Na transparentach widniały m.in. takie hasła jak: "Francja moją ojczyzną, zasłona moim życiem". Swoje związki z Francją manifestujący muzułmanie podkreślali również nadawaniem przez głośniki Marsylianki, widać też było manifestanta w czapce frygijskiej - symbolu Republiki Francuskiej.
Manifestujący wznosili okrzyki pod adresem prezydenta Jacquesa Chiraca, który zdecydował się na wprowadzenie oficjalnego zakazu obecności w szkołach publicznych "ostentacyjnych" symboli jak chusty islamskie, żydowskie mycki czy "duże krzyże" chrześcijańskie. Protestujący, którzy nieśli transparenty z napisem "Świecki fundamentalizm jest zagrożeniem Republiki" twierdzą, że kobiety powinny mieć prawo wyboru, czy nosić chusty.
W innych miastach francuskich, gdzie żyją duże skupiska muzułmanów - w Lille i Marsylii, w manifestacjach wzięło udział, odpowiednio 2400 i 1800 osób.
Francuski minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy zapowiedział w piątek, że protesty nie będą miały wpływu na debatę nad planowanym zakazem.
Od Londynu poprzez Stambuł, Ankarę, Bejrut, Gazę i Nablus aż po Bagdad odbywały się w sobotę manifestacje solidarności z muzułmanami francuskimi. W Londynie przed ambasadą francuska demonstrowało 2.400 osób pod hasłem "Jeśli to ma być demokracja, mówimy: Non, merci". Protestujący skandowali też "Powstrzymać rasistowską wojnę Chiraca" i "Chusty naszym prawem. Chusta nasza wolnością" Równocześnie w rejonie ambasady miał miejsce około 30-osobowy kontrprotest.
Zdaniem szef brytyjskiego MSZ Mike'a O'Briena, rząd W. Brytanii popiera prawa wszystkich ludzi do widocznego posługiwania się symbolami religijnymi. "Każde państwa mają prawo do swoich decyzji, a my w Wielkiej Brytanii czujemy się dobrze, mając swobodę okazywania swojej religii, widoczną w noszeniu chust, krzyży czy mycek - stwierdził O'Brien w oświadczeniu. - Integracja nie musi być tożsama z asymilacją".
W Berlinie w proteście przeciwko francuskim planom manifestowało, według różnych ocen, 1000 bądź 500 osób.
W Brukseli liczne manifestantki trzymały tabliczki z napisami "Matka Boska - w chuście, Matka Teresa - w zasłonie, siostra Emmanuelle - w zasłonie, a ja?" [siostra Emmanuelle to ogromnie popularna we Francji zakonnica] lub "Moja chusta to moja sprawa".
Największa z manifestacji solidarnościowych na Bliskim Wschodzie miała miejsce w stolicy Libanu. W Bejrucie przed francuską ambasadą przemaszerowało około 2.500 osób. Młode sunnitki w zasłonach protestowały pod osłoną mężczyzn z 17 sunnickich formacji.
Tysiące kobiet palestyńskich, skandując "A gdzie demokracja?", demonstrowało w Gazie i Rafah. W Nablusie skandowały: Nie zdejmiemy naszych hidżabów [hidżab to nazwa chusty - red.] i "W wolnym kraju zabijają wolność".
W Ammanie około setki jordańskich kobiet wraz z posłanką islamską Hayat al-Massimi wzięło udział w proteście przed ambasadą francuską. "Hidżab respektuje prawa kobiety i jej wolność", "Hidżab naszą tożsamością" - głosiły hasła trzymane przez kobiety. Decyzja francuska jest odpowiednikiem żądań syjonistycznych i wpisuje się w ramy amerykańskiej kampanii przeciwko muzułmanom, w której hidżab traktowany jest jak symbol terroryzmu - powiedziała agencji AFP pani Massimi.
W Iraku, islamskie ugrupowanie rozpowszechniało w meczetach list otwarty do prezydenta Chiraca, wzywający rząd francuski do zmiany planów. Demonstracja przed bagdadzkim uniwersytetem al-Mustansirija przyciągnęła koło setki studentów i studentek.
Do protestów solidarnościowych z francuskimi muzułmanami ma dojść również w USA i Kanadzie.
Rząd francuski, w obawie przed narastaniem islamskiego fundamentalizmu, chce wprowadzić od nowego roku szkolnego zakaz wszelkich religijnych symboli w szkołach publicznych - chust islamskich, mycek żydowskich i dużych krzyży chrześcijańskich.
W opinii wielu przywódców muzułmańskich, nowe prawo dotknie około 5 milionów muzułmanów francuskich, którzy stanowią 8 procent populacji Francji.
em, pap