Bremer i przywódcy Rady Zarządzającej - jej obecny szef Adnan Paczaczi, Abdel Aziz al-Hakim, przywódca szyicki, który w grudniu sprawował rotacyjne przywództwo Rady Zarządzającej, członek kierownictwa tej Rady, faworyt Pentagonu Ahmad Szalabi, i przedstawiciel irackich Kurdów, iracki minister spraw zagranicznych Hosziar Zebari - przybyli do Nowego Jorku, aby prosić ONZ o pomoc w uratowaniu amerykańskiego planu szybkiego przekazania władzy Irakijczykom bez wyborów powszechnych. Planowi temu zagraża żądanie duchowego przywódcy irackich szyitów, Alego al-Sistaniego, aby najpierw rozpisać w Iraku bezpośrednie wybory, gdyż rząd wyłoniony bez udziału całego narodu będzie niedemokratyczny.
Postulat Sistaniego w poniedziałek poparło podczas demonstracji w Bagdadzie około 100 tysięcy szyitów. Podobna demonstracja w Basrze na południu kraju zgromadziła w ubiegły czwartek 30 tysięcy ludzi. Szyici stanowią około 60 procent ludności Iraku.
Sistani sprzeciwia się wyłonieniu tymczasowego zgromadzenia i tymczasowego rządu irackiego drogą selekcji w trakcie zebrań w 18 prowincjach kraju, bo widzi w wyborach powszechnych najlepszą gwarancję zdobycia przez szyitów dominującej pozycji w nowych władzach. W dotychczasowych dziejach Iraku władza zawsze należała do sunnickiej mniejszości. Sistani obawia się, że w procesie "selekcji zamiast elekcji" górą znów okażą się sunnici w sojuszu z zaufanymi ludźmi Waszyngtonu.
Stany Zjednoczone liczą, że sekretarz generalny ONZ pomoże tymczasowym władzom koalicyjnym przekonać jednak Sistaniego, iż zorganizowanie szybkich wyborów powszechnych jest nierealne. Zaś udział ONZ w procesie politycznym w Iraku zwiększyłby wiarygodność procesu przekazywania władzy Irakijczykom.
Administracja Busha chciałaby, aby na czele zespołu ekspertów, którzy pojechaliby do Iraku, stanął Lakhdar Brahimi, były algierski minister spraw zagranicznych, który właśnie zakończył dwuletni pobyt w Afganistanie jako przedstawiciel ONZ w tym kraju. Jednak Brahimi powiedział w zeszłym tygodniu, że najpierw zamierza wziąć urlop wypoczynkowy.
Według poniedziałkowej prasy amerykańskiej i brytyjskiej, Annan, podobnie jak Brahimi, przychylają się do opinii Waszyngtonu, że szybkie wybory powszechne w Iraku są nierealne z uwagi na stan bezpieczeństwa, brak ordynacji wyborczej i list wyborczych. Eksperci ONZ zgadzają się też z Bremerem, że szybkie wybory byłyby ryzykowne politycznie, bo na tak wczesnym etapie demokratyzacji mogłyby przynieść sukces siłom skrajnym i zwiększyć napięcie, zamiast ułatwić stabilizację.
Jednak Annan nie zamierza się śpieszyć, bo, jak powiedział, chce najpierw "wyjaśnić", jaką dokładnie rolę miałaby odgrywać ONZ w procesie politycznym w Iraku. Jak powiedział "New York Timesowi" były ambasador Kanady przy ONZ David Malone, "ryzyko dla ONZ polega na tym, że Stany Zjednoczone mogą teraz po prostu szukać kozła ofiarnego, którego obwiniłyby o fiasko swego planu politycznego" dla Iraku.
em, pap