Rozmowa z LAMBERTO DINIM, ministrem spraw zagranicznych Republiki Włoskiej
Jacek Potocki: - Czy konflikt w Kosowie w jakikolwiek sposób osłabił strukturę Paktu Północnoatlantyckiego?
Lamberto Dini: - Nie sądzę. Nowym elementem jest to, że NATO interweniowało militarnie w suwerennym państwie bez dokładnie sprecyzowanego mandatu ONZ. Wiadomo, że w czasie jubileuszowej sesji z okazji 50-lecia sojuszu w Waszyngtonie zastanawiano się nad kwestią, jak NATO może uzasadnić swoje prawo do podejmowania akcji poza strefą swego działania. Pakt zasadniczo uznaje zasadę, że jego działania muszą być poprzedzone odpowiednim mandatem Rady Bezpieczeństwa, ale mogą się pojawić nadzwyczajne okoliczności, które usprawiedliwiają podjęcie przez określony czas interwencji nawet przed uzyskaniem mandatu ONZ albo w ogóle bez niego. Dzieje się tak również dlatego, że nie sposób uzyskać zgody, szczególnie w sprawach interwencji, przy takim składzie Rady Bezpieczeństwa i prawie weta stałych członków. Dlatego uważamy, że w sytuacjach wyjątkowych NATO musi działać samodzielnie przy podejmowaniu takich decyzji.
Lamberto Dini urodził się w 1931 r. we Florencji. Jest wybitnym znawcą finansów międzynarodowych. W latach 1959-1975 był pracownikiem Międzynarodowego Funduszu Walutowego w Waszyngtonie; do 1980 r. pełnił funkcję dyrektora funduszu na Włochy. W latach 1979-1994 był dyrektorem generalnym, a następnie prezesem Banku Narodowego Włoch. Na międzynarodowych rynkach finansowych bronił pozycji włoskiego lira. W maju 1995 r. został ministrem skarbu w rządzie Silvio Berlusconiego. Po upadku gabinetu prezydent powierzył mu misję sformowania nowego rządu. W latach 1995-1996 był premierem, a od kwietnia 1996 r. jest ministrem spraw zagranicznych, najpierw w rządzie Prodiego, a następnie D?Alemy.
- W Kosowie doszło do najpoważniejszego konfliktu na naszym kontynencie od zakończenia II wojny światowej. Jakie następstwa przyniósł on Europie?
- Sądzę, że mimo całej tragedii, jego wpływ był pozytywny, ponieważ Europa jeszcze raz uświadomiła sobie, że jest politycznie niedostosowana do obecnych warunków. Unia Europejska, która jest drugim najsilniejszym ugrupowaniem gospodarczym na świecie, pozostaje słaba w wymiarze politycznym. Zatem konflikt przyspieszył proces tworzenia się europejskiej tożsamości w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony. I to jest ten pozytywny efekt konfliktu w Kosowie - Europa musi prowadzić samodzielną politykę bezpieczeństwa.
- A efekt negatywny?
- Jedyny, jaki dostrzegam dla tego obszaru, to obawy, które interwencja NATO w Kosowie może w przyszłości wywołać w krajach południowo-wschodniej Europy i basenu Morza Śródziemnego, szczególnie uczulonych na punkcie swej suwerenności. Według nich, akcje mogą być prowadzone tylko na podstawie mandatu ONZ. W tym miesiącu podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ zamierzam przedstawić wszystkie negatywne skutki interwencji w Kosowie, które mogą stanowić podstawę dla nowych rozwiązań instytucjonalnych w zakresie praw człowieka.
- Włochy od samego początku były zainteresowane pokojowym rozwiązaniem konfliktu. Dziś są głównym inicjatorem Paktu Stabilizacyjnego dla Bałkanów. W jakim zakresie społeczność międzynarodowa może zapewnić skuteczną pomoc dla Bałkanów oraz trwały pokój w regionie?
- Jeśli nie powiodą się wysiłki Europy na rzecz stabilizacji regionu, ktoś inny będzie na tyle silny, by tego dokonać. Myślę, że jedynie Unia Europejska może wypracować wizję rozwoju gospodarczego i stabilności politycznej Bałkanów. Pakt Stabilizacyjny jest wspaniałą ideą, ale trzeba ją przełożyć na konkretne działania. Myślę, że już niedługo zaczniemy go realizować.
- Jakie warunki musi spełnić Jugosławia, by skorzystać z dobrodziejstw paktu?
- Żeby ubiegać się o pomoc oraz nawiązać bliskie kontakty z Europą, nowe państwa, które się wyłoniły z byłej Jugosławii, muszą zaakceptować zasadę poszanowania praw człowieka. Powinny też zdecydowanie zwalczać korupcję, przestępczość zorganizowaną czy handel narkotykami. Głównym założeniem Paktu Stabilizacyjnego jest stworzenie regionalnych programów w zakresie infrastruktury. Nie możemy jednak mówić o żadnych realnych programach stabilizacji w regionie bez przyłączenia się do nich demokratycznej Serbii, najważniejszego państwa postjugosłowiańskiego na Bałkanach.
- Mówi się, że demokrację w Serbii może zapewnić jedynie odejście prezydenta Milosevicia.
- Mam nadzieję, że prezydent Milosević będzie przestrzegał zasad demokracji, do czego się zobowiązał w wyborach. Niektórzy uważają, że były one nieuczciwe. Uważam, że Milosević powinien się zgodzić na zorganizowanie wyborów z udziałem obserwatorów międzynarodowych oraz zapewnić swobodny dostęp wszystkich partii, a zwłaszcza ugrupowań opozycyjnych, do mediów, by mogły prowadzić swą kampanię.
- Czy Włochy obawiają się kolejnej fali albańskich emigrantów?
- Nastąpił pewien postęp, ale niewielki i ten problem nadal istnieje. Rząd albański nie jest w stanie należycie kontrolować swych granic, łącznie z granicą morską. Jestem przekonany o dobrych intencjach rządu tego kraju, lecz Albania nie ma wystarczających środków, które mogłaby przeznaczyć na ten cel. Chcemy pomóc Albańczykom w ustabilizowaniu sytuacji na obszarze ich państwa. Włochy są dla nich krajem tranzytowym. Układ z Schengen sprawił, że problem emigrantów z krajów bałkańskich dotyczy nie tylko Włoch, ale całej Europy.
Jedynie Unia Europejska może wypracować wizję rozwoju gospodarczego i stabilności politycznej Bałkanów
- Często podkreśla pan konieczność dokonania reformy instytucjonalnej Unii Europejskiej jeszcze przed przyjęciem nowych członków. Jak daleko powinna ona pójść?
- Reforma musi objąć te mechanizmy, które wypracowano w czasie, gdy do ówczesnej EWG należało zaledwie sześć państw. Wówczas łatwo było znaleźć konsensus przy podejmowaniu decyzji. Po rozszerzeniu Unii Europejskiej stało się to znacznie trudniejsze. Zatem przed przyjęciem nowych członków należy zasadę jednomyślności przy podejmowaniu pewnych decyzji zastąpić zasadą większości głosów. Trzeba się zastanowić nad rozmiarami Komisji Europejskiej oraz zasadami głosowania, które powinny uwzględniać dwa kryteria: wskaźnik PKB reprezentowanych w niej krajów oraz liczbę ludności.
- Czy Polska może być przyjęta do Unii Europejskiej w 2003 r.? Jakie są szanse na to, że terminy zakończenia negocjacji zostaną ustalone na szczycie UE w Helsinkach?
- Jeszcze zbyt wcześnie mówić o nastawieniu szefów rządów, kiedy zaczną analizować "za" i "przeciw" wobec poszczególnych kandydatów, by wyznaczyć termin zakończenia negocjacji. Wydaje mi się, że byłoby ważne dla Polski, by sama spróbowała określić datę zakończenia rokowań. To może stworzyć silny bodziec dla zespołów negocjacyjnych komisji, by się trzymać terminu i zakończyć rokowania do końca roku 2002. Nie byłoby to takie nierealne. Ale to zależy od tempa reform, które w Polsce w dużej mierze udało się przeprowadzić. Uważamy, że pierwsza grupa krajów kandydackich zostanie przyjęta do unii w 2003 r. Intencją unii jest zakończenie tego procesu i rozpoczęcie negocjacji z kolejnymi kandydatami. Deklarujemy pełne poparcie dla członkostwa Polski w Unii Europejskiej.
- Kiedy przyjmowano nowe państwa do NATO, Włochy podkreśłały konieczność uwzględnienia stanowiska Rosji. Jak pan ocenia aktualną kondycję Rosji i jej zdolność do odgrywania konstruktywnej roli w stosunkach międzynarodowych?
- Sądzę, że wszyscy powinniśmy uczynić, co tylko jest możliwe, by pomóc Rosji. Realizuje ona niezwykle trudny program transformacji swojej gospodar- ki. Żaden kraj Europy Wschodniej nie funkcjonował przez 70 lat w warunkach gospodarki planowej, nakazowej, pozbawionej jakichkolwiek elementów rynkowych. W Rosji jest niewielkie poszanowanie instytucji demokratycznych, co być może ułatwiło wykorzystanie gospodarki rynkowej jako pola do nadużyć. Żadne państwo nie może rozwijać swej gospodarki, jeśli notuje takie straty, jakie poniosła Rosja. W naszym i w waszym interesie jest pomaganie Rosjanom w stabilizowaniu sytuacji w ich kraju. W szczególności nie należy podejmować działań, które poniżałyby ten wielki naród. Niestety, pojawiały się takie tendencje, co uważam za wielki błąd. Chcemy, by Rosja była bliżej NATO i bliżej G-8. W tym kontekście należy uznać, że państwo to odegrało bardzo ważną i pożyteczną rolę w osiągnięciu rozwiązania konfliktu w Kosowie. Nie byłbym pewien, czy Milo?sević wycofałby się z Kosowa bez interwencji Rosji, która uświadomiła mu, że nie popiera jego polityki.
- Czy jako ekspert finansowy dostrzega pan symptomy światowego kryzysu finansowego?
- Nie dostrzegam takiego zagrożenia z dwóch powodów. Kraje, które przeszły przez surową szkołę kryzysu meksykańskiego w latach 1994-1995 i azjatyckiego, wiedzą już, że nikt nie może mieć zbyt łatwego dostępu do kapitału i uzyskiwać łatwych kredytów. Jeśli korzysta się z wielkiego kapitału, nie posiadając solidnych instytucji finansowych, wyposażonych w systemy nadzoru i kontroli, można popaść w poważne kłopoty. Zwłaszcza kryzys azjatycki ostrzegł wszystkie kraje, że można się solidnie poparzyć, gdy się przesadzi. Tego nauczyły się również na własnej skórze międzynarodowe instytucje finansowe oraz banki, ponieważ poniosły ogromne straty. Będą unikały takiej sytuacji w przyszłości, stosując bardziej roztropne kryteria.
Rozmawiał Jacek Potocki
Lamberto Dini: - Nie sądzę. Nowym elementem jest to, że NATO interweniowało militarnie w suwerennym państwie bez dokładnie sprecyzowanego mandatu ONZ. Wiadomo, że w czasie jubileuszowej sesji z okazji 50-lecia sojuszu w Waszyngtonie zastanawiano się nad kwestią, jak NATO może uzasadnić swoje prawo do podejmowania akcji poza strefą swego działania. Pakt zasadniczo uznaje zasadę, że jego działania muszą być poprzedzone odpowiednim mandatem Rady Bezpieczeństwa, ale mogą się pojawić nadzwyczajne okoliczności, które usprawiedliwiają podjęcie przez określony czas interwencji nawet przed uzyskaniem mandatu ONZ albo w ogóle bez niego. Dzieje się tak również dlatego, że nie sposób uzyskać zgody, szczególnie w sprawach interwencji, przy takim składzie Rady Bezpieczeństwa i prawie weta stałych członków. Dlatego uważamy, że w sytuacjach wyjątkowych NATO musi działać samodzielnie przy podejmowaniu takich decyzji.
Lamberto Dini urodził się w 1931 r. we Florencji. Jest wybitnym znawcą finansów międzynarodowych. W latach 1959-1975 był pracownikiem Międzynarodowego Funduszu Walutowego w Waszyngtonie; do 1980 r. pełnił funkcję dyrektora funduszu na Włochy. W latach 1979-1994 był dyrektorem generalnym, a następnie prezesem Banku Narodowego Włoch. Na międzynarodowych rynkach finansowych bronił pozycji włoskiego lira. W maju 1995 r. został ministrem skarbu w rządzie Silvio Berlusconiego. Po upadku gabinetu prezydent powierzył mu misję sformowania nowego rządu. W latach 1995-1996 był premierem, a od kwietnia 1996 r. jest ministrem spraw zagranicznych, najpierw w rządzie Prodiego, a następnie D?Alemy.
- W Kosowie doszło do najpoważniejszego konfliktu na naszym kontynencie od zakończenia II wojny światowej. Jakie następstwa przyniósł on Europie?
- Sądzę, że mimo całej tragedii, jego wpływ był pozytywny, ponieważ Europa jeszcze raz uświadomiła sobie, że jest politycznie niedostosowana do obecnych warunków. Unia Europejska, która jest drugim najsilniejszym ugrupowaniem gospodarczym na świecie, pozostaje słaba w wymiarze politycznym. Zatem konflikt przyspieszył proces tworzenia się europejskiej tożsamości w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony. I to jest ten pozytywny efekt konfliktu w Kosowie - Europa musi prowadzić samodzielną politykę bezpieczeństwa.
- A efekt negatywny?
- Jedyny, jaki dostrzegam dla tego obszaru, to obawy, które interwencja NATO w Kosowie może w przyszłości wywołać w krajach południowo-wschodniej Europy i basenu Morza Śródziemnego, szczególnie uczulonych na punkcie swej suwerenności. Według nich, akcje mogą być prowadzone tylko na podstawie mandatu ONZ. W tym miesiącu podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ zamierzam przedstawić wszystkie negatywne skutki interwencji w Kosowie, które mogą stanowić podstawę dla nowych rozwiązań instytucjonalnych w zakresie praw człowieka.
- Włochy od samego początku były zainteresowane pokojowym rozwiązaniem konfliktu. Dziś są głównym inicjatorem Paktu Stabilizacyjnego dla Bałkanów. W jakim zakresie społeczność międzynarodowa może zapewnić skuteczną pomoc dla Bałkanów oraz trwały pokój w regionie?
- Jeśli nie powiodą się wysiłki Europy na rzecz stabilizacji regionu, ktoś inny będzie na tyle silny, by tego dokonać. Myślę, że jedynie Unia Europejska może wypracować wizję rozwoju gospodarczego i stabilności politycznej Bałkanów. Pakt Stabilizacyjny jest wspaniałą ideą, ale trzeba ją przełożyć na konkretne działania. Myślę, że już niedługo zaczniemy go realizować.
- Jakie warunki musi spełnić Jugosławia, by skorzystać z dobrodziejstw paktu?
- Żeby ubiegać się o pomoc oraz nawiązać bliskie kontakty z Europą, nowe państwa, które się wyłoniły z byłej Jugosławii, muszą zaakceptować zasadę poszanowania praw człowieka. Powinny też zdecydowanie zwalczać korupcję, przestępczość zorganizowaną czy handel narkotykami. Głównym założeniem Paktu Stabilizacyjnego jest stworzenie regionalnych programów w zakresie infrastruktury. Nie możemy jednak mówić o żadnych realnych programach stabilizacji w regionie bez przyłączenia się do nich demokratycznej Serbii, najważniejszego państwa postjugosłowiańskiego na Bałkanach.
- Mówi się, że demokrację w Serbii może zapewnić jedynie odejście prezydenta Milosevicia.
- Mam nadzieję, że prezydent Milosević będzie przestrzegał zasad demokracji, do czego się zobowiązał w wyborach. Niektórzy uważają, że były one nieuczciwe. Uważam, że Milosević powinien się zgodzić na zorganizowanie wyborów z udziałem obserwatorów międzynarodowych oraz zapewnić swobodny dostęp wszystkich partii, a zwłaszcza ugrupowań opozycyjnych, do mediów, by mogły prowadzić swą kampanię.
- Czy Włochy obawiają się kolejnej fali albańskich emigrantów?
- Nastąpił pewien postęp, ale niewielki i ten problem nadal istnieje. Rząd albański nie jest w stanie należycie kontrolować swych granic, łącznie z granicą morską. Jestem przekonany o dobrych intencjach rządu tego kraju, lecz Albania nie ma wystarczających środków, które mogłaby przeznaczyć na ten cel. Chcemy pomóc Albańczykom w ustabilizowaniu sytuacji na obszarze ich państwa. Włochy są dla nich krajem tranzytowym. Układ z Schengen sprawił, że problem emigrantów z krajów bałkańskich dotyczy nie tylko Włoch, ale całej Europy.
Jedynie Unia Europejska może wypracować wizję rozwoju gospodarczego i stabilności politycznej Bałkanów
- Często podkreśla pan konieczność dokonania reformy instytucjonalnej Unii Europejskiej jeszcze przed przyjęciem nowych członków. Jak daleko powinna ona pójść?
- Reforma musi objąć te mechanizmy, które wypracowano w czasie, gdy do ówczesnej EWG należało zaledwie sześć państw. Wówczas łatwo było znaleźć konsensus przy podejmowaniu decyzji. Po rozszerzeniu Unii Europejskiej stało się to znacznie trudniejsze. Zatem przed przyjęciem nowych członków należy zasadę jednomyślności przy podejmowaniu pewnych decyzji zastąpić zasadą większości głosów. Trzeba się zastanowić nad rozmiarami Komisji Europejskiej oraz zasadami głosowania, które powinny uwzględniać dwa kryteria: wskaźnik PKB reprezentowanych w niej krajów oraz liczbę ludności.
- Czy Polska może być przyjęta do Unii Europejskiej w 2003 r.? Jakie są szanse na to, że terminy zakończenia negocjacji zostaną ustalone na szczycie UE w Helsinkach?
- Jeszcze zbyt wcześnie mówić o nastawieniu szefów rządów, kiedy zaczną analizować "za" i "przeciw" wobec poszczególnych kandydatów, by wyznaczyć termin zakończenia negocjacji. Wydaje mi się, że byłoby ważne dla Polski, by sama spróbowała określić datę zakończenia rokowań. To może stworzyć silny bodziec dla zespołów negocjacyjnych komisji, by się trzymać terminu i zakończyć rokowania do końca roku 2002. Nie byłoby to takie nierealne. Ale to zależy od tempa reform, które w Polsce w dużej mierze udało się przeprowadzić. Uważamy, że pierwsza grupa krajów kandydackich zostanie przyjęta do unii w 2003 r. Intencją unii jest zakończenie tego procesu i rozpoczęcie negocjacji z kolejnymi kandydatami. Deklarujemy pełne poparcie dla członkostwa Polski w Unii Europejskiej.
- Kiedy przyjmowano nowe państwa do NATO, Włochy podkreśłały konieczność uwzględnienia stanowiska Rosji. Jak pan ocenia aktualną kondycję Rosji i jej zdolność do odgrywania konstruktywnej roli w stosunkach międzynarodowych?
- Sądzę, że wszyscy powinniśmy uczynić, co tylko jest możliwe, by pomóc Rosji. Realizuje ona niezwykle trudny program transformacji swojej gospodar- ki. Żaden kraj Europy Wschodniej nie funkcjonował przez 70 lat w warunkach gospodarki planowej, nakazowej, pozbawionej jakichkolwiek elementów rynkowych. W Rosji jest niewielkie poszanowanie instytucji demokratycznych, co być może ułatwiło wykorzystanie gospodarki rynkowej jako pola do nadużyć. Żadne państwo nie może rozwijać swej gospodarki, jeśli notuje takie straty, jakie poniosła Rosja. W naszym i w waszym interesie jest pomaganie Rosjanom w stabilizowaniu sytuacji w ich kraju. W szczególności nie należy podejmować działań, które poniżałyby ten wielki naród. Niestety, pojawiały się takie tendencje, co uważam za wielki błąd. Chcemy, by Rosja była bliżej NATO i bliżej G-8. W tym kontekście należy uznać, że państwo to odegrało bardzo ważną i pożyteczną rolę w osiągnięciu rozwiązania konfliktu w Kosowie. Nie byłbym pewien, czy Milo?sević wycofałby się z Kosowa bez interwencji Rosji, która uświadomiła mu, że nie popiera jego polityki.
- Czy jako ekspert finansowy dostrzega pan symptomy światowego kryzysu finansowego?
- Nie dostrzegam takiego zagrożenia z dwóch powodów. Kraje, które przeszły przez surową szkołę kryzysu meksykańskiego w latach 1994-1995 i azjatyckiego, wiedzą już, że nikt nie może mieć zbyt łatwego dostępu do kapitału i uzyskiwać łatwych kredytów. Jeśli korzysta się z wielkiego kapitału, nie posiadając solidnych instytucji finansowych, wyposażonych w systemy nadzoru i kontroli, można popaść w poważne kłopoty. Zwłaszcza kryzys azjatycki ostrzegł wszystkie kraje, że można się solidnie poparzyć, gdy się przesadzi. Tego nauczyły się również na własnej skórze międzynarodowe instytucje finansowe oraz banki, ponieważ poniosły ogromne straty. Będą unikały takiej sytuacji w przyszłości, stosując bardziej roztropne kryteria.
Rozmawiał Jacek Potocki
Więcej możesz przeczytać w 38/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.