"Gruzja jest dziś podzielona, a naród poniżony. Niektórzy chcieliby, aby w ogóle Gruzji nie było, ale wrogowie się tego nie doczekają. Gruzja była, jest i będzie zawsze!" -powiedział w katedrze prezydent-elekt.
Saakaszwili, którego w wyborach poparło 96 proc. głosujących, poprzysiągł walczyć o zjednoczenie targanego przez separatyzmy kraju i umocnienie jego władz. "Stojąc u mogiły cara Dawida wszyscy powinniśmy powiedzieć: Gruzja wzmocni się, Gruzja zjednoczy się, Gruzja stanie się silną" - powiedział charyzmatyczny lider, apelując do rodaków, by "odłożyli wszystko" na bok i wykazali jedność.
Według ekspertów, najtrudniejsze zadanie, jakie stoi przed wykształconym na Zachodzie politykiem, bohaterem listopadowej pokojowej "rewolucji róż" to reintegracja kraju i zmuszenie abchaskich i południowoosetyjskich separatystów do podporządkowania się władzom centralnym.
W symbolicznym geście poparcia dla tych planów patriarcha Ilia II podarował Saakaszwilemu ikonę otaczanego w Gruzji wielką czcią świętego Jerzego, pochodzącą z jednego z abchaskich monastyrów, dziś znajdujących się na terytoriach poza kontrolą Tbilisi. "Gruzja liczy na Pana i wyczekuje zjednoczenia" - powiedział sędziwy hierarcha.
Saakaszwili zapowiedział, że urzędnicy państwowi w kraju, w którym przeciętna pensja to 50 dolarów, sami będą musieli "zacisnąć pasa", a policja "nie będzie oszczędzać pocisków" w walce z bandytyzmem i wszechobecną przestępczością zorganizowaną. W tej walce osiągnął już spore sukcesy doprowadzając do aresztowania domniemanego lidera mafii zajmującej się uprowadzaniem ludzi oraz dwóch wysoko postawionych funkcjonariuszy z czasów poprzedniego prezydenta Eduarda Szewardnadzego.
Oficjalna, świecka inauguracja prezydenta nastąpi w niedzielę w parlamencie w Tbilisi.
em, pap