Co za radość, siła przekazu może czasem pokonać miałkość współczesnych mediów!
Każdemu, kogo choć trochę obchodzi wizerunek Polski na świecie, ostatnie tygodnie dostarczyły mnóstwo powodów do frustracji. Żaden wizażysta ani rzecznik prasowy nie wytłumaczy naszym współobywatelom (a co dopiero przedstawicielom innych państw), dlaczego nasze władze tak się męczą same ze sobą właśnie wtedy, gdy mają się skupić na ,,nowym początku". Co za szczęście, że dwa ważne wydarzenia kulturalne pozwalają nam odetchnąć z ulgą. Literacka Nagroda Nobla dla Güntera Grassa dała nam, Polakom, szczególną satysfakcję. Oto Kaszub z Gdańska, który rozsławił ,,Blaszanym bębenkiem" swoje i nasze rodzime strony, jest na pierwszych stronach gazet. Wszystkie dramatyczne apele o zachowanie tożsamości znalazły tym samym prostą odpowiedź. Jeśli jest się kimś, bo nie zapomina się o swoich korzeniach, jest się częścią narodu, czyli rozumie się i nie zapomina o jego wielkości pomieszanej z małością, to wówczas gdziekolwiek się będzie i w jakimkolwiek języku będzie się pisać, dotknie się uniwersum przez sferę emocji, jakie budzi konkret i detal. Samorząd Gdańska, który z radością zareagował na nagrodę dla wielkiego Kaszuba, mieszkańcy domu, w którym się urodził - wszyscy oni wprost czy pośrednio udowodnili, że tylko będąc sobą, jest się kimś. Mam nadzieję, że jako Grass revival pojawi się znowu w naszych klubach filmowych i kinach ,,Blaszany bębenek", w którym wśród plejady niemieckich aktorów zobaczymy naszą gwiazdę - Daniela Olbrychskiego. Szczęśliwie możemy kontynuować tę kurację oczyszczającą z nieestetycznej twórczości polityków. Oto nagrodę Nike otrzymał Stanisław Barańczak, nasz rodak, który od 1981 r. kieruje katedrą na amerykańskim Harvardzie. Wszyscy, którzy zapomnieli, z jakiej Polski wyemigrował i do jakiej Polski teraz często wraca, mogą sobie to bez trudu przypomnieć, czytając debiutancki tomik poetycki ,,Jednym tchem". Może z tej okazji Teatr Stu (nie mylić z Ruchem Stu, też zorientowanym na estetykę, ale w polityce) wznowi swój słynny spektakl sprzed lat właśnie tak zatytułowany - ,,Jednym tchem". Boleję jak wszyscy nad amerykanizacją mediów. Częścią tego procesu jest budowanie rynku informacyjnego, możliwości kreowania gwiazd i przemawiania do milionów. Otóż częściej czyta się tych, których można zobaczyć w świetle reflektorów. Dzięki pogoni za sensacją i łatwymi do skonsumowania wydarzeniami widz może zacząć czytać, obraz przypomni mu o sławie - lokalne staje się globalnym. Co za radość, siła przekazu może czasem pokonać miałkość współczesnych mediów!
Więcej możesz przeczytać w 41/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.