Rządowe agendy nie mają kluczowych dla funkcjonowania państwa informacji
Sytuacja w ZUS zagraża budżetowi państwa - uznano w Ministerstwie Finansów. Wicepremier Leszek Balcerowicz, zaniepokojony możliwością utraty płynności finansowej przez zakład, nakazał służbom skarbowym przeprowadzenie w nim kompleksowej kontroli. Sytuacja w ZUS pokazuje jeszcze groźniejszy dla państwa problem: rządowe agendy z różnych powodów nie mają kluczowych dla funkcjonowania państwa i gospodarki informacji. A to oznacza, że państwo jest słabo przygotowane na sytuacje kryzysowe. ZUS nie wie, kto jest naprawdę dłużnikiem, ile podmiotów powinno płacić składki i jakich wpływów może się spodziewać na koniec roku. Z kolei Ministerstwo Finansów nie wierzy w rzetelność przekazywanych mu przez zakład informacji, wobec czego nie wie, jaka jest jego rzeczywista kondycja.
Generalnie niewiedza różnych instytucji oznacza, że w Polsce łatwo jest ukryć marnotrawstwo, a nawet zwykłe złodziejstwo i oszustwa. Oznacza też, że wiele planowanych wydatków budżetowych wziętych jest z sufitu. Państwu potrzebna jest więc nie tylko reforma ZUS, ale wręcz rewolucja w obiegu informacji, podziale kompetencji i odpowiedzialności. W przeciwnym razie będziemy skazani na doraźne akcje, łatanie dziur i przesuwanie środków.
- Sytuacja jest absurdalna - mówi Ryszard Petru, doradca Leszka Balcerowicza. - Musimy mieć jasny obraz sytuacji i dlatego do ZUS wkroczyli urzędnicy skarbowi. Nie można przecież w nieskończoność przyjmować tłumaczeń, że wszystkiemu winny jest niesprawny system informatyczny, który uniemożliwia ustalenie, kto płaci, a kto nie płaci składek. Brak działań z naszej strony stwarzałby realne zagrożenie dla finansów państwa.
- Kontrole są dla nas czymś normalnym. W tej chwili nie wiemy jeszcze, czego będzie dotyczyć obecna kontrola skarbowa, ale nie sądzimy, że chodzi o akcję "łapać złodzieja" - uważa Anna Warchoł, rzecznik prasowy ZUS. Tymczasem łączne zadłużenie wobec ZUS sięga astronomicznej sumy 17,4 mld zł, z czego ok. 15 mld zł stanowią należności z lat poprzednich. To dwuipółkrotnie więcej niż z budżetu państwa wydajemy na edukację.
Do oskarżeń o bałagan i nieumiejętność ściągania składek dołączyły ostatnio zarzuty o niegospodarność. W sierpniu łódzki oddział ZUS kupił za 21 mln zł nieruchomość, która po pracach adaptacyjnych (pochłoną one jeszcze ponad 20 mln zł) ma być jego nową siedzibą ("interes" ten opisał "Super Express"). Nieruchomość tę (dawniej fabrykę odzieżową Próchnik - budynek biurowy, hala produkcyjna i działka o powierzchni 1,5 ha) zaledwie półtora miesiąca wcześniej kupiła firma Inflorex za 9,5 mln zł. Okazuje się też, że obecny szef oddziału ZUS przez cztery miesiące doradzał spółce Inflorex przy jednym z jej projektów budowlanych.
Ustawa budżetowa na 1999 r. przewiduje, że ZUS ma "przypilnować", aby ściągnąć co najmniej 98,9 proc. składek. Rzeczywista efektywność egzekwowania składek nie osiągnie zapewne nawet poziomu roku ubiegłe- go, czyli nieco ponad 96,1 proc. - Mamy informacje, iż ściągalność składek wynosi obecnie 94 proc., ale uważam, że jest to odsetek zawyżony - mówi Jan Lityński, przewodniczący sejmowej Komisji ds. Reformy Emerytalnej. Każdy punkt procentowy oznacza tymczasem ok. 700 mln zł.
Minister finansów zadecydował, że aparat skarbowy zajmie się koordynacją ściągania składek i będzie dyscyplinować dłużników ZUS. - To nic nie zmieni. Służby ZUS poradziłyby sobie same, gdyby oddziały regionalne wiedziały, kto płaci, a kto nie. Niestety, zostały pozbawione dostępu do tej wiedzy - uważa Anna Bańkowska, posłanka SLD, była prezes ZUS.
ZUS wykorzystał już 6,2 mld zł, czyli prawie 65 proc. przewidzianych w tegorocznym budżecie państwa dotacji. Prezes Stanisław Alot uważa, że wysokość dotacji jest niedoszacowana i już w marcu zwrócił się do Ministerstwa Finansów o dodatkowe 5,8 mld zł (równowartość 1 proc. PKB). - Trzeba poczynić szybkie kroki naprawcze, nie może być bowiem tak, że jeśli ktoś ze względu na swoje działania ma problemy, wyciąga potem rękę po pieniądze z kieszeni podatnika. Budżet to przecież nasze kieszenie - uważa wicepremier Leszek Balcerowicz. Opozycja domaga się odwołania prezesa Alota.
Generalnie niewiedza różnych instytucji oznacza, że w Polsce łatwo jest ukryć marnotrawstwo, a nawet zwykłe złodziejstwo i oszustwa. Oznacza też, że wiele planowanych wydatków budżetowych wziętych jest z sufitu. Państwu potrzebna jest więc nie tylko reforma ZUS, ale wręcz rewolucja w obiegu informacji, podziale kompetencji i odpowiedzialności. W przeciwnym razie będziemy skazani na doraźne akcje, łatanie dziur i przesuwanie środków.
- Sytuacja jest absurdalna - mówi Ryszard Petru, doradca Leszka Balcerowicza. - Musimy mieć jasny obraz sytuacji i dlatego do ZUS wkroczyli urzędnicy skarbowi. Nie można przecież w nieskończoność przyjmować tłumaczeń, że wszystkiemu winny jest niesprawny system informatyczny, który uniemożliwia ustalenie, kto płaci, a kto nie płaci składek. Brak działań z naszej strony stwarzałby realne zagrożenie dla finansów państwa.
- Kontrole są dla nas czymś normalnym. W tej chwili nie wiemy jeszcze, czego będzie dotyczyć obecna kontrola skarbowa, ale nie sądzimy, że chodzi o akcję "łapać złodzieja" - uważa Anna Warchoł, rzecznik prasowy ZUS. Tymczasem łączne zadłużenie wobec ZUS sięga astronomicznej sumy 17,4 mld zł, z czego ok. 15 mld zł stanowią należności z lat poprzednich. To dwuipółkrotnie więcej niż z budżetu państwa wydajemy na edukację.
Do oskarżeń o bałagan i nieumiejętność ściągania składek dołączyły ostatnio zarzuty o niegospodarność. W sierpniu łódzki oddział ZUS kupił za 21 mln zł nieruchomość, która po pracach adaptacyjnych (pochłoną one jeszcze ponad 20 mln zł) ma być jego nową siedzibą ("interes" ten opisał "Super Express"). Nieruchomość tę (dawniej fabrykę odzieżową Próchnik - budynek biurowy, hala produkcyjna i działka o powierzchni 1,5 ha) zaledwie półtora miesiąca wcześniej kupiła firma Inflorex za 9,5 mln zł. Okazuje się też, że obecny szef oddziału ZUS przez cztery miesiące doradzał spółce Inflorex przy jednym z jej projektów budowlanych.
Ustawa budżetowa na 1999 r. przewiduje, że ZUS ma "przypilnować", aby ściągnąć co najmniej 98,9 proc. składek. Rzeczywista efektywność egzekwowania składek nie osiągnie zapewne nawet poziomu roku ubiegłe- go, czyli nieco ponad 96,1 proc. - Mamy informacje, iż ściągalność składek wynosi obecnie 94 proc., ale uważam, że jest to odsetek zawyżony - mówi Jan Lityński, przewodniczący sejmowej Komisji ds. Reformy Emerytalnej. Każdy punkt procentowy oznacza tymczasem ok. 700 mln zł.
Minister finansów zadecydował, że aparat skarbowy zajmie się koordynacją ściągania składek i będzie dyscyplinować dłużników ZUS. - To nic nie zmieni. Służby ZUS poradziłyby sobie same, gdyby oddziały regionalne wiedziały, kto płaci, a kto nie. Niestety, zostały pozbawione dostępu do tej wiedzy - uważa Anna Bańkowska, posłanka SLD, była prezes ZUS.
ZUS wykorzystał już 6,2 mld zł, czyli prawie 65 proc. przewidzianych w tegorocznym budżecie państwa dotacji. Prezes Stanisław Alot uważa, że wysokość dotacji jest niedoszacowana i już w marcu zwrócił się do Ministerstwa Finansów o dodatkowe 5,8 mld zł (równowartość 1 proc. PKB). - Trzeba poczynić szybkie kroki naprawcze, nie może być bowiem tak, że jeśli ktoś ze względu na swoje działania ma problemy, wyciąga potem rękę po pieniądze z kieszeni podatnika. Budżet to przecież nasze kieszenie - uważa wicepremier Leszek Balcerowicz. Opozycja domaga się odwołania prezesa Alota.
Więcej możesz przeczytać w 38/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.