Bogactwo naturalne Charlize
Mianem karłowatych "reklamowych hobbitów" określa przemysł reklamowy wybory prezydenckie oraz ważne wydarzenia sportowe w zestawieniu z nocą Oscarów. Transmisja z tegorocznej uroczystości dotarła do 43,5 mln Amerykanów. Telewizyjny zasięg tego wydarzenia winduje ceny reklam do astronomicznego poziomu: cena 30-sekundowego spotu wynosi 2,5 mln USD! Jeśli doliczyć koszty produkcji reklam i częstotliwość ich pokazywania, podczas gali firmy wydają na reklamę ponad 100 mln USD.
W ślady firm idą państwa. Tegoroczny zwycięzca "Władca Pierścieni. Powrót Króla" okazał się skarbem narodowym Nowej Zelandii. Rząd tego kraju przeznaczył na promocję filmu 4 mln USD, w nadziei, że sukces trylogii Petera Jacksona wypromuje wyspę. Minister Mike Hodgsen, który został specjalnym chargee d'affair do spraw "Władcy Pierścieni", wyznał prasie, że jego zadaniem, jest "wyciągnięcie maksymalnych korzyści z popularności filmu na rzecz rozwoju turystyki i przemysłu filmowego na Nowej Zelandii". Podobnie jest z Charlize Theron (laureatką w kategorii "główna rola żeńska"), którą rząd Republiki Południowej Afryki okrzyknął "największym bogactwem naturalnym" kraju. Prezydent Thabo Mbeki powiedział, że Charlize to "czyste złoto". Z gwiazdą chce się spotkać Nelson Mandela, poprzedni prezydent RPA. Po tegorocznych Oscarach przestał on być najpopularniejszym na świecie obywatelem swego kraju. Jak na ironię, w rodzinnym mieście pięknej Charlize kina nie wyświetlają filmu "Monster", gdyż tamtejsi dystrybutorzy uznali go za niszowy.
Wkurzony Murray
Tegoroczne Oscary okazały się najmniej fascynujące dla krytyków i publiczności. Zwycięstwo "Władcy Pierścieni" uznano za "oczywiste, przewidywalne i nudne", a samą ceremonię za usypiającą. Nieco emocji wzbudził tylko werdykt w kategorii "najlepsza pierwszoplanowa rola męska". Bill Murray, wyróżniony wcześniej Złotym Globem i brytyjską nagrodą Bafta za rolę w "Między słowami", nie umiał zachować pokerowej twarzy, gdy okazało się, że statuetka wędruje do rąk Seana Penna. Z przecieków wiadomo, że 53-letni Murray po zakończeniu ceremonii zrobił organizatorom karczemną awanturę, krzycząc, że gdyby wcześniej wiedział, jak to się skończy, jego noga nie postałaby w Kodak Theatre.
Tegoroczną galę cechowała wyjątkowa polityczna poprawność. Nie było nieobyczajnych gestów i pocałunków, żadnych otwartych deklaracji politycznych, które towarzyszyły zeszłorocznym Oscarom. Jedynie niepoprawny Sean Penn ośmielił się napomknąć że "nie ma najlepszego aktora, tak jak nie było broni masowej zagłady" (w domyśle - w Iraku).
Marta Fita-Czuchnowska (Los Angeles)
Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost". W sprzedaży od poniedziałku, 8 marca.
W numerze także: Skok na zero (W policji najłatwiej można ukraść pieniądze z najbardziej tajnego funduszu).