Ministerstwo Obrony zastosowało wobec GROM zasadę "urawniłowki", utrzymując płace dla służących w niej żołnierzy na poziomie wywołującym wśród nich uzasadnioną frustrację. Efekt jest taki, że kilkanaście miesięcy temu z jednostki odeszła grupa specjalistów, którzy woleli poszukać sobie lepiej płatnej pracy w prywatnym biznesie. Płk Roman Polko, pierwszy dowódca GROM nie wywodzący się z tej jednostki (służył wcześniej w 6 Brygadzie Desantowo-Szturmowej i ukończył elitarny kurs amerykańskich rangersów), miał właśnie zagwarantować harmonijną integrację pododdziału specjalnego ze strukturami naszej armii. Jednak było to zadanie ponad siły najlepszego nawet oficera WP, bowiem decyzje o kluczowym znaczeniu dla nastrojów i sytuacji bytowej żołnierzy GROM nie zależały od jej dowódcy. Nic dziwnego, że nie mogąc dogadać się ze swymi zwierzchnikami płk Polko nie chciał zwodzić swych podwładnych mirażem lepszej przyszłości i wolał odejść do rezerwy. Tak zakończyła się błyskotliwa kariera jednego z najbardziej obiecujących dowódców w Wojsku Polskim (Roman Polko stopień pułkownika otrzymał jako najmłodszy oficer naszych sił zbrojnych). Nic nie wskazuje na to, żeby następcę płk. Polko - według nieoficjalnych źródeł ma nim być płk Tadeusz Sapieżyński, dotychczas szef operacji specjalnych Sztabu Generalnego WP, a wcześniej dowódca polsko-nordyckiej brygady w SFOR w Bośni - czekały same splendory i spijanie śmietanki z tytułu dowodzenia elitarną jednostką.
Jarosław Jakimczyk