Blair dobrze wie, że renesans gospodarki brytyjskiej w latach 80. jest zasługą Margaret Thatcher, a nie laburzystów
Znane nie od dziś porzekadło charakteryzujące stan umysłów rozmaitych besserwisserów brzmi: "Jeśli fakty są przeciwko nam, tym gorzej dla faktów!". Oznacza to, że w starciu z określonym systemem apriorycznych poglądów realia i stan wiedzy się nie liczą. Tacy faceci uważają, że można faktom zaprzeczać, przemilczać je, a w ostateczności użyć argumentu w stylu: "Ale u was biją Murzynów!".
Oczywiście pół biedy, gdy zjawisko ogranicza się do niegroźnej i marginesowej kołtunerii. Gorzej, gdy ludzie prezentujący stan umysłów daleki od obiektywnego stanu wiedzy usiłują kształtować opinię publiczną, a jeszcze gorzej, gdy dysponują władzą, gdy chcą wcielać w życie pomysły sprzeczne z realiami, utopijne, a nawet przez historię negatywnie zweryfikowane.
Świeżym kwiatkiem z tej łączki jest intensyfikacja ataków na liberalizm gospodarczy właśnie wtedy, gdy ujawnia się w całej pełni przewaga kwitnącej gospodarki USA nad brnącymi w coraz większe długi i bezrobocie opiekuńczymi państwami Europy Zachodniej. Pisałem już w innym miejscu, że w ciągu ostatnich 20 lat w USA powstało 30 mln nowych miejsc pracy, redukując bezrobocie do praktycznego minimum (4 proc.). W tym samym czasie w Europie Zachodniej nowe miejsca pracy powstały jedynie dla połowy przyrostu zasobów siły roboczej, a bezrobocie nie może zejść poniżej 10 proc. Wtedy gdy w USA deficyt budżetowy przekształcił się w nadwyżkę, umożliwiając realizację wielu przedsięwzięć państwowych, w tym socjalnych, u nas potęguje się atak na ustrój, na politykę gospodarczą, która zapewniła ten sukces. Zarzuca się temu wrednemu liberalizmowi wszystko: odczłowieczenie stosunków międzyludzkich, zbyt długi czas pracy i zbytnią jej intensywność, pustkę kulturalną, pekuniaryzację życia, niski poziom oświaty, brak opieki zdrowotnej, zły los ludzi starych itd. Zupełnie, jakbyśmy czytali komunistyczną agitkę z lat pięćdziesiątych!
Wspólnym źródłem tej nie przebierającej w chwytach i kłamstwach nagonki jest, rzecz jasna, zaczadzenie Europy marksizmem, a zwłaszcza rujnującą gospodarkę ideologią egalitaryzmu, rzekomej sprawiedliwości społecznej. Zastanawia, jak wiele osób na świecznikach ciągle nie chce przyjąć do wiadomości oczywistego faktu, że źródłem sukcesów, także społecznych, gospodarki amerykańskiej jest społeczna akceptacja nierówności materialnej, pozwalająca na indywidualny sukces, na wysunięcie się przed szereg. Nasi rzecznicy sprawiedliwości społecznej ciągle nie mogą zrozumieć, że zwalczając nierówność materialną, uniemożliwiają osiągnięcie sukcesu w walce z nędzą.
Na szczęście nadchodzą z Europy Zachodniej sygnały świadczące o otrzeźwieniu socjaldemokratów. Manifest Blaira i Schrödera to nic innego, jak deklaracja powrotu do normalnej, społecznej gospodarki rynkowej (kiedy nasi politycy zrozumieją, że nie ma ona nic wspólnego z socjalistyczną!?). Blair dobrze wie, że renesans gospodarki brytyjskiej w latach 80. jest zasługą Margaret Thatcher, a nie laburzystów. Tak samo dobrze wie Schröder, że sukces zachodnich Niemiec po II wojnie światowej to sukces gospodarki rynkowej bez sektora państwowego, a nie socjalistów zauroczonych fikcyjnymi sukcesami ZSRR i NRD.
W Polsce, niestety, stan umysłów wielu osób zarówno z prawej, jak i lewej strony sceny politycznej jest niezgodny ze stanem wiedzy o gospodarce, a Balcerowicz nazywany jest gangsterem finansowym. Okazało się, że epitetu takiego można u nas bezkarnie używać nawet na salonach. Pod hasłem sprawiedliwości społecznej ciągle lansowane są żądania państwowej gestii i różnych form ingerencji, choć wiadomo nie od dziś, że państwo jest złym dyrektorem, powodującym i tolerującym straty.
Czyżbyśmy naprawdę nie mogli szybciej nadrobić dystansu intelektualnego dzielącego nas od czołówki w sprawach ekonomii i polityki gospodarczej? Czy fakty naprawdę w Polsce się nie liczą?
Oczywiście pół biedy, gdy zjawisko ogranicza się do niegroźnej i marginesowej kołtunerii. Gorzej, gdy ludzie prezentujący stan umysłów daleki od obiektywnego stanu wiedzy usiłują kształtować opinię publiczną, a jeszcze gorzej, gdy dysponują władzą, gdy chcą wcielać w życie pomysły sprzeczne z realiami, utopijne, a nawet przez historię negatywnie zweryfikowane.
Świeżym kwiatkiem z tej łączki jest intensyfikacja ataków na liberalizm gospodarczy właśnie wtedy, gdy ujawnia się w całej pełni przewaga kwitnącej gospodarki USA nad brnącymi w coraz większe długi i bezrobocie opiekuńczymi państwami Europy Zachodniej. Pisałem już w innym miejscu, że w ciągu ostatnich 20 lat w USA powstało 30 mln nowych miejsc pracy, redukując bezrobocie do praktycznego minimum (4 proc.). W tym samym czasie w Europie Zachodniej nowe miejsca pracy powstały jedynie dla połowy przyrostu zasobów siły roboczej, a bezrobocie nie może zejść poniżej 10 proc. Wtedy gdy w USA deficyt budżetowy przekształcił się w nadwyżkę, umożliwiając realizację wielu przedsięwzięć państwowych, w tym socjalnych, u nas potęguje się atak na ustrój, na politykę gospodarczą, która zapewniła ten sukces. Zarzuca się temu wrednemu liberalizmowi wszystko: odczłowieczenie stosunków międzyludzkich, zbyt długi czas pracy i zbytnią jej intensywność, pustkę kulturalną, pekuniaryzację życia, niski poziom oświaty, brak opieki zdrowotnej, zły los ludzi starych itd. Zupełnie, jakbyśmy czytali komunistyczną agitkę z lat pięćdziesiątych!
Wspólnym źródłem tej nie przebierającej w chwytach i kłamstwach nagonki jest, rzecz jasna, zaczadzenie Europy marksizmem, a zwłaszcza rujnującą gospodarkę ideologią egalitaryzmu, rzekomej sprawiedliwości społecznej. Zastanawia, jak wiele osób na świecznikach ciągle nie chce przyjąć do wiadomości oczywistego faktu, że źródłem sukcesów, także społecznych, gospodarki amerykańskiej jest społeczna akceptacja nierówności materialnej, pozwalająca na indywidualny sukces, na wysunięcie się przed szereg. Nasi rzecznicy sprawiedliwości społecznej ciągle nie mogą zrozumieć, że zwalczając nierówność materialną, uniemożliwiają osiągnięcie sukcesu w walce z nędzą.
Na szczęście nadchodzą z Europy Zachodniej sygnały świadczące o otrzeźwieniu socjaldemokratów. Manifest Blaira i Schrödera to nic innego, jak deklaracja powrotu do normalnej, społecznej gospodarki rynkowej (kiedy nasi politycy zrozumieją, że nie ma ona nic wspólnego z socjalistyczną!?). Blair dobrze wie, że renesans gospodarki brytyjskiej w latach 80. jest zasługą Margaret Thatcher, a nie laburzystów. Tak samo dobrze wie Schröder, że sukces zachodnich Niemiec po II wojnie światowej to sukces gospodarki rynkowej bez sektora państwowego, a nie socjalistów zauroczonych fikcyjnymi sukcesami ZSRR i NRD.
W Polsce, niestety, stan umysłów wielu osób zarówno z prawej, jak i lewej strony sceny politycznej jest niezgodny ze stanem wiedzy o gospodarce, a Balcerowicz nazywany jest gangsterem finansowym. Okazało się, że epitetu takiego można u nas bezkarnie używać nawet na salonach. Pod hasłem sprawiedliwości społecznej ciągle lansowane są żądania państwowej gestii i różnych form ingerencji, choć wiadomo nie od dziś, że państwo jest złym dyrektorem, powodującym i tolerującym straty.
Czyżbyśmy naprawdę nie mogli szybciej nadrobić dystansu intelektualnego dzielącego nas od czołówki w sprawach ekonomii i polityki gospodarczej? Czy fakty naprawdę w Polsce się nie liczą?
Więcej możesz przeczytać w 35/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.