Według zarządu, punktem kulminacyjnym tego "kryzysu" stały się wypowiedzi Lisa dla "Newsweeka". "Tomasz Lis nie uprzedził o nich kierownictwa stacji i nie starał się zapobiec ich nieuchronnym, negatywnym skutkom dla stacji i jej programów informacyjnych" - czytamy w stanowisku TVN.
"Późniejszy brak jednoznacznej wypowiedzi, iż nie będzie brał udziału w życiu politycznym stał w sprzeczności z zasadą bezstronności, godząc w wiarygodność programów informacyjnych oraz w apolityczną formułę Telewizji TVN" - oświadczyło kierownictwo stacji.
"Moje stanowisko w sprawie ewentualnych planów politycznych było od początku jasne. Jestem dziennikarzem, chcę być nim nadal, a planów politycznych nie mam. Mówiłem to przez wiele miesięcy i powtarzam to teraz, nie ma więc mowy o sugerowanej przez TVN niejednoznaczności mojego stanowiska" - stwierdził Lis.
Przypomniał, że taką deklarację chciał złożyć publicznie, w "Faktach". "Uniemożliwiono mi to. Jednocześnie w programie, na którego wiarygodność przez lata pracowałem, podważono moją wiarygodność. Nie podjęto ze mną żadnych rozmów, a jedynie zakomunikowano o arbitralnej decyzji" - dodał.
"Nie dano mi szansy pożegnania się z widzami +Faktów+, a więc tą drogą serdecznie im dziękuję. Dziękuję wszystkim, którzy przez tyle lat mi kibicowali, a w ostatnich dwóch tygodniach dawali mi liczne dowody sympatii. Nigdy tego nie zapomnę" - napisał dziennikarz w oświadczeniu.
oj, pap