuchań. Więc to, co mówią do siebie bohaterowie, to prawda. A z pierwszym „Pitbullem” było zabawnie. Dziś wszyscy mówią, jak wielkim był wydarzeniem, ale na początku film nie odniósł spektakularnego sukcesu. Jego status budował się powoli. Musiało minąć sporo czasu, zanim film i serial stały się – jak to się dziś mówi – kultowe.

Ale wtedy to był szok. Zdezelowane komisariaty, gliniarze pijący wódkę, brud i przemoc. Nie tak wyobrażaliśmy sobie pracę w policji.

To wszystko wynikało z ogromnej pracy reporterskiej, którą wykonałem do serialu dokumentalnego „Prawdziwe psy”. Nie interesowało mnie pokazywanie bajki, chciałem pokazać policję jak najbliższą temu, czym była… W okresie transformacji zmieniała się organizacja grup przestępczych. Przeżywaliśmy zalew gangsterki z byłego ZSRR. A nowa policja – czyli dawni milicjanci i ubecy, którzy przeszli pozytywnie weryfikację – zasilona świeżą krwią, musiała się w tym świecie odnaleźć. To nie było łatwe, zwłaszcza że ludzie nie mieli do nich zaufania, bo cały czas widzieli w nich milicjantów, a kasy na modernizację brakowało.

Coś się od tego czasu zmieniło?

Wszystko. Przede wszystkim przyszła nowa kadra. To już nie są dawni ubecy, ale goście znający po trzy języki, obeznani z technikami operacyjnymi z Zachodu. Czasami, jak rozmawiasz z tymi nowymi psami, masz wrażenie, że to pracownicy korporacji, którzy przypadkowo wykonują inną robotę. Zmieniła się też kategoria przestępstw. Dziś o wiele łatwej ukraść 10 mln na lewy VAT, niż zorganizować napad na bank. Poza tym przewały finansowe obwarowane są mniejszymi sankcjami karnymi.

Wydałeś dwa zbiory wywiadów z policjantami. W ostatnim, „Złe psy. Po ciemnej stronie mocy”, pokazujesz policjantów, którzy w walce z przestępczością przekraczają granice prawa.

Ludziom wydaje się, że policjant to nadczłowiek. Superbohater z komiksu, który zawsze wie, co dobre, a co złe. Oni żyją pod nieustanną presją. Uważają wręcz–z czym się nie zgadzam – że media polują, aż powinie im się noga. Do tego są naciski przełożonych, codzienne wychodzenie na ulicę, na której mogą zginąć, niektórzy nie wytrzymują i przechodzą na ciemną stronę. Lub inaczej – nie tyle zostają przestępcami, co zaczynają stosować przestępcze metody.

Tak jak bohater pierwszego wywiadu, który trafił do policji chyba tylko po to, żeby bić ludzi…

Ale kogo bije? Bandytów bije. Nie krzywdzi ludzi, którzy nie zrobili nic złego. Zaczynał w latach 90. Wtedy na ulicach co drugi przestępca miał broń, a policja działała trochę po omacku. Okres transformacji to zmiany w policji, które nie zawsze były racjonalne. Wcześniej układ był taki, że gdy do milicji przyjmowano nowego, to opiekowali się nim starzy wyjadacze. Tyle że większość z nich nie przeszła weryfikacji. W efekcie na ulicę wyszli kompletnie nieprzygotowani funkcjonariusze. Musiało minąć kilka lat, zanim się to zmieniło.

Cały wywiad w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost”, który trafił do kiosków w poniedziałek, 18 stycznia 2016 r. "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchaniaoraz na  AppleStore GooglePlay.


Ankieta: Jak oceniasz Policję na podstawie własnych doświadczeń?