TELEWIZJA

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z WALDEMAREM GASPEREM, wiceprezesem Radia Plus, współtwórcą Telewizji Familijnej
Wiesław Kot: - Kiedy zobaczymy na ekranie obraz Telewizji Familijnej, pierwszej polskiej stacji katolickiej, którą organizuje pan na podstawie koncesji przyznanej Telewizji Niepokalanów?
Waldemar Gasper: - Pół roku od momentu podpisania umów z inwestorami - a stanie się to niebawem - Telewizja Familijna powinna ruszyć. Negocjacje prowadzimy z największymi europejskimi inwestorami medialnymi, a spośród inwestorów krajowych wybraliśmy tych, którzy mają związek z pokrewnymi branżami - informatyką czy telekomunikacją. W zbliżającej się epoce "gospodarki cyfrowej" media, telekomunikacja i przemysł informatyczny ulegną procesowi konsolidacji. Dzięki takim inwestorom będziemy mogli produkować i emitować zarówno programy religijne, jak i informacje, publicystykę, filmy, seriale oraz programy rozrywkowe. Będzie to zatem telewizja uniwersalna.
- A skąd kadry?
- Projekt Telewizji Familijnej przygotował zespół mający znaczne doświadczenie medialne i menedżerskie. Są to ludzie, którzy w latach 1994-1996 pracowali w telewizji publicznej, ale także współtworzyli sukces wchodzącej na polski rynek stacji RTL7 i pracowali w innych stacjach prywatnych.
- Czy w takim natłoku kanałów widzicie państwo szansę zyskania szerszej widowni? Zestaw programów familijnych można codziennie odbierać w wielu stacjach komercyjnych.
- Na polskim rynku telewizyjnym funkcjonuje kilka podmiotów, ale wszystkie realizują podobną strategię programową. Nasza sytuacja przypomina rynek, który został zasypany wieloma gatunkami czekolady gorzkiej, a wszechobecna reklama przekonuje nas o jej zaletach. My natomiast oświadczamy, że oprócz czekolady gorzkiej nieźle smakuje także czekolada mleczna i chcielibyśmy ją mieć stale na rynku. Poza tym pamiętamy, że powtarzane wielokrotnie badania preferencji polskiej widowni dowodzą, iż znaczna jej część nie akceptuje nadmiaru przemocy czy promocji drastycznego przekraczania norm estetycznych i obyczajowych. Tymczasem obecne na polskim rynku stacje - niestety, łącznie z telewizją publiczną - walczą z konkurentami poprzez nasycanie programu tymi właśnie elementami.
- Nie krytykujecie państwo jednak stacji komercyjnych wyrażających poglądy liberalne, lecz wskazujecie, że podział rynku medialnego nie odpowiada stylowi myślenia całego społeczeństwa.
- Nie utożsamiałbym agresywnej ideologii promowanej przez część współczesnych mediów z tradycyjnym liberalizmem. To oczywiste, że Polacy są dzisiaj zróżnicowani pod względem wyborów światopoglądowych. To zróżnicowanie jest wartością. Problem polega jednak na tym, że to zróżnicowanie poglądów społecznych nie jest w naszym kraju odzwierciedlane przez stworzony, głównie decyzjami KRRiTV, porządek medialny, ze szczególnym uwzględnieniem rynku telewizyjnego. KRRiTV doprowadziła do powstania groteskowej nierównowagi, utrudniającej prowadzenie - bez uciekania się do agresji - debaty publicznej na wiele najważniejszych tematów. Chętnie oglądam TVN, zwłaszcza prezentowane tam programy informacyjne, które uważam za bardzo profesjonalne, i wcale nie przeszkadzają mi odmienne od moich sympatie światopoglądowe ujawnianie przez dziennikarzy tej stacji. Przeszkadza mi natomiast to, że mimo nieustannego przeglądania kanałów, nie można znaleźć takiego, który odzwierciedlałby i niejako potwierdzał wybory kulturowe, światopoglądowe i religijne czy bardziej konserwatywne gusta obyczajowe znacznej części polskiego społeczeństwa. To nie jest wyłącznie problem moich czy czyichkolwiek sympatii lub antypatii. Od tego, czy będzie istniał system medialny odzwierciedlający światopoglądowe zróżnicowanie Polaków, zależy kształt polskiej demokracji. Jeśli pewne istotne wybory światopoglądowe lub ideowe są marginalizowane i niejako delegalizowane w przestrzeni mediów, w ostatecznym rachunku zagraża to stabilności instytucji demokratycznych.
- Telewizja publiczna prezentuje jednak sporo programów zawierających treści wyłącznie religijne.
- Jednym z najbardziej popularnych przepisów na pozornie liberalną otwartość i bezstronność mediów jest tworzenie getta tematów katolickich, którymi powinny się zajmować wyodrębnione programy czy redakcje katolickie. W myśl gettowej formuły redakcji katolickiej dziennikarze katolicy, wypchnięci z pionów informacji, publicystyki i rozrywki, mieliby się zajmować wyłącznie informowaniem o wydarzeniach z życia Kościoła, rozumianego nie jako codzienne życie wspólnoty wiernych, ale jako suma wydarzeń o charakterze okolicznościowym czy urzędowym, związanych z bieżącym funkcjonowaniem samej instytucji. Na przykład prezes Miazek, zanim wyrzucił z telewizji dziennikarzy "Pulsu dnia", zachęcał ich, żeby jako katolicy "zajęli się raczej robieniem jakiegoś magazynu z życia Kościoła".
- Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji sprzyjała raczej stacjom komercyjnym niż tym o proweniencji katolickiej czy konserwatywnej. Może wierzyła, że one przetrwają na rynku?


Ponad 15 procent polskich odbiorców przekazu satelitarnego zadeklarowało ostatnio,
że chciałoby otrzymywać sygnał telewizji katolickiej


- To nie jest kwestia wiary, ale przesądu, że wartości są mniej fotogeniczne niż zło, że komercja oznacza jedynie przemoc i brutalność na ekranie. Tymczasem produktem komercyjnym jest to, co ludzie chcą kupić, a nie to, co zawiera więcej przemocy czy seksu. Na przykład ponad 15 proc. polskich odbiorców przekazu satelitarnego zadeklarowało ostatnio, że chciałoby otrzymywać sygnał telewizji katolickiej, mimo że słyszało jedynie o dotychczasowej, skromnej ofercie Telewizji Niepokalanów. Radio Plus - ogólnopolskie porozumienie programowe 25 stacji katolickich - po roku istnienia znalazło sobie miejsce na rynku radiowym, choć nie epatuje skandalami obyczajowymi, tylko proponuje rzetelną informację i publicystykę.
- Wyrażał pan też pogląd, że KRRiTV lubi wybierać za widzów.
- Jednym z przykładów takiego zachowania jest specyficzne potraktowanie dwóch występujących w procesie koncesyjnym podmiotów: telewizji katolickiej i Canal Plus. Jeden z nich reprezentuje instytucję, która przesądziła o tym, że zachowaliśmy swoją tożsamość i suwerenność, a przy tym stara się docierać do większości Polaków; drugi podmiot jest płatną, kodowaną telewizją przeznaczoną dla wąskiego kręgu odbiorców. Ale to Canal Plus już w pierwszym procesie koncesyjnym otrzymał częstotliwości do naziemnego nadawania, pozwalające mu docierać do 17 proc. populacji Polski, podczas gdy Telewizji Niepokalanów przyznano częstotliwość umożliwiającą dotarcie do 0,36 proc. Polaków. Mimo tych preferencji, do połowy 1998 r. Canal Plus pozyskał niespełna 90 tys. abonentów w całej Polsce. Przyznanie płatnej, kodowanej telewizji częstotliwości na nadawanie naziemne jest fenomenem w skali światowej (poza Francją, gdzie jednak Canal Plus rozwijał się pod politycznym protektoratem socjalistów, o czym było głośno już od końca lat 80.). Tym bardziej w sytuacji, kiedy częstotliwości naziemnych jest w naszym kraju bardzo mało, eter jest zapchany. Antena 1, telewizja, którą organizował Marian Terlecki, doświadczony twórca i menedżer telewizyjny, nie otrzymała koncesji, mimo że jej zaplecze finansowe było klarowne, zaś doświadczenie zawodowe tworzących ją dziennikarzy nie ustępowało zespołowi TVN, a na pewno przewyższało poziom ekipy Naszej Telewizji. Tymczasem koncesję otrzymała Nasza Telewizja, która nie dysponowała ani odpowiednim zapleczem finansowym, ani wizją rozwoju stacji, co można prześledzić w dokumentach koncesyjnych, które są przecież dostępne.
- Zarzuca pan radzie stosowanie raczej kryteriów komercyjnych niż merytorycznych.
- Jej decyzje trudne są do wytłumaczenia nawet wówczas, gdy zastosujemy kryteria czysto komercyjne. A przecież KRRiTV nie została powołana do tego, żeby organizować przetargi, ale żeby budować pluralistyczny ład medialny, który gwarantowałby na przykład upowszechnianie edukacji obywatelskiej, dostarczanie informacji, udostępnianie dóbr kultury i nauki. Tak przynajmniej definiuje cele istnienia KRRiTV ustawa o radiofonii i telewizji, będąca konstytucją polskich mediów.
- Możliwości telewizji komercyjnej osadzonej w tradycyjnych wartościach miał pan już okazję sprawdzić, pełniąc kierownicze stanowiska w dyrekcji I Programu TVP w czasach prezesury Wiesława Walendziaka.
- W latach 1994-1996 mieliśmy okazję dowieść w Jedynce fałszywości mitu, że Polacy nie chcą oglądać programów ambitniejszych, że misja telewizji publicznej musi wykluczać sukces finansowy. W kierowanych przeze mnie redakcjach rozrywki, publicystyki kulturalnej i społecznej wprowadziliśmy na antenę około stu cyklów programowych, takich jak "MDM", "Dziennik telewizyjny" Jacka Fedorowicza, "Zwyczajni - niezwyczajni", "Swojskie klimaty", "Śmiechu warte", "Od przedszkola do Opola", serię filmów dokumentalnych "Kultura duchowa narodu", "Frondę", liczne cykle dokumentalne przypominające historię PRL itp. Były to programy ambitne, nawet w kategorii programów rozrywkowych, odwoływały się do gustów i oczekiwań widza. Wszystkie miały wówczas liczną widownię, wiele z nich pozostało na antenie do dziś. Wychodziliśmy z założenia, że nawet kultura popularna może stabilizować wartości i symbole składające się na kulturę zachodnią. Stosując tę strategię, odnieśliśmy wówczas sukces finansowy, czyli komercyjny. W 1995 r. budżet Jedynki wyniósł ok. 120 mln zł, z czego w kierowanych przeze mnie redakcjach wydano ok. 50 mln zł. Zyski Jedynki z reklamy sięgnęły w tym czasie 400 mln zł.
- W Telewizji Familijnej też będzie pan produkował programy rozrywkowe. Tymczasem doświadczenie wskazuje, że różnice między programem o nacechowaniu tradycyjnym a - powiedzmy - nowoczesnym są tu umowne.
- Możliwość dokonywania takich wyborów można pokazać na konkretnych przykładach. Można mieć programy typu "Playback Show", gdzie dzieci naśladują zachowania gwiazd w rodzaju Madonny i Michaela Jacksona, albo analogiczny program "Od przedszkola do Opola", w którym dzieci razem z rodzicami wykonują w atmosferze rodzinnej zabawy ulubione przeboje całej rodziny. Proszę sobie wyobrazić, że to programy drugiego rodzaju gromadzą większą widownię. Można mieć na antenie "Randkę w ciemno" lub zakupiony przez nas do Jedynki, licencjonowany i cieszący się popularnością program "Nowożeńcy". Z wielu podobnych wyborów programowych można zbudować program stacji misyjnej, która odnosi jednocześnie sukces komercyjny.

Więcej możesz przeczytać w 38/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.