Zaznaczył, że rozmowa planowana była wcześniej, doszło do niej z inicjatywy Busha, a odbyła się w związku z rocznicą wybuchu wojny z Irakiem.
Prezydenci omawiali dalszy udział Polski w koalicji antyterrorystycznej. Według Siwca, Kwaśniewski powiedział, że będziemy w Iraku tak długo jak trzeba, aby osiągnąć zamierzone cele, i jeszcze jeden dzień.
Kwaśniewski nawiązał do - jak to określił Siwiec - "nieporozumień leksykalno-translatorskich", w czwartkowej rozmowie z dziennikarzami zagranicznymi, kiedy to prezydent powiedział, że ma "dyskomfort polegający na tym, że byliśmy zwodzeni informacjami o broni masowego rażenia, itd." Według Siwca, całą sprawę można spuentować prosto: nie musimy wspólnie ze Stanami Zjednoczonymi przykładać aż takiej rangi do nieporozumień w tłumaczeniach, w związku z tym, że nasze braterstwo broni wykuwane jest i w polityce, i tam, na ziemi w Iraku".
Komentarz bagatelizowany później przez polskie władze wywołał duże poruszenie za oceanem.
Doradczyni Busha do spraw bezpieczeństwa narodowego Condoleezza Rice oświadczyła w wywiadzie dla CNN, że rozmawiała z Polakami i "sądzą oni, iż trochę źle ich zrozumiano, bo w tej sprawie nie ma lepszego sojusznika niż Polacy".
Jednak wiceminister obrony USA Paul Wolfowitz zakwestionował użyte przez prezydenta RP określenie, iż był on "zwodzony informacjami o broni masowego rażenia". "Ja używam słowa +zwodzić+, gdy ktoś zna jakiś fakt i stara się komuś wmówić co innego. Kiedy zaś ktoś przedstawia ocenę jakiejś sytuacji opartą na swej najlepszej wiedzy i potem ta ocena okazuje się błędna, to takie jest życie. To się często zdarza" - powiedział Wolfowitz w wywiadzie telewizyjnym.
Wypowiedź Kwaśniewskiego wywołała w Waszyngtonie spekulacje, że inne europejskie kraje koalicji w Iraku mogą pójść śladem Hiszpanii, gdzie po wyborczej klęsce rządu premiera Jose Marii Aznara jego następca Jose Luis Rodriguez Zapatero zapowiedział, że wycofa wojska z Iraku.
Kontrowersyjna wypowiedź stała się też tematem komentarza w "New York Timesie" pióra Paula Krugmana, który przytoczył ją jako przykład skutków załamania się wiarygodności USA w wyniku tego, że w Iraku nie znaleziono broni masowego zniszczenia.
Wrzawa wokół oświadczenia polskiego prezydenta powstała częściowo dlatego, że przeszło ono dwukrotne tłumaczenie. Amerykanie wzięli je z serwisu francuskiej agencji AFP, w rezultacie słowa "zwodzono nas" zostały przetłumaczone jako "we were taken for a ride", co znaczy dosłownie: "nabrano nas".
W takiej, mocniejszej wersji wypowiedź Kwaśniewskiego cytuje Krugman, a także amerykański autor e-maila do biura PAP w Waszyngtonie, który napisał: "Jeśli Polacy uważają, że ich nabraliśmy, to niech zabierają swoje wojska z Iraku. Nie chcemy ich u boku naszych dzielnych żołnierzy".
W czwartek rzecznik Departamentu Stanu, Adam Ereli, poproszony o skomentowanie słów Kwaśniewskiego, odpowiedział, że rząd amerykański "nie ma żadnych sygnałów", by Polska miała cofnąć militarne poparcie dla USA w Iraku.
Niektórzy zwrócili jednak uwagę na inną wypowiedź prezydenta RP, który mówił, że Polska może wycofać swe wojska z Iraku na początku 2005 r., jeśli pozwoli na to sytuacja w tym kraju. Media przypomniały, że poprzednio rząd polski mówił o wycofaniu wojsk dopiero w połowie przyszłego roku.
oj, pap