- To powinna być powszechna obrona miejscowa, terytorialna właśnie, a nie rodzaj wojsk wyposażonych w czołgi, artylerię, jak to - zdaje się - proponują niektórzy urzędnicy z resortu obrony. Tego rodzaju koncepcja jest dla nas bezużyteczna - przekonywał Szeremietiew.
Były wiceminister obrony narodowej w rządzie AWS podkreślił, iż „głównym walorem naszej strategii powinna być tak przygotowana obrona, aby odstraszyć agresora i wojny nie trzeba było prowadzić”. Konieczne do tego jest ustalenie potencjalnych zagrożeń.
- Ciągle mam nadzieję, że koncepcja obrony terytorialnej, która ma być przedstawiona, nie będzie odwzorowaniem tego, co jest za granicą. Musimy stworzyć siły terytorialne odpowiednie do naszych warunków i zagrożeń - mówił. Dla mnie koncepcja OT jako siły wspierającej, to pomysł tworzenia "gorszej armii". Jeśli te jednostki miałby działać jak wojska operacyjne nie będąc nimi, to w starciu z przeciwnikiem będą skazane na przegraną. Jakie szanse będzie miał nasz stary czołg w starciu z nowoczesnym sprzętem pancernym agresora? Na taką OT szkoda pieniędzy i ludzkiego wysiłku - przekonywał.
Szeremietiew mówił także o ewentualnych zagrożeniach w Polsce oraz w Europie.
- Bardziej obawiam się ataku sił specjalnych i jednostek lądowych, na przykład na terytorium Estonii, niźli uderzeń rakietowych na Polskę. Ta pierwsza sytuacja może bowiem zaskoczyć NATO wykazując słabość Sojuszu, objaw dla nas groźny i ośmielający agresora do dalszych działań - stwierdził.
„Gazeta Wyborcza”