Tylko konkurencja i rozwój małych poradni zapewni chorym lepszą opiekę
Reforma służby zdrowia miała ułatwić pacjentom dostęp do lekarza, stało się jednak inaczej. Najtrudniej jest dostać się do lekarza specjalisty - na wizytę trzeba czekać tygodniami. Zdarza się też, że lekarz rodzinny odmawia wydania skierowania, próbuje bez prześwietlenia zlikwidować obrzęk kostki i nie zauważa pęknięcia kości albo leczy zapalenie spojówek, gdy pacjent ma jaskrę.
Na jaskrę choruje w Polsce, przeważnie o tym nie wiedząc, ok. 700 tys. osób. Leczy się tylko 64 tys. Specjalny rządowy program (realizowany od 1998 r.) miał usprawnić wczesną diagnostykę jaskry i zwiększyć efektywność jej leczenia. Zakładał też utworzenie 25 nowocześnie wyposażonych poradni. Tymczasem nie tylko nie powstają nowe, ale ogranicza się pracę istniejących, a niektórym grozi likwidacja. Pacjenci błąkają się, nie wiedząc, gdzie znaleźć pomoc. W warszawskiej poradni przy ul. Grzybowskiej chorzy przyjmowani są tylko przez dwie godziny, a w pracującej w pełnym wymiarze poradni przy ul. Fieldorfa liczba pacjentów wzrosła w tym roku prawie dwukrotnie. Jedynie osoby z ostrymi stanami chorobowymi przyjmowane są tam od razu, natomiast na badania pola widzenia czeka się trzy miesiące. W Szpitalu Bielańskim czas oczekiwania wynosi cztery miesiące, nieco krótszy jest w Klinice Okulistycznej Akademii Medycznej we Wrocławiu - ok. 60 dni. Podobnie jest w innych miastach. W szpitalu wojewódzkim w Szczecinie już w czerwcu wykorzystano 70 proc. rocznego limitu przyjęć, a co będzie jesienią, nie wiadomo.
Kasy chorych przeważnie podpisały z przychodniami jaskrowymi umowy na porady, a nie na zabiegi, co powoduje, że pacjenci zarówno na leczenie laserem, jak i specjalistyczne badania muszą każdorazowo przynosić skierowanie od lekarza rodzinnego, nawet osoby leczone na tę chorobę od kilku czy kilkunastu lat. Zdaniem dr. Marka ĺwirki z poradni jaskrowej przy Klinice Okulistycznej Akademii Medycznej we Wrocławiu, największym problemem dla pacjentów z Dolnego Śląska jest niechęć lekarzy rodzinnych do wydawania skierowań na specjalistyczne leczenie. W najlepszym razie wysyłają oni chorych do najbliższego okulisty, który też nie zawsze leczy prawidłowo.
Podobnie jest w poradniach endokrynologicznych. Z powodu trudności z uzyskaniem skierowania zmniejszyła się w nich liczba pacjentów, a część zdecydowała się na leczenie prywatne. Dr Elżbieta Skowrońska-Joźwiak, zastępca kierownika Regionalnego Ośrodka Osteoporozy przy Szpitalu Klinicznym nr 3 w Łodzi, twierdzi, że chory przeważnie otrzymuje tylko skierowania na konsultację, a nie na leczenie, co jest powodem dodatkowych wizyt u lekarza, który powinien wydać też skierowanie na badania.
Chorobą społeczną można już w Polsce nazwać reumatyzm, gdyż choruje nań pięć milionów osób, z czego dwa miliony to inwalidzi. Dotychczas mogli oni uzyskać pomoc w 400 przychodniach. Teraz tak naprawdę nie wiadomo, ile ich jeszcze działa i w jakim zakresie. Na warszawskim Mokotowie liczba lekarzy zmniejszyła się o połowę. Przestała istnieć stołeczna poradnia reumatologiczna przy ul. Spartańskiej, zatrudniająca pięciu lekarzy, ograniczono też przyjęcia przy ul. Dąbrowskiego. Poradnia konsultacyjna Instytutu Reumatologii dosłownie pęka w szwach. Najbliższy termin wizyty wyznaczano "za półtora miesiąca". Kierowniczka poradni, dr Maria Rel-Bakalarska, uważa, że sytuację poprawiłoby zatrudnienie choćby kilku dodatkowych lekarzy. Inaczej jest w Żyrardowie. Tu pacjenci do reumatologa przyjmowani są w dniu zgłoszenia, jedynym utrudnieniem jest brak telefonu.
Duże trudności mają pacjenci w poradniach rehabilitacyjnych. W Zielonej Górze przestano przeprowadzać zabiegi w ośrodku znajdującym się w budynku liceum lotniczego. Spółka Medir może przyjąć miesięcznie tylko do czterdziestu ubezpieczonych pacjentów (prywatnie 1000 osób), a najbliższy termin zapisu to "za półtora miesiąca". Większy limit (ok. 400 osób miesięcznie) otrzymał zakład przy ul. Słowackiej w tym samym mieście, choć i tam na skomplikowane zabiegi trzeba czekać dwa, trzy tygodnie. Jeszcze gorzej jest w ZOZ nr 2 przy ul. Jagiellońskiej w Gdańsku (najbliższy termin: "za dwa miesiące"). Natomiast w szpitalu specjalistycznym na Zaspie od dnia zapisu do przeprowadzenia zabiegów mija tylko dziesięć dni. W poradni rehabilitacyjnej przy spółdzielni Bałtyk w tym mieście bezpłatnie leczą się tylko pracownicy, bo kasa chorych nie podpisała z nią umowy. W Wojewódzkiej Poradni Reumatologiczno-Rehabilitacyjnej w Bydgoszczy leczeniu ultradźwiękami, jonoferezą i kilku innym prostym zabiegom wszyscy pacjenci poddawani są w dniu zgłoszenia się do lekarza. Natomiast na bardziej skomplikowane, na przykład leczenie laserem czy krioterapię, trzeba czekać półtora miesiąca.
Aurelia Ostrowska, naczelnik wydziału specjalistyki Mazowieckiej Kasy Chorych, przyznaje, że siedem miesięcy reformy nie ułatwiło dostępu do lekarza, co było jednym z jej założeń. Najgorzej jest w największych poradniach, gdzie przyjęto zbyt wielu pacjentów i na wizytę u specjalisty trzeba czekać kilka tygodni (na poradę u gastrologa na ul. Czumy nawet trzy miesiące). Jej zdaniem, taka sytuacja jest niedopuszczalna. Z poradniami, które nie mogą zapewnić ciągłości leczenia lub proponują odległe terminy, nie będą podpisywane kontrakty albo zostanie tam ograniczona liczba przyjęć. We wszystkich przychodniach muszą być też wywieszone informacje o dostępnych dla pacjentów badaniach, a także adresy placówek przyjmujących za darmo w ramach ubezpieczenia zdrowotnego.
Zęby szybko i skutecznie można leczyć tylko prywatnie. Stomatolodzy, którzy podpisali kontrakty z kasami chorych, otrzymali limity punktów. Jedni przyjmują w ramach ubezpieczenia jedynie pół miesiąca, inni rejestrują nowych pacjentów dopiero po wyleczeniu już przyjętych. W poradni stomatologicznej przy ul. Mickiewicza w Jaśle nie ma zapisów - każdy musi swoje odstać w kolejce. Nawet czekanie od piątej rano nie gwarantuje otrzymania numerka, ponieważ tylko jeden z dziewięciu stomatologów jest pracownikiem pełnoetatowym, a pozostałym zmniejszono godziny przyjęć do trzech czwartych etatu.
Według informacji podanych przez Lilianę Leniart, Podkarpacka Kasa Chorych podpisała kontrakty na świadczenia specjalistyczne na podstawie danych statystycznych, jakość usług medycznych nie powinna się więc pogarszać. Niestety, pacjenci w tym rejonie mają często trudności z uzyskaniem skierowania do specjalisty, dłużej też czeka się na wizytę u lekarzy popularnych specjalizacji. Otwarcie gabinetów prywatnych utrudnia konieczność rezygnacji z pracy w ZOZ czy szpitalu. Podkarpacka kasa podpisała 61 kontraktów na usługi stomatologiczne z publicznymi zakładami i ponad 100 z prywatnymi, co pozwoliło na zmniejszenie liczby pacjentów z 5 tys. do 3,5 tys. osób na etat stomatologiczny. Liczba prywatnych gabinetów, gdzie można leczyć zęby w ramach ubezpieczenia, będzie zwiększana.
Najlepiej jest w poradniach dziecięcych. Wizyta u pediatry może się odbyć zawsze w tym samym dniu, ale kłopoty zaczynają się wtedy, gdy dziecko musi być leczone w specjalistycznych ośrodkach. Konieczne są wówczas wizyty w miastach wojewódzkich i zdobywanie poświadczeń w kasach chorych. Ośrodek rehabilitacji w stołecznym szpitalu Omega w Aninie może przyjąć 40 małych pacjentów miesięcznie, tymczasem kasa zakontraktowała tylko 15 łóżek. W wypadku chorych przyjętych ponad limit kasa zwraca jedynie 40 proc. kosztów ich pobytu. Ostatnio nawet tak mały limit nie jest wykorzystywany, ponieważ lekarze pierwszego kontaktu nie chcą wydawać skierowań z obawy przed obciążeniem ich kosztami leczenia. We wrześniu z powodu braku pacjentów oddział w Aninie będzie zamknięty.
Wiele osób narzeka na usługi lekarzy rodzinnych. W Brzegu chorej z porażonym barkiem, której wcześniej usunięto nerkę oraz guzy w płucach i klatce piersiowej, lekarz odmówił skierowania na rehabilitację, uznając, że będzie to dla niego zbyt kosztowne. Absurdem są też odległe terminy przyjęć u lekarzy rodzinnych. W przychodni przy ul. Emilii Plater w Warszawie na wizytę trzeba czekać dwa tygodnie. - W małych poradniach jest inaczej. Tam chorzy przyjmowani są od razu, a wizyty odbywają się w lepszej atmosferze, bo lekarz zna każdego pacjenta i historię choroby. Pozytywnym przykładem jest działająca samodzielnie od dwóch lat placówka przy ul. Samsonowskiej w gminie Ursynów. Niestety, podobnych zakładów mamy w Warszawie tylko 20, natomiast potrzeba co najmniej 200. Na ostatnie nasze ogłoszenia w prasie, że zawieramy kontrakty rodzinne, otrzymaliśmy tylko 13 odpowiedzi. Lekarze boją się pracy na własny rachunek, a tylko konkurencja pozwoli zapewnić chorym lepszą opiekę - wyjaśnia Adam Pacewicz, naczelnik wydziału podstawowej opieki zdrowotnej Mazowieckiej Kasy Chorych. Od przyszłego roku dostęp do lekarzy powinien być coraz łatwiejszy, ponieważ w grudniu kasy chorych podpiszą nowe kontrakty z przychodniami, a także większą liczbą małych niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej. We wszystkich poradniach muszą też zostać wywieszone informacje o świadczeniach przysługujących chorym, a także adresy placówek przyjmujących w ramach ubezpieczenia. Ułatwi to chorym zmianę lekarza i wybór poradni zapewniającej leczenie bez kolejek.
Jak wyjaśnia Andrzej Ryś, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej, wszyscy dopiero się uczymy reformy służby zdrowia i popełniamy błędy, przeważnie wynikające z nieznajomości jej zasad. Lekarze rodzinni ograniczali liczbę skierowań, bo nie wiedzieli, za co będą płacić. Kasy chorych zakontraktowały zbyt mało usług, kierownicy przychodni przyjmowali więcej pacjentów, niż mogli, a pacjenci nie korzystali z prawa wyboru i mimo kolejek zostawali w dotychczasowych poradniach. Zdaniem Rysia, pozytywne efekty reformy będą odczuwalne za dwa, trzy lata, ale już w przyszłym roku dostęp do lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej i specjalistów powinien być łatwiejszy.
Na jaskrę choruje w Polsce, przeważnie o tym nie wiedząc, ok. 700 tys. osób. Leczy się tylko 64 tys. Specjalny rządowy program (realizowany od 1998 r.) miał usprawnić wczesną diagnostykę jaskry i zwiększyć efektywność jej leczenia. Zakładał też utworzenie 25 nowocześnie wyposażonych poradni. Tymczasem nie tylko nie powstają nowe, ale ogranicza się pracę istniejących, a niektórym grozi likwidacja. Pacjenci błąkają się, nie wiedząc, gdzie znaleźć pomoc. W warszawskiej poradni przy ul. Grzybowskiej chorzy przyjmowani są tylko przez dwie godziny, a w pracującej w pełnym wymiarze poradni przy ul. Fieldorfa liczba pacjentów wzrosła w tym roku prawie dwukrotnie. Jedynie osoby z ostrymi stanami chorobowymi przyjmowane są tam od razu, natomiast na badania pola widzenia czeka się trzy miesiące. W Szpitalu Bielańskim czas oczekiwania wynosi cztery miesiące, nieco krótszy jest w Klinice Okulistycznej Akademii Medycznej we Wrocławiu - ok. 60 dni. Podobnie jest w innych miastach. W szpitalu wojewódzkim w Szczecinie już w czerwcu wykorzystano 70 proc. rocznego limitu przyjęć, a co będzie jesienią, nie wiadomo.
Kasy chorych przeważnie podpisały z przychodniami jaskrowymi umowy na porady, a nie na zabiegi, co powoduje, że pacjenci zarówno na leczenie laserem, jak i specjalistyczne badania muszą każdorazowo przynosić skierowanie od lekarza rodzinnego, nawet osoby leczone na tę chorobę od kilku czy kilkunastu lat. Zdaniem dr. Marka ĺwirki z poradni jaskrowej przy Klinice Okulistycznej Akademii Medycznej we Wrocławiu, największym problemem dla pacjentów z Dolnego Śląska jest niechęć lekarzy rodzinnych do wydawania skierowań na specjalistyczne leczenie. W najlepszym razie wysyłają oni chorych do najbliższego okulisty, który też nie zawsze leczy prawidłowo.
Podobnie jest w poradniach endokrynologicznych. Z powodu trudności z uzyskaniem skierowania zmniejszyła się w nich liczba pacjentów, a część zdecydowała się na leczenie prywatne. Dr Elżbieta Skowrońska-Joźwiak, zastępca kierownika Regionalnego Ośrodka Osteoporozy przy Szpitalu Klinicznym nr 3 w Łodzi, twierdzi, że chory przeważnie otrzymuje tylko skierowania na konsultację, a nie na leczenie, co jest powodem dodatkowych wizyt u lekarza, który powinien wydać też skierowanie na badania.
Chorobą społeczną można już w Polsce nazwać reumatyzm, gdyż choruje nań pięć milionów osób, z czego dwa miliony to inwalidzi. Dotychczas mogli oni uzyskać pomoc w 400 przychodniach. Teraz tak naprawdę nie wiadomo, ile ich jeszcze działa i w jakim zakresie. Na warszawskim Mokotowie liczba lekarzy zmniejszyła się o połowę. Przestała istnieć stołeczna poradnia reumatologiczna przy ul. Spartańskiej, zatrudniająca pięciu lekarzy, ograniczono też przyjęcia przy ul. Dąbrowskiego. Poradnia konsultacyjna Instytutu Reumatologii dosłownie pęka w szwach. Najbliższy termin wizyty wyznaczano "za półtora miesiąca". Kierowniczka poradni, dr Maria Rel-Bakalarska, uważa, że sytuację poprawiłoby zatrudnienie choćby kilku dodatkowych lekarzy. Inaczej jest w Żyrardowie. Tu pacjenci do reumatologa przyjmowani są w dniu zgłoszenia, jedynym utrudnieniem jest brak telefonu.
Duże trudności mają pacjenci w poradniach rehabilitacyjnych. W Zielonej Górze przestano przeprowadzać zabiegi w ośrodku znajdującym się w budynku liceum lotniczego. Spółka Medir może przyjąć miesięcznie tylko do czterdziestu ubezpieczonych pacjentów (prywatnie 1000 osób), a najbliższy termin zapisu to "za półtora miesiąca". Większy limit (ok. 400 osób miesięcznie) otrzymał zakład przy ul. Słowackiej w tym samym mieście, choć i tam na skomplikowane zabiegi trzeba czekać dwa, trzy tygodnie. Jeszcze gorzej jest w ZOZ nr 2 przy ul. Jagiellońskiej w Gdańsku (najbliższy termin: "za dwa miesiące"). Natomiast w szpitalu specjalistycznym na Zaspie od dnia zapisu do przeprowadzenia zabiegów mija tylko dziesięć dni. W poradni rehabilitacyjnej przy spółdzielni Bałtyk w tym mieście bezpłatnie leczą się tylko pracownicy, bo kasa chorych nie podpisała z nią umowy. W Wojewódzkiej Poradni Reumatologiczno-Rehabilitacyjnej w Bydgoszczy leczeniu ultradźwiękami, jonoferezą i kilku innym prostym zabiegom wszyscy pacjenci poddawani są w dniu zgłoszenia się do lekarza. Natomiast na bardziej skomplikowane, na przykład leczenie laserem czy krioterapię, trzeba czekać półtora miesiąca.
Aurelia Ostrowska, naczelnik wydziału specjalistyki Mazowieckiej Kasy Chorych, przyznaje, że siedem miesięcy reformy nie ułatwiło dostępu do lekarza, co było jednym z jej założeń. Najgorzej jest w największych poradniach, gdzie przyjęto zbyt wielu pacjentów i na wizytę u specjalisty trzeba czekać kilka tygodni (na poradę u gastrologa na ul. Czumy nawet trzy miesiące). Jej zdaniem, taka sytuacja jest niedopuszczalna. Z poradniami, które nie mogą zapewnić ciągłości leczenia lub proponują odległe terminy, nie będą podpisywane kontrakty albo zostanie tam ograniczona liczba przyjęć. We wszystkich przychodniach muszą być też wywieszone informacje o dostępnych dla pacjentów badaniach, a także adresy placówek przyjmujących za darmo w ramach ubezpieczenia zdrowotnego.
Zęby szybko i skutecznie można leczyć tylko prywatnie. Stomatolodzy, którzy podpisali kontrakty z kasami chorych, otrzymali limity punktów. Jedni przyjmują w ramach ubezpieczenia jedynie pół miesiąca, inni rejestrują nowych pacjentów dopiero po wyleczeniu już przyjętych. W poradni stomatologicznej przy ul. Mickiewicza w Jaśle nie ma zapisów - każdy musi swoje odstać w kolejce. Nawet czekanie od piątej rano nie gwarantuje otrzymania numerka, ponieważ tylko jeden z dziewięciu stomatologów jest pracownikiem pełnoetatowym, a pozostałym zmniejszono godziny przyjęć do trzech czwartych etatu.
Według informacji podanych przez Lilianę Leniart, Podkarpacka Kasa Chorych podpisała kontrakty na świadczenia specjalistyczne na podstawie danych statystycznych, jakość usług medycznych nie powinna się więc pogarszać. Niestety, pacjenci w tym rejonie mają często trudności z uzyskaniem skierowania do specjalisty, dłużej też czeka się na wizytę u lekarzy popularnych specjalizacji. Otwarcie gabinetów prywatnych utrudnia konieczność rezygnacji z pracy w ZOZ czy szpitalu. Podkarpacka kasa podpisała 61 kontraktów na usługi stomatologiczne z publicznymi zakładami i ponad 100 z prywatnymi, co pozwoliło na zmniejszenie liczby pacjentów z 5 tys. do 3,5 tys. osób na etat stomatologiczny. Liczba prywatnych gabinetów, gdzie można leczyć zęby w ramach ubezpieczenia, będzie zwiększana.
Najlepiej jest w poradniach dziecięcych. Wizyta u pediatry może się odbyć zawsze w tym samym dniu, ale kłopoty zaczynają się wtedy, gdy dziecko musi być leczone w specjalistycznych ośrodkach. Konieczne są wówczas wizyty w miastach wojewódzkich i zdobywanie poświadczeń w kasach chorych. Ośrodek rehabilitacji w stołecznym szpitalu Omega w Aninie może przyjąć 40 małych pacjentów miesięcznie, tymczasem kasa zakontraktowała tylko 15 łóżek. W wypadku chorych przyjętych ponad limit kasa zwraca jedynie 40 proc. kosztów ich pobytu. Ostatnio nawet tak mały limit nie jest wykorzystywany, ponieważ lekarze pierwszego kontaktu nie chcą wydawać skierowań z obawy przed obciążeniem ich kosztami leczenia. We wrześniu z powodu braku pacjentów oddział w Aninie będzie zamknięty.
Wiele osób narzeka na usługi lekarzy rodzinnych. W Brzegu chorej z porażonym barkiem, której wcześniej usunięto nerkę oraz guzy w płucach i klatce piersiowej, lekarz odmówił skierowania na rehabilitację, uznając, że będzie to dla niego zbyt kosztowne. Absurdem są też odległe terminy przyjęć u lekarzy rodzinnych. W przychodni przy ul. Emilii Plater w Warszawie na wizytę trzeba czekać dwa tygodnie. - W małych poradniach jest inaczej. Tam chorzy przyjmowani są od razu, a wizyty odbywają się w lepszej atmosferze, bo lekarz zna każdego pacjenta i historię choroby. Pozytywnym przykładem jest działająca samodzielnie od dwóch lat placówka przy ul. Samsonowskiej w gminie Ursynów. Niestety, podobnych zakładów mamy w Warszawie tylko 20, natomiast potrzeba co najmniej 200. Na ostatnie nasze ogłoszenia w prasie, że zawieramy kontrakty rodzinne, otrzymaliśmy tylko 13 odpowiedzi. Lekarze boją się pracy na własny rachunek, a tylko konkurencja pozwoli zapewnić chorym lepszą opiekę - wyjaśnia Adam Pacewicz, naczelnik wydziału podstawowej opieki zdrowotnej Mazowieckiej Kasy Chorych. Od przyszłego roku dostęp do lekarzy powinien być coraz łatwiejszy, ponieważ w grudniu kasy chorych podpiszą nowe kontrakty z przychodniami, a także większą liczbą małych niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej. We wszystkich poradniach muszą też zostać wywieszone informacje o świadczeniach przysługujących chorym, a także adresy placówek przyjmujących w ramach ubezpieczenia. Ułatwi to chorym zmianę lekarza i wybór poradni zapewniającej leczenie bez kolejek.
Jak wyjaśnia Andrzej Ryś, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej, wszyscy dopiero się uczymy reformy służby zdrowia i popełniamy błędy, przeważnie wynikające z nieznajomości jej zasad. Lekarze rodzinni ograniczali liczbę skierowań, bo nie wiedzieli, za co będą płacić. Kasy chorych zakontraktowały zbyt mało usług, kierownicy przychodni przyjmowali więcej pacjentów, niż mogli, a pacjenci nie korzystali z prawa wyboru i mimo kolejek zostawali w dotychczasowych poradniach. Zdaniem Rysia, pozytywne efekty reformy będą odczuwalne za dwa, trzy lata, ale już w przyszłym roku dostęp do lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej i specjalistów powinien być łatwiejszy.
Więcej możesz przeczytać w 36/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.